— A mimo to boją się. Jill znalazła notatkę, którą spisał jeden z kardynałów. Nie ma na niej daty, więc nie można stwierdzić, kiedy została sporządzona. Opowiada w każdym razie o odwiedzinach obcych, którzy przybyli w pojazdach mających kształt baniek mydlanych. Prawdopodobnie byli tu na przeszpiegach, ale bardzo krótko, mniej niż godzinę. Mimo to kardynał ze strachu robił pod siebie.
— Rzeczywiście, istnieje nawet legenda dotycząca tej wizyty — zastanowił się Decker. — To musiało być wiele lat temu. Dzień Nadejścia Baniek. Historyjka posiada wszystkie cechy przypowieści ludowej, ale notatka wskazuje, że nie została tak zupełnie wymyślona.
— Ale dlaczego roboty były tak zdenerwowane z tego powodu? Obcy nie mieli przecież zamiaru nikogo skrzywdzić.
— Powinieneś wiedzieć — odparł Decker — że robot nigdy nie jest typem poszukującym przygód. Zawsze wybiera życie w spokoju i jest bardzo ostrożny. Nigdy nie ryzykuje. Na tym polega prawdziwa różnica między robotem i człowiekiem. Ludzie stawiają wszystko na jedną kartę, rzucają swoje życie na jedną szalę, zdają się na szczęście. Robot nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Być może wynika to z jego kompleksu niższości. Dużo mówi, czasami robi dużo zamieszania wokół siebie, ale tak naprawdę nie potrafi być wielkim przewodnikiem. Woli raczej unikać wyzwań i nie należy do najodważniejszych. Dotychczas roboty watykańskie odnosiły same sukcesy. Nie miały okazji poznać prawdziwego strachu.
Rozdział 30
John, ogrodnik, zszedł po wielu kondygnacjach kamiennych schodów prowadzących do wnętrza watykańskiego wzgórza i nareszcie znalazł się w pomieszczeniach papieskich. Przeszedł długi korytarz i dotarł do małych drzwi. Ze schowka znajdującego się w korpusie wyjął klucz i otworzył nim drzwi, które, jak się okazało, prowadziły do malutkiego pokoiku, gdzie stało tylko jedno krzesło. Kiedy zamknął drzwi za sobą, zamek się zatrzasnął. Na ścianie naprzeciw krzesła w litym kamieniu pobłyskiwała wmurowana tam metalowa płyta.
Ogrodnik usiadł na krześle.
— Wasza Świątobliwość — powiedział niepewnie. — Przyszedł John, żeby złożyć raport.
Pokratkowana twarz wyłoniła się powoli na metalowym monitorze.
— Miło cię widzieć, John — odezwał się Papież. — Co cię sprowadza tym razem?
— Wasza Świątobliwość — odparł robot — przyszedłem opowiedzieć o ostatnich wydarzeniach. Mam nadzieję, że tym razem Wasza Świątobliwość z uwagą Wysłucha moich słów. Nie po to robię z siebie idiotę odgrywając głupkowatego ogrodnika rozmawiającego ze swoimi różami, żeby moje raporty wyrzucane były na śmietnik. Wypełniam zadania wyznaczone mi osobiście przez Waszą Świątobliwość. Zadania, których nie można powierzyć tym kretynom kardynałom. Szpieguję, słucham, co ludzie mówią, zbieram informacje i wzniecam plotki. Dlatego proszę przynajmniej o to, żeby Wasza Świątobliwość wysłuchał mnie.
— Zawsze słucham, John.
— Nie zawsze — odparł hardo robot.
— Ale tym razem na pewno z uwagą wysłucham tego, co masz mi do powiedzenia.
— Chodzą plotki, chociaż są to na razie tylko plotki, że Słuchaczka Mary powróciła do Nieba i została stamtąd wyrzucona.
— Ciekawe. Jeszcze o tym nie słyszałem — zdziwił się Papież.
— Oczywiście, że nie. Kardynałowie przecież nie powiedzą tego Waszej Świątobliwości. Będą owijać w bawełnę…
— Z czasem na pewno coś by się im wypsnęło.
— Z czasem, tak. Kiedy wszyscy by już o tym wiedzieli i przedyskutowali sprawę do cna, spoglądając na problem ze wszystkich stron i zastanawiając się, jak najlepiej przedstawić to Waszej Świątobliwości.
— Są dobrymi i wiernymi sługami. Robią to, co robią, jedynie z powodu wielkiej troski o mnie.
— Robią to po to, żeby wypaczyć właściwy sens i cel istnienia Waszej Świątobliwości — odrzekł z zacięciem w głosie ogrodnik. — Kiedy założono Watykan, jego celem było znalezienie prawdziwej religii. W przeciwieństwie do ludzi żyjących na Ziemi, mieliśmy odwagę cywilną przyznać, że szukamy lepszej wiary od wszystkich tych, które znane były na Ziemi. Czy Wasza Świątobliwość nadal szuka prawdziwej religii?
