Выбрать главу

Komputer z pewnością pracował szybko, ale nie zdążył. Zaledwie w kabinie EB–5 przebrzmiały ostatnie słowa profesora Kapicy, z ekranu znowu zniknęły gwiazdy. Wszystko powtórzyło się jak w starym filmie. Tęcza, barwne koła, a potem najczarniejsza noc.

Bogdan Sponka miał na głowie wielki, cudaczny hełm, z którego wychodziły pęki cieniutkich przewodów. Te ostatnie ginęły w pulpicie sterowniczym głównego komputera stacji, z którego zdjęto obudowę. Taki sam hełm pozwolił sobie nałożyć na bujną szpakowatą czuprynę zdalnik profesora Kapicy. Także i jego łączyły z zespołami komputera pajęcze, kolorowe druciki. Te druciki zbiegały się wewnątrz sztucznego mózgu ZZAA–2, dzięki czemu anteny stacji przekazywały w kosmos myśli jedynego w swoim rodzaju trójumysłu. Twarze wszystkich obecnych były poważne i skupione. Osiem par oczu wpatrywało się z przejęciem w profesora Sponkę.

— ZZAA–2 wzywa EB–5 — powtarzał ojciec Anny i Marka. — EB–5, odezwij się…

Jak niedawno sami lecieli tym EB–5, martwiąc się, że nie odbierają żadnych wiadomości. Teraz sytuacja była bez porównania gorsza. Statek milczał i nikt nie wiedział, gdzie się znajduje. Nie mógł nadać żadnego ostrzegawczego komunikatu. A płynący stąd głos ginął w nieskończoności kosmosu.

— Nic z tego — mruknął Zyz.

Sponka sięgnął do kieszonki w rękawie swojej bluzy.

— Od dłuższej chwili wzywam komputer statku EB–5. Ale nadal bez skutku — powiedział. Mógł poinformować o tym swojego zdalnika wyłącznie myślą, chciał jednak, żeby wszyscy od razu wiedzieli, co tamten mówi. — Komputer na statku, którym lecą, nie odpowiada — powtórzył. — Czy udało mi się nawiązać kontakt z ludźmi?

— Nie — odpowiedział znany głos.

Ktoś westchnął. Pomyśleć, że ten głos dobiega z EB–5, na którym są Marek i Kapica, a oni nie mogą się dowiedzieć nawet tego, czy statek jest jeszcze w Galaktyce czy miliardy lat świetlnych stąd. A przecież wystarczyłoby, żeby ten twór, który właśnie powiedział „nie”, nawiązał łączności z komputerem statku. Odzyskaliby nie tylko kontakt, ale d możliwość kontrolowania lotu. Odezwałyby się superszybkie radary i radio.

— Nie mam żadnych możliwości, żeby dać znać ludziom o swojej obecności — mówił dalej zdalnik Sponki nie wiadomo skąd. — Domyślam się, że wiedzą o moim istnieniu, ale nic ponadto. Dwukrotnie już przelecieliśmy przez obszar kolapsu grawitacyjnego…

— Jak to było? — spytał szybko Zyz.

— Myślałem o mnie — odpowiedział bez wahania drugi profesor Sponka.

— Co teraz czujesz? — wtrąciła się Zula w obawie, że Zyz zapomni o wszystkim innym, kiedy zdalnik zacznie relacjonować przebieg eksperymentu.

— Nie rozumiem?

— Co teraz myślę? — Bogdan sformułował to pytanie w sposób zrozumiały dla swojej kopii.

— Myślę nadal, że powinienem być razem. Od pewnego czasu myślę o tym stale i bardziej usilnie szukam rozwiązania. Czy to ten bodziec, o którym była mowa?

— Tak. Tu obok mnie jest ktoś, kto także chciałby być razem z sobą, przebywającym na twoim statku. Połączyliśmy nasze ośrodki mózgowe specjalną aparaturą i kiedy teraz rozmawiam, on rozmawia równocześnie ze mną. Czy to nie pomaga?

— Suma bodźców — powiedział głos. — Wiedziałem, że tak będzie. Przez chwilę myślałem, że potrafię wzbudzić impuls elektryczny w materiale, z którego sporządzono ścianę oddzielającą mnie od zespołów komputera. Ale nie udało się…

— Fale biologiczne — powiedział Zyz takim tonem, jakby wymawiał jakieś brzydkie słowo — dzięki którym gadasz z samym sobą, dyndającym na ogonie jakiejś komety. Spróbuj je wzmocnić…

Sponka nie odpowiedział profesorowi Zyzowi, tylko zwrócił się od razu do osobnika w niebieskiej koszuli:

— Myśl dalej o tym, że chcesz być razem z sobą.

