Выбрать главу

Jego ciało starało się zapaść, usnąć, tak jak opadły liść usycha przed zimą w trawie. Mocniej wpił się dłońmi w metalowy panel, chociaż nie było tam nic, czego mógłby się dobrze uchwycić. Mimo to bezrozumnie drapał paznokciami po gołym metalu, usiłując wbić weń palce. Spoglądając na zewnątrz widział teraz wyraźnie centrum, do którego zbiegały się wszystkie drogi. Była to wysoka, kamienna piramida górująca nad otaczającym ją płaskim krajobrazem. Drogi, które widział, nie kończyły się u stóp budowli, ale biegły pod górę spotykając się na samym jej szczycie.

Przez chwilę przyglądał się szczytowi piramidy, na którym dostrzegał grupę ostrych, wysokich struktur zdających się wyciągać ku niemu w oczekiwaniu, aż się na nie nadzieje. Kiedy je obserwował, instynktownie wiedział już, jakie było źródło przestrachu. Z jego gardła wydobył się krzyk. Na uginających się nogach odszedł parę kroków od panela. Przez chwilę się wahał. Potem nagle lata doświadczenia podświadomie wzięły górę i ruszył w kierunku pulpitu sterowniczego. Odbezpieczył z zapięć czarną skrzynkę, wziął ją pod pachę i wybiegł z pomieszczenia.

Przypomniał sobie, że słyszał tylko dwa głuche uderzenia. Jeśli miał rację, to pozostała jeszcze jedna kapsuła ratunkowa. Zimny pot oblewał mu ciało na samą myśl, że mógł nie usłyszeć jednego uderzenia i nie zauważyć, że wszystkie kapsuły zostały wykorzystane.

Pamięć jednak nie zawiodła go. Użyto dwóch kap-sół. Trzecia nadal tkwiła na swoim miejscu.

Rozdział 27

]VLary usiłowała usiąść na łóżku.

— Wyrzucili mnie! — krzyczała. — Wyrzucili mnie z Nieba!

Wysiłek okazał się nadaremny i kobieta opadła na poduszkę. W kącikach ust miała pianę. Szeroko otwarte oczy wydawały się nie zauważać niczego.

Pielęgniarka podała Tennysonowi strzykawkę. Wbił igłę w ramię Mary i powoli wstrzyknął jej lek. Później oddał strzykawkę pielęgniarce.

Mary podniosła rękę i zacisnęła kilkakrotnie dłoń w powietrzu, tak jakby starała się coś schwycić. Zaczęła coś mamrotać. Po chwili dało się odróżnić poszczególne słowa:

— Duży i czarny… Pogroził mi palcem…

Jej głowa ciężko opadła na poduszkę. Powieki przesłoniły oczy, w których widniało szaleństwo. Usiłowała jeszcze raz podnieść dłoń, by chwycić coś w powietrzu, lecz ręka opadła na prześcieradło, a palce się rozluźniły.

Tennyson spojrzał na Ecuyera stojącego po drugiej stronie łóżka.

— Niech mi pan powie, co się stało. I jak to się stało.

— Wróciła w tym stanie z ostatniej wyprawy. Majaczyła w przestrachu.

— Przytrafiało się to już wcześniej? Jakimś innym Słuchaczom?

— Czasami, chociaż raczej rzadko — odparł Ecuyer. — Prawdę mówiąc, bardzo rzadko. Bywa, że wracają przestraszeni z miejsca, które niezbyt przypadło im do gustu, ale jest to jedynie chwilowy, szybko mijający strach. Kiedy orientują się, że są na miejscu i nic im nie zagraża, wszystko wracało do normy. W przypadkach ekstremalnych przeżycia, jakich doznali, mogą mieć wpływ na ich psychikę. Mogą powracać w snach. Efekt jest jednak zawsze krótkotrwały, po niedługim czasie ustępuje. Nigdy jeszcze nie widziałem czegoś takiego jak w przypadku Mary.

— Za chwilę się uspokoi — Tennyson spojrzał z troską na pacjentkę. — Lek, który jej podałem, ma dość silne działanie uspokajające. Powinien wystarczyć na kilka godzin. Kiedy się ocknie, będzie dosyć skołowana. To przez spowolnienie przekazu impulsów w ośrodkach nerwowych. Nawet jeśli nadal będzie pamiętać, to i tak nie powinno to mieć większego znaczenia. A później zobaczymy.

