— Jest jeszcze Ecuyer.
— Tak, jest jeszcze Ecuyer, ale on za bardzo związany jest z Watykanem.
— Chyba masz rację. Jest w mniejszym stopniu skażony filozofią Watykanu niż inni ludzie na Końcu Wszechświata, ale na pewno i on poddał się indoktrynacji. Jest człowiekiem Watykanu.
— Jason, musimy coś zrobić — powtórzyła Jill.
— Kochanie, naprawdę nie wiem, co moglibyśmy zrobić. W tej chwili jestem zupełnie wypruty z jakichkolwiek pomysłów. Chociaż, gdybyśmy dostali się do Nieba…
— I przynieśli dowód. Musielibyśmy przynieść dowód.
— Tak, oczywiście. Bez niego nikt by nam nie uwierzył. Ale nie musimy się o to martwić, bo i tak się tam nie dostaniemy.
— Właśnie wpadłam na pomysł.
— Tak, jaki?
— A może to naprawdę było Niebo? Może Mary miała rację?
— Niebo to nie miejsce. To stan świadomości.
— Nie, Jason, skończ już z tym. Cały czas deklamujesz to samo zdanie. To tylko twoje podejrzenia. Mówiłam ci już o ludziach ze świata równań. Mówiłam, że wydaje mi się, iż funkcjonują na zasadzie zmiennej konstrukcji logicznej. Może cały nasz wszechświat funkcjonuje na zasadzie zmiennej konstrukcji logicznej? Przecież wtedy wszystkie nasze ludzkie koncepcje wzięłyby w łeb. Myślisz, że to możliwe?
— Jeśli chcesz mi powiedzieć, że istnieje Niebo…
— Nie o to chodzi. Pytam, co byś zrobił, gdyby rzeczywiście istniało?
— To znaczy, czy zaakceptowałbym je?
— Właśnie. Gdybyś niechcący znalazł Niebo…
— Trochę bym chyba pomarudził…
— Ale potem byś je zaakceptował?
— A miałbym inne wyjście? Ale skąd miałbym wiedzieć, że to rzeczywiście jest Niebo? Po złotych schodach, aniołkach…
— Ani jedno, ani drugie. To tylko takie opowieści, które miały sprawić, że ludzie w dawnych czasach postrzegali Niebo jako miejsce, za którym zawsze tęsknili, w którym zawsze chcieli żyć. Sielankowy piknik. Ale myślę, że wiedziałbyś, gdybyś znalazł się tam naprawdę.
— Strumień pełen ryb, piękne ścieżki do spacerów w lesie, góry do oglądania — drwił Tennyson. — Dobre restauracje, gdzie kelnerzy byliby twoimi przyjaciółmi, znajomi, z którymi można by sobie uciąć pogawędkę, dobre książki do czytania i rozmyślania i ty…
— Tak według ciebie powinno wyglądać Niebo?
— To tylko niektóre jego atrybuty. Daj mi jeszcze trochę czasu, a dorzucę parę kolejnych.
— Nie wiem — rzekła Jill kiwając smutno głową. — Jestem zupełnie zdezorientowana. Watykan, świat równań i cała ta reszta. Zaczynam w to wszystko wierzyć, chociaż czasami jestem za to na siebie bardzo zła. Jego Świątobliwość mówił o rzeczywistości. Życie tutaj z pewnością jest realne, ale kiedy tak się nad tym zastanawiam, wydaje mi się, że nie żyjemy w świecie rzeczywistym, w takim, który mogłabym kiedykolwiek wymyślić, zanim go jeszcze zobaczyłam.
Tennyson objął ją ramieniem i przytulił do siebie. Ogień na kominku cicho gaworzył w wieczornej ciszy. %li sami, bezpieczni w otchłani świata.
— Jason, jestem szczęśliwa.
— Ja też. I zróbmy wszystko, żeby tak zostało.
— Przybyłeś tu uciekając z Gutshot. Ja też uciekałam. Nie była to ucieczka przed czymś realnym, nawet przede mną samą. Po prostu uciekałam. Przez całe moje życie.
— Ale teraz to już skończone.
— Tak. Opowiadałeś Jego Świątobliwości o starych, średniowiecznych klasztorach. Watykan to właśnie nasz klasztor: mamy dobrą pracę, kryjówkę przed burzliwymi losami galaktyki, szczęście i pewność jutra. Może nie jest to miejsce dla mnie, bo przecież w tamtych klasztorach nie przyjmowano kobiet, prawda?
— Cóż, od czasu do czasu. Kiedy mnichom udawało się przemycić je do środka.