— Zdalnik Kapicy na znak zgody skinął swoją głową, tkwiącą w baniastym hełmie. — Ja także będę myślał. Jestem w takiej samej sytuacji jak ty…

— Wiem — powiedział cienkim głosem niebieski. Ojciec Marka spojrzał na niego, jakby chciał go o coś spytać, ale nic nie powiedział. Zamknął oczy i zmarszczył brwi. Na jego twarzy odmalował się wysiłek. Zdalnik Kapicy przybrał identyczną pozę.

Przetrwali tak obydwaj bez ruchu może dwie minuty. Dwie minuty… Łatwo to powiedzieć!

— Ty myślisz inaczej niż ja — stwierdził nagle zdalnik starego profesora.

Bogdan otworzył oczy.

— Skąd wiesz?

— Przecież nasze ośrodki mózgowe i nerwy są połączone! — rzucił niecierpliwie zapytany, tonem, jakiego mógłby użyć prawdziwy Aleksander Wielki Drugi.

— Ty masz umysł słynnego profesora — odrzekł z lekką urazą Sponka. — Ja nie. Jesteś mądrzejszy…

— Nie o to chodzi! Nie powiedziałem, że jeden z nas myśli bardziej intensywnie, ale że inaczej…

— On się boi o syna… i o profesora — szepnęła Ina do Adama. — Tęskni…

— Ja? — zdziwił się zdalnik, a Ina i Adam byli zaskoczeni, że niebieski usłyszał ten nie przeznaczony dla jego uszu szept. — Co powiedziałaś? Ja się boję?…

— Nie ty — sprostowała głośno Zula — tylko mój mąż. Widzisz, my bardzo kochamy Marka i pro… i tego ciebie, który jesteś tam…

— No to co? Nie rozumiem?

— Kiedy człowiek kocha, to myśli inaczej…

— Więc kto w końcu myśli inaczej?

Zula umilkła, pokonana swoją własną bronią, natomiast Bogdan zaczął zastanawiać się, jak wytłumaczyć zdalnikowi tak zawiłą sprawę, jaką jest miłość. Ale osobnik w niebieskiej koszuli nie miał ochoty czekać, aż profesor Sponka wymyśli wzór na ludzkie uczucie.

— Czy ktoś ostatecznie będzie łaskaw mi powiedzieć, co to wszystko znaczy? To „boję się”, „tęsknię”, „kocham”? Chyba, że już nie chcecie, żebym wam pomagał?

— Ależ chcemy! — wyrwało się Lidce.

— Chcemy — powtórzyły równocześnie Zula i Ina.

— To trudno wyrazić słowami — powiedział z namysłem Karol Saperda, nie zważając na niecierpliwe pomrukiwanie profesora Zyza. — Widzisz — zwrócił się do zdalnika — ty tylko myślisz, że powinieneś być znowu razem. A my jeszcze pragniemy tego całym sercem i… bardzo tęsknimy.

— Znowu określenie, którego nie rozumiem. Może komputer potrafi mi to wyjaśnić jakoś bardziej do rzeczy?

— To jest pomysł — wykrzyknął z wyraźną ulgą Bogdan. — Tylko czy komputer?… — nie skończył, ale dla wszystkich było jasne, jakie wątpliwości go ogarnęły. Przecież komputer jest także tylko maszyną…

— W każdym razie warto spróbować — powiedział Niziołek, który dotychczas niemal w ogóle nie zabierał głosu. — On sam nie czuje, ale ma wprowadzoną wiedzę o wszystkich emocjach, jakie bywają udziałem człowieka. A tłumaczyć potrafi bardziej logicznie, lepiej niż człowiek.

— Człowiek? — nachmurzył się zdalnik. — Czy ja nie jestem?…

— Wyłączam się — przerwał mu szybko Sponka. — Oddaję ci do dyspozycji komputer. Skontaktuj się z nim…

Dłuższą chwilę panowała cisza. Ale komputery naprawdę pracują szybko. A zdalniki potrafią stawiać precyzyjne pytania. Dlatego ta cisza nie trwała aż tak bardzo długo.

— Już wiem — oświadczył niebieski. W tonie jego głosu zabrzmiała jakby smutna nutka. — Rozumiem. Miłość. Tęsknota. Wiem teraz dlaczego myślisz inaczej, chociaż nadal nie są dla mnie jasne powody, dla, których ja nie myślę tak samo jak ty. Ale teraz nie o to chodzi…