— Może nasze dobre roboty popełniły błąd przy mojej konstrukcji — rzekł Jego Świątobliwość. — Może nie udało im się wpoić mi pobożności, którą same odczuwały. Tak czy inaczej myślę, że ma pan rację. Jeśli jednak podejmę taką decyzję, Watykan zostanie rozszarpany na strzępy przez wewnętrzne zamieszki. Przez lata ciągnąć się będzie nieustanna dyskusja i z pewnością nie wszyscy członkowie naszej społeczności pójdą za moją radą, co nie wpłynie najlepiej na wizerunek Papieża. A nie wiem, czy pan wie, że wizerunek Papieża jest bardzo ważny dla każdego z nas.
Na chwilę zapadła cisza.
Wy, ludzie, odczuwacie zarówno miłość, jak i nienawiść — ciągnął Papież. — Ja nie znam żadnego z tych uczuć. Myślę, że to zaleta moja i moich kolegów robotów. Wy macie swoje marzenia, ja mam swoje, lecz nigdy się one nie pokrywają. Wy macie muzykę, malarstwo, literaturę, a ja, mimo że wiem, co to jest, wiem, jakim funkcjom służy, i znam przyjemność, jakiej dostarcza, nie potrafię na nie odpowiednio reagować.
— Wiara sama w sobie może być sztuką, Wasza Świątobliwość — wtrąciła Jill.
— Nie wątpię — odparł Papież. — Zresztą poruszyła pani ciekawą kwestię. W każdym razie trudno powiedzieć, by roboty nie były gorliwymi wyznawcami wiary. Przecież właśnie dzięki swemu oddaniu zbudowały Watykan i od tysięcy lat szukają prawdziwej wiary. Czy to możliwe, że istnieje wiele prawdziwych i niepodważalnych religii?
— Może tak to właśnie wygląda — odpowiedział Tennyson — ale myślę, że kiedy przyjdzie co do czego, okaże się, że jest tylko jedna wiara, którą zaakceptować mogą wszystkie istoty rozumne. Istnieć będzie tylko jedna prawdziwa wiara, podobnie jak jedna prawda, wiara ostateczna i prawda ostateczna. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że są one tym samym.
— I dlatego uważa pan, że powinniśmy szukać prawdy, że będzie to lepsza i łatwiejsza droga do wiary, niż gdybyśmy szukali jej samej?
— Tak mi się wydaje — potwierdził Tennyson. — Szukając prawdy, otrzymacie wskazówki, których będziecie bardzo potrzebować opracowując wiarę.
— Przechowuję w moim mózgu tak wielkie zapasy wiedzy dostarczonej przez Słuchaczy przez te wszystkie wieki, że czasami zaczynam się już w tym wszystkim gubić — żalił się Papież. — Muszę przekopywać się przez zwały informacji za każdym razem, gdy chcę dotrzeć do jakiejkolwiek podpowiedzi służącej mi do rozwiązania zagadki, nad którą aktualnie pracuję. Jak wiecie, zagadek jest ogromna ilość i dlatego równolegle przerzucam wiele fragmentów informacji, które mogą nadać kształt i znaczenie moim układankom. Nawet kiedy to robię, nachodzi mnie jednak myśl, że być może poszukiwane kawałki informacji nie zostały jeszcze odnalezione przez Słuchaczy. W swoich poszukiwaniach dochodzą oni daleko, a mimo to dane dostarczone przez Program są kroplą w morzu wiedzy całego wszechświata.
— Co oznacza, że musi pan kontynuować prace Programu Poszukiwań — rzucił szybko Tennyson. — Być może jutro któryś z nich znajdzie jeden z» elementów informacji, jakiego pan potrzebuje. Lecz nawet jeśli na znalezienie go potrzeba będzie stu czy tysiąca lat, jeśli Słuchacze zaprzestaną swoich wypraw, nigdy nie uda wam się ułożyć układanki.
