Выбрать главу

BEZ ŚLADU

Kalina ocknął się raptownie. Oświetlenie pracowni pulsowało, a ciche brzęczenie dobiegało od pulpitu dyspozytorskiego. Ktoś dzwonił z bazy na Nokcie.

Spojrzał na zegarek: od włączenia usypiacza upłynęło niespełna osiemdziesiąt minut. Wstał z fotela i podszedł do pulpitu. Z okienka wideofonu, spod rozwichrzonej czupryny patrzyły na niego jasne oczy Deana Roche'a.

— Witaj, stary! Cóż za sprawy wielkiej wagi kazały ci mnie budzić? Właśnie mi się śniłeś… Daisy próbowała cię ostrzyc, a ty…

— Godzinę temu rozmawiała ze mną Zoe — przerwał astronom nie reagując na żart. — Chciała, abym przysłał po nią prom.

— I wysłałeś?

— Próbowałem jej wytłumaczyć, że to niemożliwe, że nie zapełniliśmy jeszcze nawet połowy pojemników, że pierwszy transport próbek wyślemy nie wcześniej, niż za dwa dni, że trudno przyspieszyć tempo ich zbierania i klasyfikacji… Ale z nią w ogóle nie można się dogadać. Ciągle wraca do tych swoich błysków.

— Wiem coś o tym… Już od dwóch dni mnie męczy. Chce, abym zmienił program ostrzału, tak aby mogła satna spenetrować sektor K-14.

— Mówiła mi, że nie chcesz się zgodzić…

— A myślisz, że powinienem? Podobno Mary dała się przekonać i uzależnia decyzję od mojej zgody.

— Rozmawiałem z Mary przed chwilą. Sprawa wygląda nieco inaczej. Mary przypuszcza, że Zoe nudzi się w Bolidzie, a może przy okazji chce ci zrobić na złość i dlatego chciałaby przylecieć do nas na Noktę, możliwie jak najprędzej. Te błyski to po prostu pretekst.

— Nie sądzę, aby nas okłamywała.

— Tego nie powiedziałem. Coś tam musiała widzieć.

— Refleks na szybie.

— Niekoniecznie. Mógł to być jakiś przedmiot krążący wraz z Bolidem wokół Nokty, i to w pobliżu statku. To tłujnaczyłoby, dlaczego nie znalazł się w polu widzenia kamer. Poruszając się nieco wolniej od Bolidu, mógł pozornie nie zmieniać położenia na tle powierzchni Nokty. Dwukrotny błysk to odbicie światła Proximy na nierównej powierzchni wirującego obiektu. Potem, gdy się dalej przesunął, mógł wejść chwilowo w cień statku i po prostu Zoe go zgubiła.

— Czy powiedziałeś jej to wszystko?

— Oczywiście, ale jej to nie trafia do przekonania. Co gorsza, posądza mnie, że nie chcę wysłać promu, gdyż zależy mi na tym, aby Daisy pozostała ze mną na Nokcie.

— Chyba jest w tym trochę prawdy…

— Nic nie rozumiesz! — zdenerwował się astronom. — To nie o to chodzi.

— Przyznaj się, jednak wolisz pracować z żoną. A może boisz się, że Daisy będzie zazdrosna?

— Pleciesz głupstwa! Przecież i tak w drugiej fazie badań Daisy ma się zamienić z Zoe. Chodzi o to, że ona nie zdaje sobie sprawy, że nawet gdyby przez rok latała nad tym płaskowyżem, niczego nie odkryje poza tym, co jest na zdjęciach. Byliśmy zresztą tam z Daisy, zbierając próbki na samym początku badań, zaraz po założeniu bazy. Niczego nadzwyczajnego tam nie ma. Równiny poprzecinane szczelinami, kilka obszarów pokrytych dość głęboką warstwą pyłu i to wszystko. Zoe to dobrze wie, ale twierdzi, że to nieważne i trzeba dokładniej zbadać teren. Nie zdaje sobie sprawy, jak to wygląda z bliska. To ogromny teren…

— Mówiłeś jednak, że Mary…

— Otóż to. Znasz Mary, ma słabość do Zoe.

— Więc przysyłacie prom?

— Za mniej więcej dwa dni. Jak zbierzemy więcej minerałów.

— Każecie mi zmieniać program?

— Mary się waha. Powiedziała, abyś sam się zastanowił…

— To nonsens.

— I ja tak myślę. Zapanowało milczenie.

— Dobrze, pomyślę o tym — powiedział Kalina niechętnie.

