W końcu usłyszeli jeszcze inny odgłos. Odgłos absolutnie nie do pomylenia z innymi. Był to dźwięk stawianych przez człowieka kroków.
Tennyson obrócił się.
Na końcu pomieszczenia, przy wejściu stał Thomas Decker.
Rozdział 53
— llcuyer, tym razem musi pan być ze mną szczery — przekonywał kardynał Theodosius.
— Wasza Eminencjo, zawsze byłem z panem szczery — oburzył się Ecuyer.
— Jeśli chce pan przez to powiedzieć, że nigdy pan nie kłamał, to być może ma pan rację — kiwnął głową kardynał. — Chodzi jednak o to, że nie zawsze mówił mi pan wszystko. Ukrywał pan przede mną niektóre fakty. Na przykład dlaczego nigdy nie powiedział mi pan o Szeptaczu Deckera?
— Ponieważ ten temat nigdy nie pojawił się w moich rozmowach z panem — tłumaczył Ecuyer. — Poza tym ja sam usłyszałem o nim zaledwie parę dni temu.
— Ale Tennyson wiedział o nim już od dawna. O wiele dłużej niż pan.
— To prawda. Był przyjacielem Deckera.
— W jaki sposób poznał Szeptacza?
— Powiedział mi, że po prostu Szeptacz kiedyś go odwiedził.
— Ale powiedział panu o tym dużo później?
— Tak. Wydawało mu się, że jest to winien Deckerowi. Że nie powinien o tym nikomu opowiadać, ani mnie, ani nikomu innemu. Powiedział mi to dopiero po śmierci Deckera.
— Pomijając sprawę Szeptacza, pan i Tennyson byliście w bliskich stosunkach. Rozumiem przez to, że opowiadał panu o wszystkim.
— Tak mi się wydaje.
— Czy przypadkiem nie opowiadał panu, że wybiera się do Nieba?
Ecuyer aż podskoczył w krześle. Przez chwilę patrzył zaskoczony na kardynała starając się odczytać jego myśli, ale nikomu jeszcze nie udało się odczytać myśli robota z jego twarzy.
— Nie — odpowiedział. — Nic takiego mi nie mówił. Nie miałem o tym zielonego pojęcia.
— Cóż, tak się składa, że właśnie się tam wybrał. Być może jest jeszcze w drodze, chociaż powinien już tam dotrzeć.
— Eminencjo — rzekł zaskoczony Ecuyer. — Skąd pan wie o tym wszystkim?
— Nestor mi opowiedział — odparł Theodosius. — Wszystko przemyślałem przed pańskim przyjściem. Musimy poczynić pewne przygotowania.
— Zaraz, zaraz — przerwał mu Ecuyer. — Nestor panu opowiedział? Gdzie pan spotkał Nestora?
— Poszedłem do niego z wizytą. Na wzgórza roztaczające się nad chatą Deckera.
— I powiedział panu, że Tennyson właśnie się wybiera do Nieba?
— Właściwie powiedział, że są już w drodze. Tennyson i Jill. Szeptacz znalazł sposób na zabranie ich tam.
— Rozmawialiśmy o tym…
— Rozmawialiście o tym? A mimo to nic pan mi nie przekazał?
— To nie miało sensu. Nasze zamiary wydawały się zupełnie niemożliwe do wykonania.
— Najwyraźniej jednak myliliście się.
— To prawda, że od dwóch dni Tennysona nie można nigdzie znaleźć, ale to jeszcze nie znaczy…
— Jill też zniknęła. Gdzie indziej mogli się wybrać jeśli nie do Nieba? Na Końcu Wszechświata nie ma ani jednej kryjówki, w której mogliby się schować.
— Nie wiem — odparł w zamyśleniu Ecuyer. — W każdym razie wydaje mi się zupełnie niemożliwe, żeby dostali się do Nieba. Przede wszystkim nikt nie ma najmniejszego pojęcia, gdzie go szukać. Może gdybyśmy odnaleźli sześciany z zapisem podróży Mary…
— Nestor powiedział, że pomogli im ludzie ze świata równań.
— Cóż, to możliwe. Tennyson i Jill byli w świecie równań.
— No proszę, znowu coś, o czym dowiaduję się po raz pierwszy — żachnął się Theodosius. — Nie pomyślał pan nigdy, że być może jestem zainteresowany tym, co się tutaj dzieje?