Światło z kominka zaiskrzyło się nad czymś, co unosiło się w powietrzu przed paleniskiem. Tennyson nagle usiadł wyprostowany.
— Jill — powiedział poważnie — Szeptacz jest tutaj.
Decker, powiedział Szeptacz. Decker. Decker. Decker. Właśnie się dowiedziałem, dodał.
Chodź do mnie, odparła Jill. Razem łatwiej będzie nam przez to przejść.
Chodź do nas, poprawił ją Tennyson.
Szeptacz wniknął w ich umysły i wspólnie zasmucili się śmiercią przyjaciela.
Rozdział 48
Kardynał Enoch Theodosius przechadzał się po ogrodzie szpitalnym. Wokół niego było pusto. Nie mógł nawet dostrzec starego ogrodnika Johna. Parę znajdujących się daleko od siebie gwiazd usiłowało rozświetlić ciemność nocy. Od czasu do czasu dawało się spostrzec słabe migotanie odległych galaktyk przypominających o niezliczonej ilości innych światów. Nad horyzontem, na wschodzie jaśniał zimny szlak Drogi Mlecznej, galaktyki macierzystej oraz kilka jasnych punktów będących wiszącymi nad galaktyką planetami.
Wysypana ceglastym żwirem ścieżka chrzęściła pod stopami kardynała, kiedy powoli przemierzał zakamarki parku z założonymi rękami i zwieszoną nisko w zamyśleniu głową.
Być może mylimy się, myślał. Myliliśmy się co do Nestorów i równie dobrze możemy mylić się co do innych rzeczy. Wydaje nam się, że coś znamy, a jednak okazuje się, że tak nie jest. Przez lata uważaliśmy, że Nestorowie są dzikimi mięsożercami. Braliśmy ich za żądne krwi potwory mieszkające w lesie. Spotkanie z jednym z nich oznaczało dla nas śmierć. Zazdrośni o swoje losy i świat Przyglądali się nam badawczo i nie pozwalali się zbliżyć. A tu proszę, jeden z nich przyniósł dziś Deckera i Huberta. Zwrócił ich nam, położył na kamieniu przed bazyliką i wyprostował ich ciała, kiedy leżeli martwi na bruku, żeby nadać im bardziej dostojny wygląd. A potem przemówił. Powiedział, że Nestorowie są strażnikami i nie dopuszczą do bezsensownego zabijania. Strażnikami? Obrońcami tego świata? Przez te wszystkie lata przyglądali się nam i nie wchodzili w drogę prawdopodobnie dlatego, że udawało nam się pozostawać w zgodzie z regułami ich świata.
Patrzyli na nas, studiowali nasze zachowanie o wiele dogłębniej, niż nam się wydawało, ponieważ znają nasz język. Potrafią rozmawiać, ale nigdy przedtem tego nie próbowali, być może dlatego, że aż do tej chwili nie widzieli powodu, dla którego mielibyśmy rozmawiać. Porozumiewają się z nami z pewnym wysiłkiem, prawdopodobnie inaczej niż między sobą. Przystosowują się do nas, ponieważ wiedzą, że my nie potrafimy przystosować się do nich.
Żyliśmy przez tysiąc lat na Końcu Wszechświata zupełnie nie zwracając na nich uwagi. Pozwolili nam postępować zgodnie z własną wolą i nie zrobili niczego, co mogłoby nas dotknąć pomijając zabicie tych ludzi opętanych wizją Nestorów jako dzikich bestii. Zrobili to w obronie własnej, to zupełnie jasne. Przecież ani ludzie, ani roboty również nie zawahaliby się zabić kogoś, kto jako jedyny cel wybrał sobie ich śmierć.
Opowiadano kiedyś historie o tym, że Nestorowie potrafią mówić ludzkim głosem, lecz był to zwyczajnie jeszcze jeden mit zbudowany wokół tych istot. Czy jakiś człowiek albo robot kiedykolwiek rozmawiał z nimi? Nie, odpowiedział sam sobie na to pytanie kręcąc w zamyśleniu głową. To tylko legendy opowiadane przy kominku. Chociaż wiadomo przecież, że w każdej legendzie znajduje się zalążek prawdy.
Co za strata. Przez cały czas mieliśmy ich u boku. Potencjalnych przyjaciół, którzy mogli mieć duży wpływ na nasze życie. Kiedy zaczyna się życie na nowej planetę, należy zapoznać się z jej strażnikami. Tak niewiele planet ma swoich strażników, może nawet żadna inna. W tym sensie Koniec Wszechświata jest wyjątkowy i powinniśmy byli o tym wiedzieć. Na pewno miałoby to duże znaczenie dla naszej egzystencji tutaj.