— Zadzwoń do Mary, jak się zastanowisz.

Ekran zgasł. Wład stał chwilę przy pulpicie. Pomyślał, że w istocie korekta programu nie jest zajęciem tak pracochłonnym, jak próbował sugerować Zoe. Niech się zresztą dziewczyna sama przekona, że nie miała racji. Siłą nie będzie jej zatrzymywał w Bolidzie.

Spojrzał na zegarek. Do startu kolejnej serii rakiet detonacyjnych pozostało około 90 minut. Aż nadto na dokonanie przeliczeń.

Otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Tuż obok, w niewielkiej kabinie zainstalowany był centromat. Kalina usiadł przy ekranie zwrotnym i sięgnął po pisak. Na stoliku leżało kilka kartek pokrytych odręcznymi rysunkami i wykresami oraz taśma z rezultatami obliczeń maszynowych. Wziął jedną z kartek do ręki. Nakreślona elipsa, łącząca duże koło z punktem oznaczonym literą B, oraz kilka liczb wskazywały, że jest to wykres drogi pocisku rakietowego z Bolidu na Noktę. Widocznie Zoe próbowała opracować nowy, własny wariant ostrzelania okolic płaskowyżu w sektorze K-14. Nietrudno było jednak stwierdzić, iż ujęcie jest prymitywne i niedokładne.

Znów odezwał się w nim mentor. Jednak miał rację: Zoe musi się jeszcze sporo nauczyć.

Włączył ekran zwrotny i zaczął przekazywać maszynie rozkazy. Jarzącą się płytę wypełniały szeregi liczb i znaków przeobrażających się szybko, zgodnie z poleceniami.

W pół godziny później był już z powrotem w pracowni, trzymając w dłoni niewielki kryształ z zapisanym w jego strukturze zmodyfikowanym programem badań.

Wymieniwszy kryształy połączył się z bazą na Nokcie i przekazał sygnał wywoławczy Mary.

— No i cóż postanowiłeś? — powitała go pytaniem.

— Skorygowałem program, ale…

Zawahał się. W jej spojrzeniu wyczuł jakby niepokój.

— Ale co?

— Nie wiem, czy słusznie postępujemy…

— Domyślam się, o co ci chodzi. Ale nie sądzę, abyś potrafił dać.sobie z nią radę i lepiej będzie, jeśli przyślesz ją tu do nas. Od jakiego momentu zaplanowałeś zmianę w programie? — dała do zrozumienia, iż uważa dyskusję za zamkniętą.

— Pierwsze dwie serie według starego programu, następnie sektor S-41, zamiast K-14, dalej znów według starego. Szczegółowe dane wraz z nowym harmonogramem badań otrzymacie za chwilę.

— Dziękuję!

Twarz Mary zniknęła z ekranu. Kalina wstał z fotela i podszedł do drzwi. W progu zawahał się. Czy musi koniecznie od razu zawiadamiać Zoe, że jej żądania zostały spełnione? Za karę niech chociaż przez kilka godzin pozostanie w niepewności.

Wrócił do pracowni i już miał usiąść w fotelu, aby przejrzeć wreszcie raporty, gdy zauważył na podłodze mały srebrzysty przedmiot. Był to kryształ porzucony przez Zoe — skorygowany przez nią program.

Nachylił się i podniósł błyszczący sześcian, chwilę podrzucał go w dłoni, potem poszedł do kabiny centromatu.

Mimo skrupulatnego sprawdzania zapisu, w programie nie odnalazł błędów. Skorygowane fragmenty nie pokrywały się, co prawda, w pełni z jego własną wersją, ale i taki wariant był do przyjęcia. Pozostawione na stoliku szkice i obliczenia stanowiły tylko jakieś ćwiczenia z mechaniki nieba i nie miały nic wspólnego z opracowanym programem.

Wracając do pracowni czuł, jak wzrasta'w nim rozdrażnienie. Wiedział, że w tej sytuacji powinien porozmawiać z Zoe natychmiast, a jednak nadal szukał pretekstu, aby grać na zwłokę. Najpierw czekał, aż wystartują wszystkie rakiety detonacyjne, potem długo przyglądał się smugom gazów rozpraszających się w pustce kosmicznej. Wreszcie zadzwonił przez interkom do kabiny Zoe, aby ją wezwać do pracowni. Lecz gdy przez chwilę nic było odpowiedzi, wyłączył aparat, uznawszy, że prawdopodobnie dziewczyna śpi i nie ma sensu jej budzić.