— Ale chyba i na Watykanie są tacy, którzy myślą podobnie jak ty.
— Chyba tak. Nie wiem, ilu ich jest, ale są wśród nich nawet kardynałowie. Znam zresztą jeszcze paru innych.
— A Jego Świątobliwość?
— Nie można na nim polegać. Jest zimnym, mechanistycznym umysłem. Nigdy nie wiadomo, co myśli naprawdę. Poza tym jest tak napakowany danymi zebranymi przez naszych Słuchaczy, że pomimo swoich ogromnych możliwości nie ma zbyt dużo czasu na rozmyślania nad tym, co się dzieje w chwili obecnej. A tak nawiasem mówiąc, mam czasami wrażenie, że sam się w tym wszystkim gubi. Nie zapominajmy o tym, że jego zadaniem nie jest kierowanie Watykanem w chwili obecnej, lecz raczej w dalekiej przyszłości.
— Wydaje mi się, że Watykan nie może obejść się bez Słuchaczy — rzekł Tennyson. — Słyszałem już sporo opowieści o tym, jak wiele zyskał dzięki waszym obserwacjom. Na przykład statki napędzane siłą myśli. Co jeszcze?
— Nie wiem, czy znam wszystkie ich wynalazki. Na pewno jednak wiele osiągnęli. Słyszałeś już o klonowaniu. Ale jest jeszcze coś więcej. Nie potrzebują już komórek do klonowania. Wystarczy im drobna ranka, żeby zbudować łańcuch DNA i używać go później dla swoich potrzeb. Sztuczne życie. Inżynieria biologiczna w dowolnym zakresie. A poza tym potrafią podróżować w czasie. Zresztą do diabła z podróżami w czasie, mają coś o wiele lepszego. Zatrudniają do pracy neutrina, chociaż nie mają stuprocentowej pewności, czy rzeczywiście są to neutrina. Dzięki temu są już prawie gotowi do podróżowania w wielu wymiarach w czasie. Nie tylko w przyszłość i przeszłość, ale również w innych kierunkach. Dziwisz się, że są jeszcze jakieś inne kierunki? Ja też się dziwiłem. Sam niezupełnie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi. W każdym razie gdy tylko dopracują odpowiednie technologie, będą mogli uganiać się po przeszłości i przyszłości, a także innych punktach czasowych. Może nawet po światach równoległych. Nie wiem. To dla mnie zbyt skomplikowane, jestem jednak pewien, że to, co mają, jest kluczem do podróży w czasie, przestrzeni i prawdopodobnie innych zmiennych. Te dwa przykłady są chyba najlepszym dowodem, że wiedzą niemało.
— I mając to wszystko zrezygnowaliby z dalszych badań?
Nie wszyscy. Chociaż oczywiście frakcja teologiczna z pewnością tak. Niektórzy z jej zwolenników rzeczywiście uważają, że Watykan zapomniał już lub zdradził główny cel ich pracy. Pozostali natomiast, których jest zdecydowana większość, boją się. Wszechświat okazał się o wiele większy, niż podejrzewali. Znaleźć w nim można nieskończoną ilość wydarzeń i sytuacji, o których nawet się im nie śniło. Są zaskoczeni wagą tego, co znajdują Słuchacze. Wszechświat jest tak ogromny, a możliwości tak nieograniczone, że czują się malutcy. Szukają miejsca, żeby się ukryć.
— A może by tak zablefować? — podrzucił pomysł Tennyson. — Rozpowiemy, że znaleźliśmy sposób na dotarcie do Nieba. Przecież gdyby ktoś się tam wybrał i odkrył, że to wcale nie jest Niebo, stracilibyśmy grunt Pod stopami. Ich działania zostałyby przynajmniej opóźnione i mielibyśmy więcej czasu na zastanowienie się co robić dalej.
— Nie, nie możemy tego zrobić — odparł Ecuyer. — Gdyby odkryli, że to tylko blef, jeszcze bardziej umocniliby się w swoich poglądach. Każde nasze posunięcie musi być dobrze przemyślane. Nie możemy dać im do ręki kolejnych argumentów.
— Rzeczywiście — przyznał Tennyson. — Masz chyba rację.