— Skąd pan może wiedzieć, że to, co mówi Nestor, jest prawdą? — spytał Ecuyer nie zważając na słowa kardynała. — Dlaczego w ogóle poszedł pan odwiedzić Nestora i…
— Ecuyer, przez wszystkie te lata myliliśmy się co do nich. Nie są zatrważającymi poczwarami, o których opowiadają legendy. Dlatego tak nie lubię legend, rzadko jest w nich ukryta jakaś prawda. Nestor, z którym rozmawiałem, to ten sam, który przyniósł Deckera i Huberta. Rozmawiał z nami przed bazyliką. Jesteśmy im winni przeprosiny za wszystkie te krzywdzące ich opowieści. Już dawno temu powinniśmy byli zostać przyjaciółmi. Na pewno wiele byśmy na tym skorzystali.
— Rozumiem, że wierzy pan w jego słowa?
— W zupełności — odparł Theodosius. — Nestor nie miał żadnych wątpliwości, a ja mu ufam. Wziąłem jego słowa za dowód przyjaźni.
— Chryste, to przecież niemożliwe — nie mógł wciąż uwierzyć Ecuyer. — Chociaż jeśli komuś miało się to udać, na pewno tylko Tennysonowi.
— Kiedy Tennyson i Jill wrócą, musimy być przygotowani na sensacje.
— Myśli pan, że wrócą?
— Jestem tego pewien. Robią to dla Watykanu. Mimo krótkiego pobytu u nas, stali się naszymi przyjaciółmi. Tennyson powiedział kiedyś Jego Świątobliwości coś, co ten następnie powtórzył mi. Był tym dość mile połaskotany. Coś o klasztorach na Starej Ziemi…
— I co pan zamierza? — przerwał mu Ecuyer. — Jeśli dotrą do Nieba, jeśli je rzeczywiście znajdą i wrócą…
— Przede wszystkim chciałem panu powiedzieć, że wiem, kto stoi za całym tym teologicznym bezsensem. John, opiekun ogrodu klinicznego. Już od dość dawna wiem, że pracuje dla Papieża, jest jego tajnym wysłannikiem. Nie mam zresztą pojęcia, dlaczego Papież chciał mieć szpiega w Watykanie. Nieważne. Mam zamiar dopilnować, żeby nasz ogrodnik stał się raz na zawsze pracującym jak mróweczka mnichem. Są co prawda jeszcze pozostali…
— Nie ma pan przecież żadnego zaplecza.
— Jeszcze nie, ale będę miał. Kiedy porozmawiam z Jego Świątobliwością i opowiem mu, co odkryłem. Kiedy powiem mu, że wiem wszystko o jego tajnym pracowniku, o tym że Tennyson i Jill wrócą niedługo z Nieba. Gdyby Niebo nie zostało zdemaskowane, Papież zapewne wahałby się przed poczynieniem jakichkolwiek kroków. Kiedy jednak dowie się prawdy…
— A co będzie, jeśli się okaże, że to wszystko nieprawda? Jeśli…
— W takim przypadku jestem spalony — odparł Theodosius. — Pan zresztą też. Ale jeśli nic nie zrobimy, spotka nas ten sam los. Nie mamy nic do stracenia.
— Tu się z panem w zupełności zgadzam — poparł go Ecuyer. — Ma pan całkowitą rację.
— Więc pójdzie pan ze mną porozmawiać z Papieżem?
— Tak — odpowiedział Ecuyer wstając z krzesła. — Myślę, że rzeczywiście powinniśmy z nim porozmawiać.
Kardynał również wstał.
Ecuyer zawahał się, ale wreszcie wydusił z siebie gnębiące go pytanie:
— Powiedział pan, że Niebo zostanie zdemaskowane. Skąd pan wie, że tak właśnie się stanie?
— Cóż — uśmiechnął się kardynał. — Tego nie jestem pewien. Zawsze istnieje możliwość, że okaże się ono prawdziwym Niebem. Jeśli jestem w błędzie, prawdopodobnie to ja zostanę pracującym jak mroweczka mnichem.
— Chce pan zaryzykować?
— W rzeczy samej — odparł Theodosius.
Rozdział 54
— Do pewnego momentu pamiętam wszystko — powiedział Decker. — Pamiętam, jak przykleiłem się do kadłuba statku, starając się wczepić palcami w metalową ścianę, patrzyłem przez okno i widziałem centralną budowlę wzbijającą się w niebo wprost w moim kierunku i drogi rozchodzące się od tego miejsca jak szprychy koła. Nie pamiętam, jak dostałem się do kapsuły ratunkowej, bo to nie ja, Decker II, który siedzi tu i rozmawia z wami, chciałem się w niej skryć, tylko prawdziwy, oryginalny Decker, który był moim wzorcem.