— Chyba tak — odparł niepewnie Papież — chociaż nie jest to mój jedyny cel.
Tak właśnie myślałem: „Nie jest to mój jedyny cel” Pojawiło się zbyt wiele niepotrzebnych celów. Systemy technologiczne, trendy filozoficzne, które nie maja wiele wspólnego z naszym celem nadrzędnym…
Ależ, John. Filozofia ma wiele wspólnego z tym, co nazywasz naszym celem nadrzędnym. Ty, jak widzę, chciałbyś odrzucić wszystko, co nie jest szalonym, zapamiętałym poszukiwaniem wiary, którą, jak nam się kiedyś wydawało, jesteśmy w stanie odnaleźć.
— Wasza Świątobliwość już tak nie myśli? — spytał John.
— Pytasz mnie, czy nadal wierzę w logiczność i celowość poszukiwań? Odpowiedź brzmi oczywiście: tak. Tym niemniej to, co wydawało się proste tysiąc lat temu, teraz już takie nie jest. Nie jest to tylko kwestia wiary, znalezienia właściwego boga, jeśli w ogóle stwierdzimy, że potrzebujemy boga. Jest to raczej problem związany z rozwikłaniem wielu systemów życiowych i ewolucyjnych, które zostały stworzone przez istoty odnajdywane przez naszych Słuchaczy. Jedynie poprzez analizę tych systemów oraz myślenia istot pojawiających się w takich układach możemy znaleźć odpowiedzi, które doprowadzą nas do tego, co nazywasz prawdziwą religią.
— Wasza Świątobliwość nabija się ze mnie!
— Dobrze wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił, John. Zbyt długo już pracujemy razem. Tym niemniej widzę, że przez te wszystkie lata nasze poglądy zaczęły się znacznie od siebie różnić.
— To Wasza Świątobliwość się zmienił. Ja nadal jestem prostym robotem, który przybył tutaj z Ziemi. Mój punkt widzenia jest znacznie bliższy pierwotnym założeniom. Pomagałem przy tworzeniu planu prac i konstruowaniu Waszej Świątobliwości jako istoty wielkiej, mądrej i świętej: Proszę mi wybaczyć, ale Wasza Świątobliwość nie jest już tym samym kapłanem, którego skonstruowaliśmy.
Papież wydał odgłos podobny do zduszonego chichotu.
— Nie, oczywiście, że nie jestem. A powinienem? Myślałeś, że kiedy mnie skonstruujecie, będę już zawsze bezrozumnie wypełniał swoje obowiązki? Że w świetle nowych faktów i przemyśleń będę nadal kontynuował pracę tak, jak to zaplanowałeś ty i twoi towarzysze ponad tysiąc lat temu? Masz rację, nie jestem już tylko robotem. Utraciłem większość ludzkich cech, jakie mi zaimplantowaliście. Stałem się, jakby to powiedzieć… „bardziej obcy”. Wprowadzono mi tyle obcych elementów, że rzeczywiście powoli zacząłem przeistaczać się pod pewnymi względami w obcą istotę. Ale tego przecież mogliście się spodziewać, prędzej czy później. Nawet ty, John. To naturalna kolej rzeczy. Musiałem stać się po części obcym, żeby być w stanie przetwarzać wszystkie koncepcje obcych, które ciągle we mnie w takich ilościach wpychacie. Zmieniłem się. Nie da się ukryć. Nie jestem już instrumentem w waszych rękach i dziwię się, że tego nie rozumiecie. Tysiące zebranych informacji czekają tylko na wtłoczenie w jakąś istotę, która będzie w stanie zrobić z nich jakiś użytek. A zapewniam cię, że nie jest to łatwe. Z mojego smutnego doświadczenia wynika, że tryliony małych kawałków układanki często zupełnie do siebie nie pasują, nawet jeśli wam się wydaje, że wszystko jest proste. Dlatego niektóre z nich muszę czasowo odkładać na półkę do momentu, gdy pojawi się jakiś nowy kawałek, który stworzy z innymi sensowną całość. Nie jest przecież tajemnicą, że zapycham się na wpół ułożonymi układankami. Niektóre z nich potrzebują już tylko kilku elementów, inne, a jest ich zdecydowana większość, mogą nigdy nie zostać ułożone w całość. To jest właśnie problem z wami, robotami. Chcecie odpowiedzi, a ja nie ich wam udzielić. Jak ci już powiedziałem, wszechświat nie jest taki prosty, jak wam się kiedyś wydawało. Jestem projektem długoterminowym, a wy oczekujecie szybkich rezultatów…