A więc postawili na swoim. Nie dostrzegają, czy nie chcą dostrzec, zmiany sytuacji. Apel Kory, żeby każdy starał się działać tak, jak byśmy sobie życzyli, aby w stosunku do nas postępowano, nie ma żadnego znaczenia. W istocie wszystko pozostaje po staremu, a obecna struktura organizacyjna sprzyja pogoni za sukcesami bez względu na cenę. Zoe jest tego ofiarą, ale poza Mary nikt z» szefów «nie zamierza z tego wyciągnąć właściwych wniosków.
Doszukiwanie się irracjonalnych źródeł tego, co zrobiła Zoe, jest bardzo wygodne, lecz niczego nie wyjaśnia. Decyzja jej może wydawać się szaleństwem, ale przecież gdyby nie owo szaleństwo — czy odnaleźlibyśmy ten niezbity dowód, może jedyny, że nie jesteśmy samotną cywilizacją w tej części kosmosu? I czy uświadomilibyśmy sobie tak jasno granicę, której przekroczyć nam nie wolno?… Jeśli nawet tliło się gdzieś w nas pięciorgu — może sześciorgu, jeśli liczyć Mary — przekonanie, że to wszystko nie tak, że trzeba inaczej, dopiero dziś, po tym, co się na Nokcie wydarzyło: szaleńczego, tragicznego i wspaniałego zarazem, wiemy na pewno, że nie oni, lecz my mamy rację!
Nie jesteśmy chorzy psychicznie. To co twierdzi moja matka — to absurd. Dobrze chociaż, że nie wszyscy zgadzają się z jej diagnozą. Ale też nie jesteśmy naiwnymi dziećmi, jak wyśmiewa nas Wład — sam zresztą niewiele starszy ode mnie, jeśli liczyć lata fizjologiczne. A już aluzje Nyma na temat pochodzenia Daisy i Deana są wręcz nieuczciwe. Jak można się dziwić Alowi, że nie wytrzymał i powiedział, co o tym myśli. Może zbyt ostro, ale czasem tak trzeba. A jeśli chodzi o „pierścień Nibelungów”[1], to cała ta starogermańska mitologia pachnie z daleka próbą zamknięcia nam ust”.
Rem skończyła czytać i przebiegła wzrokiem po zebranych.
— To wszystko? — zapytał przewodniczący.
— Wszystko. I co o tym sądzicie?
— Czy można zidentyfikować autora?
— Chyba tak. Z treści zdaje się wynikać, że ową matką jest lekarka, a jest ich w ekspedycji tylko dwie: Kora Heto i Zoja Makarowa. Heto nie ma dzieci. Makarowa ma córkę Zinę. I to chyba właśnie ona nadała ten dziwny tekst. Można więc zidentyfikować całą pięcioosobową grupę. Są to: Zoe Karlson, Zina Makarowa, Allan Feldman, Daisy Brown i Dean Roche. To właśnie te karty, które oznaczałam czerwonymi punktami…
— Daj kartę Mary Sheeldhorn — przerwała chwilową ciszę historyczka z Krakowa,
Rem pochyliła się nad pulpitem.
— Niestety, dane o Mary Sheeldhorn nie odpowiadają tej regule — powiedziała jakby z żalem, wsuwając do radiopowielacza żądaną kartę. — Mary jest jednak matką Allana, może więc uległa wpływom syna.
— Czy wszyscy sześcioro pracowali razem na Nokcie?
— Otóż nie. W skład zespołu kierowanego przez Mary Sheeldhorn wchodził jej mąż i ojciec Allana, geofizyk-planetolog Hans Feldman, fizyk Wład Kalina, wszyscy troje urodzeni na Ziemi, oraz troje z owej grupy „kosmitów”:
Zoe Karlson, Dean Roche i Daisy Brown. Dean i Daisy to jeszcze jeden problem. Byli wychowani w bardzo specyficznych warunkach izolacji, na wyspie kosmicznej Celestia, będącej przez długi czas reliktem innej epoki.[2] Jak wynika z relacji tych, którzy ich znali przed 130 laty, trudno sobie wyobrazić, aby Daisy i Dean mogli przejawiać jakieś buntownicze tendencje. Przeciwnie — środowisko uczonych, w którym się znaleźli, bardzo im imponowało, byli więc pod urokiem takich ludzi, jak Kora Heto czy Andrzej Krawczyk. Dziwne, iż znaleźli się bądź co bądź w „młodzieżowej” grupie Zoe. Mówię o „grupie Zoe”, z uwagi na rolę, jaką ta dziewczyna odegrała w wydarzeniach na Nokcie. Kto jest przywódcą, trudno stwierdzić na podstawie tak skąpych informacji. Jeśli słuszne są podejrzenia, iż chodzi tu o jakieś zaburzenia psychiczne — może w ogóle grupa nie ma formy zorganizowanej.
Historyczka z Krakowa, zajęta jakimiś manipulacjami przy swym pulpicie, uniosła głowę.
— Gdzie przebywali w czasie badań planety Nokty pozostali członkowie grupy?
