Выбрать главу

Najpierw galaktyka, potem wszechświat, pomyślał, po czym powtórzył: Najpierw galaktyka, potem wszechświat.

Wszyscy inni, którzy siedzą cicho na swoich ograniczonych orbitach i którym wydaje się, że są bezpieczni w swoich triadach, stracili szansę. Stracili ją z powodu swojej arogancji i bezgranicznego zadowolenia z siebie, z powodu niemożności rozpoznania prostej prawdy mówiącej, że nie mają racji.

W ciągu tysiącleci Centrum natknęło się na setki, może nawet tysiące systemów wiary. Chociaż ciężko było je przebadać, dokonano tego w końcu i okazało się, że żaden z nich nie zdał egzaminu; wszystkie okazały się zupełnie bezwartościowe. Nie tylko stwierdzono, że wszyscy bogowie są fałszywi, ale także dokonano wnikliwej oceny, z której wynikało, że bogowie w ogóle nie istnieją, silni czy słabi, prawdziwi czy fałszywi. Wiara okazała się tylko samookłamywaniem się przez słabe istoty, zmuszone wznosić swoje domostwa w gorzkiej prawdzie egzystencji, na przekór wszechogarniającym ich dowodom, że nikt w całym wszechświecie nie interesuje się ich istnieniem.

Pluskacz wylądował wprost przed nim i teraz, zamiast odskoczyć znowu w jakimś kierunku, zaczął szybko podskakiwać w miejscu. Mlask, mlask, mlask.

Patrząc na niego, na wpół zahipnotyzowany rytmicznym pluskaniem, Dymek poczuł, że pojawia się w nim odwieczne pytanie; czuł w sobie pobożność, energię i władzę. Wszystkie trzy stanowiły jedność. Żadna nie istniała bez drugiej i żadna nie była ważniejsza od innej. Pomyślał, że tak właśnie powinno być. Szczególnie zależało mu na władzy. Byli co prawda tacy, którzy twierdzili, że władza jest zła i że jej używanie jest złem samym w sobie. Ale nie była to prawda, mylili się. Podobnie jak mylili się twierdząc, że nie ma bogów. Mylili się, bo on odkrył swego własnego boga, boga jego, Stogu Siana i Deckera. Z czasem dostarczy mu on odpowiedniej siły do przeprowadzenia ich planu. Kiedy nadejdzie czas, otrzymają władzę.

Chwal mnie — powiedział bóg.

Więc go chwalił, bo taki zawarł z nim układ.

Mlask, mlask, mlask, ciągnął Pluskacz.

Rozdział 59

JLJymek siedział na swoim podium. Tennyson przyglądając mu się uważnie stwierdził, że była to dość ciekawa istota. Dopiero teraz, kiedy przełamane zostały pierwsze lody, zauważył urodę swego rozmówcy. Bąbel był raczej owalny niż kulisty, a jego zewnętrzna osłona, jeśli to była osłona, błyszczała perłowo, połyskując iskierkami. Wnętrze owalu było wypełnione czymś w rodzaju dymu, jakby szarych wełnianych chmur. Nawet gdy dym się rozwiewał, aby ukazać twarz Bąbla, twarz przypominającą rysunek, pierwsze próby dziecka zabawiającego się kredkami, we wnętrzu pozostawała przejrzysta chmurka.

Po jednej stronie Dymek rozsiadł się Stóg Siana, wyglądający bardziej jak zwyczajny stóg siana niż jak żywa istota, mrugający od czasu do czasu oczyma wystającymi spod źdźbeł. Po drugiej stronie Bąbla stał drugi Decker. Patrząc na niego po raz kolejny Tennyson spróbował dostrzec jakąś zewnętrzną cechę, która pozwoliłaby mu odróżnić go od prawdziwego Deckera. Nie udało mu się to jednak. Rekonstrukcja była idealna. Przed Dymkiem skakał Pluskacz nie zajmując wiele miejsca.

Poza tym w pomieszczeniu stały stożki, mroczne cienie ubrane w czerń. Pewnie są czymś w rodzaju służby, a może strażnikami, zastanawiał się Tennyson. Nie, to chyba niemożliwe, przeciwko mnie i Ml nie potrzebują ochrony.

W pewnej chwili odezwał się Szeptacz:

Nie rozglądaj się. Właśnie przybyli ludzie ze świata równań.