— Jason, kiedy Decker powiedział ci, że jest pewien albo raczej że domyśla się, gdzie jest Niebo, miałeś wrażenie że ma na myśli jakąś dokumentację czy tylko swoje rozważania?
— Sądzisz, że to coś w rodzaju dziennika pokładowego?
— Tak, na przykład. Przecież statki zawsze posiadają czarną skrzynkę. Jego problemy ze statkiem miały miejsce gdzieś w odległym zakątku kosmosu. Może zanim uciekł kapsułą ratunkową, zabrał ze sobą czarną skrzynkę?
— Prawdę mówiąc, tak mi się właśnie wydawało — odparł Tennyson. — Pomyślałem, że musi posiadać dokumentację, na której można polegać w większym stopniu niż na ludzkiej pamięci. Ale nigdy nic takiego nie powiedział. Nie dał mi również powodów, żebym tak myślał, i nie potrafię ci powiedzieć, co mnie do tego skłoniło. Z całą pewnością miałem wtedy takie wrażenie, ale teraz nie jestem już tego pewien.
— Myślisz, że moglibyśmy… — Ecuyer nie skończył zdania, a Tennyson zawahał się, zanim odpowiedział.
— Nie potrafiłbym. Decker jest moim przyjacielem. Zaufał mi.
— Ale, Jason, my musimy wiedzieć! Ja muszę wiedzieć!
— Dobrze — odparł Tennyson z westchnieniem. — Może masz rację. Do roboty. Ale pamiętaj, wszystko zostaje na swoim miejscu. Nie możemy mu zostawić bałaganu.
Rozpoczęli poszukiwania. Tennyson zauważył, że na stole znajdującym się w rogu pokoju nie było już oszlifowanych przez Szeptacza kamieni. Później odnalazł je w pudełeczku na jednej z półek. Najwyraźniej Decker schował je tam przed wyjściem.
Nie znaleźli niczego, co zaspokoiłoby ich ciekawość.
— Może ukrył to gdzieś na zewnątrz — rzekł niepewnie Ecuyer.
— Jeśli w ogóle coś rzeczywiście ma — przypomniał mu Tennyson. — Jeżeli tak, niezależnie od tego, gdzie by to schował, z pewnością to znajdziemy.
Pomyślał, że miejsce ukrycia mogło być znane Szep-taczowi.
— Jest jeszcze jedna szansa — powiedział na głos.
— Jaka?
Tennyson ugryzł się w język.
— Nie. Chyba nie. Nieważne.
Nie opowiedział Ecuyerowi o Szeptaczu i nadal nie miał zamiaru tego robić. Na szczęście w porę ugryzł się w język.
Istniała poza tym jeszcze jedna ewentualność dotycząca Szeptacza. Niestety, w tej chwili w pobliżu nie było również i jego. Gdzieś głęboko w podświadomości wydawało mu się, że jeśli Szeptacz był w stanie zabrać go do świata równań, to dzięki niemu może również przedostać się do Nieba. Przypomniał sobie jednak, że nie jest to chyba możliwe, ponieważ on, Tennyson, nie obejrzał ani jednej z kostek z zapisem Nieba.
W zasadzie prócz niego i Deckera, Jill była jedyną osobą, która wiedziała o Szeptaczu, i Tennyson zdecydował, że tak musi zostać.
Tak więc wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Decker jest ich ostatnią szansą. Będą musieli Poczekać na jego powrót z wyprawy, a wtedy być może spróbuje im pomóc. Jeśli mu się nie uda, jeśli się okaże, że to, co wie, nie jest wystarczające, wtedy Watykan zostanie na lodzie. Program Poszukiwań zostanie przerwany albo w najlepszym przypadku znacznie ograniczony, a Watykan zajmie się tym, czym chciał się zajmować na samym początku, czyli błądzeniem po omacku w poszukiwaniu ducha kosmosu.
Szeptacz prawdopodobnie był z Deckerem, musieli więc poczekać na ich powrót, aby się dowiedzieć, czy pozostała im jeszcze jakaś szansa.
Wyszli z chaty i zamknęli za sobą drzwi upewniając się, że zamek się zatrzasnął. Stanęli na szczycie wzgórza i patrzyli na Watykan. W świetle poranka białe budynki wyraźnie odcinały się od znajdującego się za nimi ciemnego lasu i wyrastających spoza niego szczytów górskich.