Miał przed sobą dwie godziny do następnej serii pocisków. Pomyślał, że jeśli Zoe śpi, to i on ma prawo wypocząć. Gdy kładł głowę na poduszce usypiacza, nie był jednak pewien słuszności swej decyzji.
Obudził się wypoczęty. Obawy przed rozmową z Zoe ustąpiły miejsca pragnieniu, aby wyjaśnić sytuację i pogodzić się z dziewczyną.
Wyszedł na korytarz. Tuż przy zakręcie znajdowały się drzwi do kabiny Zoe. Odruchowo ściszył kroki nasłuchując, czy dziewczyna się nie krząta.
Zatrzymał się przy drzwiach. Przytłumione skomlenie przykuło jego uwagę. Dlaczego Ro piszczy? Czyżby Zoe wyszła gdzieś zamknąwszy psa w kabinie?
Po chwili wahania nacisnął guzik i drzwi otwarły się bezszelestnie. Wyskoczył zza nich Ro i niespokojnie zaczął biegać po korytarzu, węsząc na wszystkie strony.
Nie zwracając uwagi na psa, wszedł do s/pialni. Zoe nie było. Na biurku przy Tapczanie leżały rozrzucone bezładnie kartki z obliczeniami, podobne do tych, jakie znalazł w kabinie centromatu. C/eirii mogły służyć te ćwiczenia?
Gwałtowne szarpanie za but przerwało rozmyślania Włada. Ro kręcił się pod nogami, usiłując zwrócić na siebie uw>.
— Czego chcesz, Ro? Co ty wyprawiasz?
Pies przysiadł na tylnych łapach i, ckho skomląc, patrzył z wyczekiwaniem w twarz fizyka.
— Co ci się stało, Ro? — jakiś niejasny niepokój ogarnął Kaiinę. — No, co? Chcesz iść do Zoe? Gdzie jest Zoe?
Na dźwięk imienia swej pani pies podskocyył w górę, zamachał ogonem i pobiegł do wyjścia. Przy drzwiach zatrzyma! się jednak, patrząc wyczekująco na Włada.
Wyszli na korymrz. Pies pobiegł ku windzie, oglądając się co chwila, czy człowiek idzie za nim.
Czyżby Zoe nie było w Bolidzie? Przecież to niemożliwe! Wyszła na zewnątrz? Bez porozumienia się? I to teraz, ”v czasie ostrzeliwania Nokty?
Za chwilę byli już w centralnych pomieszczeniach i weszli do przedsionka śluzy. Skafander Zoe znikł. Nie ule?;ało już wątpliwości, że dziewczyna wyszła na zewnątrz.
A jeśli jej się coś stało? Jeśli znalazła się w zasięgu materii odrzutowej którejś z rakiet?
Nie chciał dopuszczać tej myśli do świadomości. Włożył pośpiesznie kombinezon i przesunął się ku ustawionym w kącie silnikom odrzutowym, zakładanym na plecy do poruszania się w próżni.
Rysunek 5. Lot Zoe z Bolidu aa powierzchnię Nckty
Z trzech dużych silników plecowych, służących do krótkodystansowych lotów w przestrzeni kosmicznej, pozostał tylko jeden. To, o czym pomy^isi, wydało mu sic absurdalne.
Pies pcsz.zekiwał niespokojnie, tkwiąc!'”.?.ruchomo przy niewidzialnej ścianie poia hermetyzującego.
— Ro! Czekaj tu! — rozkazał i zamknąwszy hełm ruszył do wyjścia.
W chwilę później skoczył w czarną otchłań.
Zaczął wzywać dziewczynę przez radio. Ale odpowiadała mu tylko cisza. Nie było rady. Należało wrócić na statek i rozpocząć poszukiwania radarem. Pies siedział jak poprzednio, tuż przy śluzie. Zdawał się nie dostrzegać Kaliny, tylko wpatrywał się x oczekiwaniem w głąb tunelu, gdzie na czarnym niebie świeciły spokojnym blaskiem roje gwiazd.
— Ro, idziemy — rzekł cicho fizyk zdejmując kombinezon. Pies patrzył na niego jakby z wyrzutem. Naraz podniósł łeb w górę i zawył długo, przejmująco.
Poszukiwania radarem nie dały wyników. Po dziewczynie zaginął wszelki ślad.
Wiadomość o zniknięciu Zoe spadła jak grom na ekipę pracującą na Nokcie.