— Wciąż jej się wydaje, że znalazła Niebo — powiedział cicho Ecuyer. — Została stamtąd wyrzucona, ale nadal myśli, że to Niebo. Dlatego właśnie jest tak wzburzona. Rozumiesz, jakie to ma dla niej znaczenie. Znalazła Niebo, z którego jednak została usunięta.

— Powiedziała coś więcej? Zanim przyszedłem? Ecuyer zaprzeczył kręcąc głową.

— Parę szczegółów, to wszystko. Mówiła coś o mężczyźnie, czarnym i wielkim. Zrzucił ją ze schodów. Ze Złotych Schodów. Staczała się po nich na sam dół. Jest przekonana, że całe jej ciało pokrywają siniaki.

— Przecież nie ma nawet śladu po jakimkolwiek upadku.

Oczywiście, że nie, ale tak właśnie myśli. Nie za-pominaj, że doznanie było dla niej bardzo rzeczywiste, Jason. Najsilniej odczuła jego okrucieństwo i odrzucenie.

Nie oglądał pan jeszcze sześcianu?

Nie. I, prawdę mówiąc, nie mam na to szczególnej ochoty. Nawet jeśli zdaję sobie sprawę, co można tam znaleźć…

— Rozumiem…

— Martwi mnie tylko to, że Niebo, jego mieszkańcy albo w każdym razie to, co tam jest, odkryło nasze podglądanie. Obawiam się, że mogli śledzić Mary i odnaleźć nas. Powinniśmy byli…

— Chyba pan przesadza — przerwał mu Tennyson. — Wątpię, żeby mogli iść za nią. Nie mam też pojęcia, w jaki sposób mogli odkryć jej obecność. Przecież ona tak naprawdę tam nie była, w każdym razie nie jako byt materialny.

— O Boże, już zupełnie nie wiem, co robić — westchnął Ecuyer. — Nie powinniśmy byli pozwolić jej na tę podróż. Trzeba było się zastanowić nad niebezpieczeństwem.

— Wątpię, żeby mogli ją wykryć. Żeby mogli wykryć wasz projekt — powtórzył Tennyson.

— Ten czarny mężczyzna, ten jej diabeł gonił ją po schodach.

— A więc dobrze — zdenerwował się Tennyson — załóżmy, że istotnie ją gonił. Chociaż nie wydaje mi się, żeby miał co gonić. Mówię panu, że przecież Mary tam nie było. Przypuśćmy, że w jakiś dziwny sposób wykryli]Q i ten mężczyzna rzeczywiście ją gonił. Nie może pan obwiniać siebie. Nie miał pan szans, żeby to przewidzieć.

— Prawie nigdy w światach, do których kierują się nasi Słuchacze, nie ma żadnej bezpośredniej reakcji na ich obecność — rzekł Ecuyer. — Zazwyczaj nasi ludzie są jedynie obserwatorami. Kiedy próbują być kimś więcej niż tylko obserwatorami, stają się częścią tego innego świata. W jakiś sposób rodzi się w nich poczucie przywiązania do nowego świata, coś programuje ich umysł tak, że czują się jego częścią. Tak mi się przynajmniej wydaje. Ale co ja mogę o tym wiedzieć. Nie mam zielonego pojęcia, co robią Słuchacze, kiedy dotrą w jakieś miejsce albo jak sobie radzą w różnych sytuacjach. Nie mogę do tego dojść, a oni nie mogą mi pomóc. Twierdzą, że tego nie da się wytłumaczyć. W każdym jednak razie to, co zdarzyło się Mary, nie przydarzyło się jeszcze nikomu. Kiedy nasi ludzie za bardzo angażują się emocjonalnie, kiedy wczuwają się w fizyczne aspekty danego miejsca, stają się zupełnie innymi istotami. Ale Mary zaangażowała się jako Mary. Rzeczywiście była w Niebie i spotkała tego człowieka, który gonił ją po schodach…

— Tak tylko mówi.

— Coś ci powiem — Ecuyer zmarszczył brwi. — Tego akurat jestem pewien. To wszystko prawda. Zobaczysz, że sześcian potwierdzi moje słowa.

— Z pewnością — odparł ze zjadliwym uśmiechem Tennyson. — Jeśli ona w to wierzy, na pewno na kostce znajdzie się taki zapis. Przecież to właśnie rejestruje się na nich, prawda? Nie wydarzenia rzeczywiste, ale odczucia Słuchacza. Jednak nawet gdyby kostka pokazała to, co rzeczywiście się stało, nawet jeśli ta istota goniła ją po schodach, skąd może pan wiedzieć, że uda im się odnaleźć Mary w naszym świecie?