— Wiem — odparł Papież. — Wiem. A mimo to są tacy, którzy robią mądre miny mówiąc, że ja przecież nie żyję w świecie rzeczywistym, ponieważ z powodu mojej izolacji, uwięzienia w kamieniu tych gór nie mam żadnego kontaktu z rzeczywistością. Nie wydaje mi się, żeby to była prawda, ale nie potrafię ich przekonać. Myślę, że świat rzeczywisty, o którym mówią, jest światem marginalnym, ograniczonym przestrzeniami, jakie znają i szczególnymi warunkami panującymi tam. Świat rzeczywisty na Końcu Wszechświata i na Watykanie nie jest tym samym rzeczywistym światem na planecie po drugiej stronie galaktyki lub nawet na planecie leżącej najbliżej nas. Nasze ograniczone zmysły, będące wyznacznikiem naszego pojmowania świata, odgradzają nas od rzeczywistości wszechświata. Dlatego myślę, że to właśnie ja, a nie oni, trwam w świecie o wiele bardziej realnym. Przerosłem ich. Ale tego przecież chcieli. Kiedy budowali mnie, mieli na względzie moją mądrość, która miała dorównywać, czy nawet przewyższać mądrość Papieża na Ziemi. Przerosłem ich jednak i teraz są rozczarowani. Mądrość na izolowanej planecie i w całym wszechświecie to dwie różne rzeczy.
Rozdział 47
— U co mu właściwie chodziło — spytała Jill.
— Watykan się rozpada — odparł Tennyson — i Papież zdaje sobie z tego sprawę.
— Dużo mu nie pomogliśmy.
— W ogóle mu nie pomogliśmy. Zawiedliśmy go. Roboty nadal mają dziecinne wyobrażenie, że ludzie są wielkimi magami, że jeśli tylko chcą, to potrafią udzielić odpowiedzi na wszystkie pytania, że kiedy oni utkną w jakimś punkcie, pomożemy im się z tego wykaraskac. Mają utrwalony obraz ojca, Starego Człowieka, który może dokonać cudów. Papież jest taki sam. Może nawet wiedział, że nie będziemy mogli nic dla niego zrobić, a mimo to miał taką nadzieję. A teraz jest rozczarowany.
Tennyson podniósł się i dorzucił parę drew do ognia. Potem wrócił i usiadł obok Jill.
— Tylko Program Poszukiwań trzyma jeszcze Watykan — kontynuował. — Kiedy przylecieliśmy tu, Ecuyer powiedział mi, że Watykan to tylko dobry pretekst, aby kontynuować Program Poszukiwań. Myślałem, że tylko się przechwala, stara się zaimponować mi swoją pozycją. Teraz jednak widzę, że było w tym wiele prawdy. Mając Program Poszukiwań, Watykan jest dynamicznie działającą instytucją, gdy go utraci, stanie się nikłą pozostałością po czymś, czego nikt nie rozumiał.
Rozpoczną się nieskończone spory i rozprawy filozoficzne, a herezje z powodzeniem zaczną zwalczać autorytet kościoła. Bez Słuchaczy Watykan w swej obecnej formie nie przetrwa więcej niż tysiąc lat. A nawet jeśli przetrwa, będzie instytucją bez żadnego znaczenia.
— Ale Jego Świątobliwość powiedział nam, że posiada ogromne zapasy wiedzy zgromadzonej przez Słuchaczy — przypomniała Jill. — Wygląda na to, że ma już tego dość. Może będzie chciał kontynuować pracę z tym, co zgromadził do tej pory? Posiadając wszystkie te informacje…
— Nie rozumiesz? — przerwał jej Tennyson. — W końcu znalazłby się w kropce. Większość z informacji, które posiada, nigdy nie zostanie wykorzystana. Może kontynuować przekopywanie się przez nie w nieskończoność, a i tak nie znajdzie zastosowania dla dużej części danych. Jeśli chce, aby jego praca miała jakikolwiek sens, aby posuwała się naprzód, jego zasoby wiedzy muszą stale się powiększać. To jak dorzucanie drewna do ognia. Jednakże jeśli teologom uda się przejąć władzę, za kilka lat Słuchacze zostaną wyeliminowani. Obecnie pracujący umrą, a jeśli nie będzie się zatrudniać nowych na ich miejsce i szkolić ich klonów, Program Poszukiwań umrze razem z nimi. Taki będzie finał.
— A w takim wypadku nie będzie go można już nigdy ponownie uruchomić.
— Właśnie — przytaknął Tennyson. — Siedzimy tu sobie i rozmawiamy o śmierci jednego z najbardziej ambitnych programów badań, jakie kiedykolwiek ujrzały światło dzienne. Bóg jeden wie, jak wiele pracy zostanie zaprzepaszczone. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jaki będzie tego wpływ na życie robotów i ludzi. Bo trzeba zauważyć, że to, co zebrały roboty, należy również do ludzi. Myślimy o robotach i ludziach jako o dwóch różnych rasach, ale tak nie jest. Posiadamy wspólnych przodków, roboty są częścią nas samych. Należą do nas, a my należymy do nich.
— Jason, musimy coś zrobić. Ty i ja. Jesteśmy przecież jedynymi, którzy mogą coś na to poradzić.