A teraz uzasadnienie;
Badania makrochonder z XXIII księżyca Primy już na wstępie dostarczyły nam dodatkowej sensacji. Pisałam ci o silnym promieniowaniu. Otóż źródłem jego jest szereg izotopów radioaktywnych pierwiastków o liczbie atomowej wyższej od stu. Zdaniem Henga, który jako chemik ma tu głos rozstrzygający, pierwiastki te są produktem wytworzonym przez istoty rozumne, stojące pod względem znajomości struktury materii nie niżej od nas.
Jeden z izotopów, o szczególnie intensywnym promieniowaniu, nie został jeszcze na Ziemi wytworzony. Wszystkie ujawnione dane dotyczące jego właściwości przekazaliśmy komputerom do rozpracowania metod jego produkcji. Będzie to miało poważne znaczenie techniczne. Cała ta historia ma bardzo doniosły aspekt: jest pierwszym aktem wymiany osiągnięć istot cywilizowanych o zgoła różnym pochodzeniu, które w dwu oddalonych o lata świetlne obszarach wycisnęły pieczęć świadomego tworzenia na odmiennych układach planetarnych.
Właściwie źle się wyraziłam, bo to nie wymiana.
Brak drugiej strony — twórców tego izotopu. Przy spotkaniu z wytworem ich działalności po prostu miesza się wątek myśli. Jeśli oni zginęli tak okrutnie, tak niepotrzebnie…
Myśląc o tym, chce się zawołać: „Obym była fałszywym prorokiem!” Oby… Ale niestety dowody mówią raczej, że ICH żywych nie zobaczymy. I jeszcze jedno: makrochondry pozwoliły nam na dokładne określenie czasu katastrofy. A właściwie czasu wyprodukowania tych pierwiastków.[18] Działo się to 2106 lat temu.
Część II
Pierścień Nibeiungów
ZOE
Duży plastyczny globus planety Nokty migotał rojem zielonkawych punkcików. Kalina przez chwilę śledził wzrokiem grę świateł, -po czym włączył ekran obserwacyjny.
W ścianie jakby otworzyło się okno. Widać było przez nie znaczny wycinek gwiaździstego nieba z wielką rdzaw.} kulą planety pośrodku.
Kalina spojrzał na globus. Zielonkawe światełka rozbłyskiwały coraz rzadziej i słabiej. Przesuwały się teraz nieregularnymi pasami z północy ku południowemu biegunowi planety. Tylko czasami przez granicę jaśniejszych świateł przeskakiwał pojedynczy blady punkcik i migocąc chwiię gasł.
Minuty wlokły się wolno. Kalina ziewnął i spojrzał na zegarek. Dochodziła ósma według czasu uniwersalnego.
Zoe z pewnością jeszcze śpi aibu po wczorajszym incydencie c/nie się obrażona. Inaczej już by tu była i zawracała głowę swymi niedorzecznymi pomysłami. Po wczorajszych całodziennych sporach i utarczkach czuł, iż nieobecność dziewczyny przyjmuje z wyraźną ulgą. Może istotnie obraziła się i będzie miał choć trochę spokoju. Niech zresztą leci sobie na Noktę, jeśli tylko Daisy się zgodzi…
A przecież jeszcze przed Tygodniem wydawało mu się, że Zoe to świetny kompan, który przez lata me może się znudzić. Jej osobisty urok, pogodne usposobienie, przedsiębiorczość i różnorodne zainteresowania sprawiały, że od czasu „wielkiego budzenia” była ulubienicą starej gwardii i najbardziej niespokojnym duchem wśród młodzieży. Właściwie niemal wszystkie te cechy jej osobowości pozostały i dziś, lecz — w jego odczuciach — jakby w wyolbrzymionej, skarykaturowanej postaci. Może zresztą Saka ocena była trochę krzywdząca dla Zoe, lecz coraz bardziej kłopotliwe, przejawy jej inicjatywy i upór, z jakim broni swych przywidzeń — wydały mu się chyba równie niedorzeczne co męczące.
Kiedy dzielono ekipę na dwie grupy: dwuosobową — dyżurującą w statku wyprawowym krążącym wokół Nokty i czteroosobową — prowadzącą pracę na powierzchni planety, było jasne, że Kalina jako fizyk, nawigator i najlepszy' bombardier w ekipie musi pozostać na orbicie. Był też bardzo zadowolony, że Zoe wyraziła niemal bez wahania gotowość towarzyszenia jemu właśnie. Zapał, z jakim uczestniczyła w sporządzaniu mapy globu i przygotowywaniu programu „bombardowania” przez pierwsze tygodnie wspólnej pracy, nie zapowiadał w niczym możliwości konfliktu. Wszystko układało się jak najlepiej i dopiero pięć dni temu z rana, po zakończeniu zdjęć na najniższym pułapie, tuż przed wprowadzeniem statku na orbitę stacjonarną, jakby ją coś opętało…
Czy dlatego, że jej się coś przywidziało, miał łamać harmonogram? Początkowo zresztą potraktował jej relację poważnie. Oboje dokładnie przejrzeli zdjęcia i zapisy. Ale przecież już sam fakt, że nie ma na nich żadnych śladów, nawet nieznacznego wzrostu jasności, powinien ją od razu przekonać, że uległa złudzeniu. Po prostu musiał to być zwykły refleks — odbicie światła Proximy od jakiegoś przedmiotu poruszającego się wraz ze statkiem czy odblask na szybie. Znajdowali się przecież w tym momencie pu oświetlonej stronie planety.