Możesz mi wyjaśnić, co tu się dzieje? — spytała zdezorientowana Jill.

Me mogę. Nie wiem, odparł Szeptacz. Z całą pewnością jesteśmy na audiencji, ale nie wiem, jaki jest jej cel. Ten Bąbel coś kombinuje i nie jest to na pewno nic dobrego. Uważajcie też na Pluskacza.

Pluskacza?

Pluskacz jest tu najważniejszy.

Decker w końcu przemówił do Tennysona:

— Dymek pozdrawia was i pyta, czy byliście dobrze traktowani. Czy jest coś, co możemy dla was zrobić?

— Byliśmy dobrze traktowani — odpowiedział mu Tennyson. — I nie potrzebujemy niczego.

Bąbel powiedział coś swoim skrzeczącym, gardłowym głosem.

Decker przetłumaczył:

— Dymek mówi, że Pyłkowiec musi odejść. Nie lubi Pyłkowców. Nie znosi ich obecności wokół siebie.

— Powiedz Bablowi, że Pyłkowiec zostanie — odparł Tennyson.

— Ostrzegam cię, przyjacielu, że jest to bardzo niemądre z twojej strony — poradził mu Decker.

— Mimo to proszę, powiedz mu, że Pyłkowiec zostanie. Jest jednym z nas.

Decker rzekł coś do Bąbla, a ten odpowiedział mu patrząc na Tennysona pojawiającymi się w obłoczku dymu oczyma.

— To niezgodne z jego wolą — kontynuował Decker. — Zupełnie niezgodne z jego wolą, ale w nadziei na osiągnięcie harmonii i owocnej konwersacji, przyjmuje wasz punkt widzenia.

Jeden zero dla nas, ucieszyła się Jill. Nie taki z niego twardziel.

Nie oszukuj się, sprowadził ją na ziemię Szeptacz.

— Dziękuję — powiedział głośno Tennyson. — Powiedz Bablowi, że jestem mu wdzięczny.

Bąbel znów coś zaskrzeczał, a Decker przetłumaczył:

— Cieszymy się, że przybyliście do nas. Zawsze jest nam miło powitać nowych przyjaciół. Celem naszego Centrum jest współpraca z innymi formami życia w galaktyce.

— Cała przyjemność po naszej stronie — krótko odpowiedział Tennyson.

Bąbel mówił, a Decker tłumaczył:

— Chcielibyśmy, abyście teraz przekazali nam swoje listy uwierzytelniające stwierdzające cel waszego przybycia do nas.

— Nie posiadamy żadnych listów uwierzytelniających — odpowiedział Tennyson. — Nikogo nie reprezentujemy. Przyszliśmy jako wolni członkowie populacji galaktycznej. Przybyliśmy jako zwykli turyści.

— W takim razie powiedzcie nam, proszę, skąd wiedzieliście o istnieniu naszego Centrum.

— To proste. Cała galaktyka wie o istnieniu wielkiego Centrum.

— Nabija się z nas — rzekł ze złością Dymek do Deckera. — Chce nas zrobić w konia.

— Wątpię — uspokoił go Decker. — Taki ma sposób wyrażania się. To zwykły ciemniak.

Bąbel zwrócił się do Tennysona:

— W takim razie jaki jest cel waszej wizyty?

— Po prostu chcieliśmy zobaczyć, jak tu wygląda. Jesteśmy tylko ciekawskimi turystami.

Chyba trochę przesadzasz, zauważyła Jill. Lepiej się uspokój.

On za wszelką cenę chce się czegoś o nas dowiedzieć. A ja nie mam zamiaru mu nic mówić. Najwyraźniej nie wie, kim jesteśmy ani skąd przybyliśmy i lepiej, żeby tak zostało.

— Przyjacielu — rzekł Decker. — Chyba czegoś nie rozumiesz. Kurtuazja nakazuje, abyś odpowiedział nam na nasze pytania.

Nie skończyli jeszcze waszej rekonstrukcji, domyślił się Szeptacz. Gdyby już ją zakończyli, nikt by was o nic nie pytał. Otrzymaliby wszystkie odpowiedzi od zrekonstruowanych kopii. Wygląda jednak na to, że im się spieszy. Nie chcą czekać tak długo.