Wszyscy czworo stali teraz przed ekranem, patrząc z przestrachem w pobladłą twarz Kaliny.
— Jest niemal pewne — mówił fizyk usiłując stłumić drżenie głosu — że Zoe poleciała na Noktę zaopatrzona tylko w dwa krótkodystansowe aparaty rakietowe. Kartki z obliczeniami i wykresy pozostawione przez nią w centromacie i sypialni dotyczą prawdopodobnie planu lotu z Bolidu na planetę. Rozumiecie sami, co to oznacza. Z silnikami przeznaczonymi tylko do lotów krótko-dystansowych na orbicie lub na powierzchni planety. Niemal bez żadnych przyrządów nawigacyjnych!..
— Może jednak wystarczyło jej masy odrzutowej… — wyszeptała Daisy. Hans nerwowo zaciskał palce.
— Chyba tylko przy bardzo umiejętnym kierowaniu aparatem zapas substancji wyrzucanej przez silnik mógłby wystarczyć dla pokonania przyciągania Nokty — powiedział niepewnie.
Mary spojrzała na Włada pytająco.
— Czy z obliczeń i wykresów można wywnioskować, gdzie jej szukać? Chyba chodzi tu o sektor K-14?
— Raczej nie… Chociaż miała taki zamiar!
— Nie bardzo rozumiem…
— Szkice sytuacyjne i przeliczenia wskazują, iż rozważała dwa warianty lotu: jeden kończy się lądowaniem na płaskowyżu w sektorze K-14, tam gdzie rzekomo widziała błyski, drugi — lądowaniem u was w bazie. Ten drugi wariant jest prawdopodobnie późniejszy, można powiedzieć — zastępczy. Lot do sektora K-14 wymaga nie tylko hamowania, ale i zmiany płaszczyzny orbity. Ten płaskowyż leży bowiem 800 km na północ od równika, w którego płaszczyźnie porusza się Bolid. Zoe dokonując obliczeń musiała się zorientować, że na ten lot nie starczy materii odrzutowej nawet z dwóch aparatów plecowych. Stąd drugi wariant, wymagający znacznie mniejszego zapasu materii odrzutowej.
— Myślisz, że wylądowała tu gdzieś w pobliżu? — zapytała z nadzieją Mary. Wład pokręcił przecząco głową.
— Nie… Chyba nie — poprawił się natychmiast. — Gdy radar nie dał wskazań, a radio milczało, postanowiłem szukać na powierzchni Nokty… Program analizy porównawczej… Rozumiecie? Mamy przecież zdjęcia topograficzne sprzed tygodnia! W promieniowaniu widzialnym i podczerwieni. Każda zmiana w obrazie to sygnał powodujący wtórną analizę pod kątem poszukiwania konkretnych obiektów. Oczywiście, trzeba było zastosować duże powiększenia… Niestety, żadnego śladu!
— Jaki obszar przebadałeś?
— Na razie w promieniu 100 km od bazy.
— Mogło ją znieść dalej — podsunęła nieśmiało Daisy.
— I ja tak sądzę. W tej chwili automaty wykonują program analizy porównawczej całego pasa równikowego o szerokości około 500 km. Trzeba było zmienić zadanie dla automatycznych obserwatoriów towarzyszących Bolidowi. Powinienem właściwie otrzymać na to twoją zgodę. Me, ale czasu jest tak niewiele…
— W porządku. Kiedy wyniki?
— To duża robota. Realizacja całego planu zajmie automatom około 40 minut. Ale jeśli odkryją jakiś podejrzany ślad, natychmiast przekażą sygnał alarmowy.
— Dobrze. Przekaż nam kopię obliczeń pozostawionych przez Zoe. Może to ułatwi poszukiwania. Pośpiesz się.
Twarz fizyka znikła z ekranu..Hans począł przemierzać krokami salę.
— Dlaczego ona to zrobiła? Co za szalony pomysł!
— Wydaje mi się, że ją rozumiem… — rozpoczęła Daisy i urwała spojrzawszy na męża, który stojąc oparty o ścianę patrzył ponuro w martwy ekran.
— Hans! — zawołała Mary. — Przygotuj maszynę. Lada chwila może być wiadomość i trzeba będzie startować.
Geofizyk skinął głową twieidząco i wyszedł z pokoju.
— Zdaje się, że są już notatki! — zawołała Daisy.