Mógł jeszcze od biedy zrozumieć wybuch rozgoryczenia dziewczyny, spowodowany zawodem, że jej odkrycie okazało się złudzeniem. Ale upieranie się, że musi sama bezpośrednio zbadać teren tego płaskowyżu, na którym ponoć coś jej dwa razy błysnęło — to dziecinada. A już żądanie, aby w ogóle zaniechać obstrzału rezygnując z badań sejsmicznych i analiz spektralnych, świadczy o zupełnym zatraceniu poczucia rzeczywistości. I jeszcze do tego miałby to sugerować Mary?
A może przyczyną tych wyskoków jest zawiedziona dziewczęca miłość? Tuż przed odlotem z Sel postanowił sobie, że będzie unikał wszelkich dwuznacznych sytuacji, stwarzających niepotrzebne złudzenia Zoe, iż może spodziewać się z jego strony wzajemności. W czasie wspólnej pracy na, orbicie starał się zachować czysto koleżeńską atmosferę i dystans, co mogło być dla niej zaskoczeniem. U dziewcząt w jej wieku łatwo w tych warunkach o nieobliczalne reakcje.
Mógł o tym świadczyć przebieg wczorajszej kłótni. Niektóre słowa Zoe można interpretować jako celowe manifestowanie obojętności, Choćby to oświadczenie, że musi się ostatecznie rozmówić z Deanem, gdyż ma już dość siedzenia na Bolidzie.
— Jeśli tak bardzo ci się śpieszy, to poproś, może jeszcze dziś przyślą po ciebie rakietę. Ja cię nie zatrzymuję — odburknął wówczas szorstko.
Wyszła bez słowa z pokoju. Nie była również na kolacji. Niewątpliwie sprawa dojrzała do rozstrzygnięcia. Z niepokojem myślał jednak o czekającej go rozmowie. Powinien postawić sprawę otwarcie i powiedzieć jej o Suzy, ale nie mógł się jakoś na to zdecydować.
Globus przygasł niemal zupełnie, gdy na bocznym ekranie teleprojekcyjnym ukazała się twarz Hansa.
— Halo! Wład! Zmiana! — wyrwał Kalinę z zamyślenia głos geofizyka. —
W następnej serii drugi pocisk nieco dalej na południo-zachód: sektor R 48/11. Pierwszy, trzeci i czwarty bez zmian. Odstęp cztery sekundy.
— Tak jest! — Kalina poderwał się z miejsca. Podszedł do niedużej tablicy rozdzielczej i nacisnął szereg guzików. Zapłonęła czerwona lampka.
Znów podszedł do „okna”. Lampka zamigotała i zgasła raptownie. Niemal jednocześnie, gdzieś z boku za „oknem” wyskoczyła niewielka rakieta w kształcie długiego walca, spadając ukośnie ku planecie. Potem druga, trzecia, czwarta i piąta. Wysłane przez automatyczną wyrzutnię, ginęły z oczu niemal natychmiast i tylko smugi świecących cząstek materii odrzutowej znaczyły kierunek lotu. Po chwili i one stały się niewidoczne.
18
Można określić bezwzględny wiek minerałów jak i ciał pochodzenia organicznego badając przemiany izotopów promieniotwórczych, których pewna niewielka ilość znajduje się niemal w każdym ciele. Znając czas połowicznego rozpadu danego izotopu (np. dla uranu 238 —4,5.10^ lat) oraz wiedząc, jakie są końcowe produkty tego rozpadu (dla uranu — ołów i hel), można drogą analizy ilościowej ocenić, jaki procent danego izotopu uległ przemianom od czasu powstania minerału — a tym samym określić jego wiek. W celu określenia wieku utworów bardzo młodych pochodzenia organicznego (np. w archeologii) stosuje się również badania stopnia zawartości w węglu tzw. węgla 14, powstałego pod wpływem promieniowania kosmicznego z azotu atmosferycznego, a później przyswojonego przez żywe organizmy wraz ze zwykłym węglem. Coraz lepsza znajomość przemian jądrowych, jak i dokładność analiz chemicznych otwiera szerokie perspektywy przed zastosowaniem tych metod w geologii, paleontologii czy archeologii.