— Prawdopodobnie w bazie na Sel. Allan, jako biolog, miał wejść w skład zespołu Renćgo Petiot na Temie. Funkcja Ziny jest niejasna. Jako łącznościowiec — być może — ona właśnie obsługiwała nadajnik do porozumiewania się z Ziemią.
— Czy w pierwszej części drugiego sprawozdania nie ma niczego, co by mogło zapowiadać zbliżający się konflikt? Choćby wzmianki o jakichś sporach czy dyskusjach?
— Jest informacja o pewnych kwestiach spornych. Ale chodzi tli o problemy czysto naukowe, o interpretację wyników badań i obliczeń.
— Czego dotyczyły te dyskusje?
— Przedmiotem sporów jest hipoteza, iż Układ Proximy przeżył jakiś zagadkowy kataklizm. Jak wspomniałam, na Urpie występuje wolny tlen. Istnieją uzasadnione podejrzenia, iż powstał on w procesach przemiany materii żywych ustrojów typu naszej rodzimej przyrody. Organizmy oparte na białku zanurzonym w wodzie mogą się wprawdzie rozwijać w temperaturze, powiedzmy, minus 20 °C — ale dopiero na szczeblu zwierząt stałocieplnych. Powstanie takiego życia i jego wczesne stadia są niemożliwe w warunkach permanentnego mrozu i zlodowaceń. A jeśli przyjąć, iż Urpa miała kiedyś klimat dostatecznie łagodny, aby mogło tam narodzić się i rozwinąć życie, Proxima musiała świecić wówczas co najmniej 400 razy jaśniej niż obecnie. Proporcjonalnie — temperatura na Temie byłaby tak wysoka, że w tych warunkach nie ma mowy nie tylko o powstaniu życia, ale nawet o utrzymaniu atmosfery przez siły grawitacyjne tej planety.
— Czy znaczy to — podjął przewodniczący — że Tema musiała kiedyś krążyć w odległości większej niż dziś?
— Nie tylko. Przygaśnięcie gwiazdy takiego typu jak Proxima następuje dość raptownie, zapewne w ciągu niewielu tysięcy lat. Rzadkość i kształt śladów uszkodzenia powierzchni Urpy przez meteoryty świadczy, że zlodowacenie nastąpiło tam niedawno, może zaledwie parę tysięcy lat temu. Jest więc całkowicie wykluczone, aby dopiero po przygaśnięciu Proximy powstała atmosfera na Temie i zrodziło się tam życie. Ze wstępnych obserwacji wynika, że liczy ono co najmniej dwa miliardy lat, nie licząc wcześniejszego okresu ewolucji prebiologicznej.
— A więc coś tu nie pasuje…
— Właśnie! Czy można przyjąć, że Tema zbliżyła się do Proximy właśnie wtedy, gdy ta przygasła?
— Może jednak tlen na Urpie nie ma pochodzenia organicznego? Rem wzruszyła ramionami.
— Może… Ale to nie zmienia faktu, że zlodowacenie jest stosunkowo świeże.
— A czy na Nokcie'stwierdzono ró” nież jakieś anomalie?
— Chyba nie. Są tylko wzmianki o śladach działania wysokiej temperatury. Ale może chodzi o działalność wulkaniczną?
Zapanowało milczenie. Dopiero po dłuższej chwili przerwał je geofizyk z Mombasy.
— Pozwólcie, że wrócę do sprawy tej tzw. grupy Zoe. Jeśli część jej członków przebywała na Nokcie, inni zaś na Sel, a jednak zajmowali podobne stanowiska, musieli być chyba w radiowym kontakcie?
— Niekoniecznie. Cała sprawa wybuchła dopiero po owym tajemniczym odkryciu, o którym zresztą nic konkretnego nie wiemy, podobnie jak o wypadku Zoe. Wzmianka o „kolegium szefów” i rezygnacji Sheeldhorn pozwala przypuszczać, że ekipa z Nokty wróciła do bazy i tam dopiero doszło do otwartego konfliktu. Dlaczego jednak Mary zrezygnowała ze stanowiska, nie wiadomo. Może jako odpowiedzialna za wypadek Zoe?
— A więc twoim zdaniem… — rozpoczęła krakowska historyczka i urwała. Znów pochyliła się nad swym pulpitem, potem nagle wstała z fotela i patrząc jakoś dziwnie na Rem powiedziała: — Mówisz, że Mary Sheeldhorn nie pasuje do grupy Zoe. Otóż mylisz się! W czasie, gdyśmy słuchali twego sprawozdania, na moje polecenie ABI dostarczył mi danych dotyczących rodziców Mary. Rzeczywiście urodziła się ona na Ziemi, ale… w cztery miesiące po powrocie jej rodziców z bazy naukowej na Arielu, księżycu Urana, gdzie przebywali blisko.dwa lata.
1
Nibelungi — wg XIII-wiecznego eposu germańskiego — ród karłów strzegący skarbu, na którym ciążyło przekleństwo. Ryszard Wagner napisał operę (tetralogię)