Выбрать главу

Dean jakby się przebudził. Pobiegł do szafki teleprzesyłacza, na szczycie której migotało czerwone światło.

W szufladce leżały świeże kopie kartek i wykresów Zoe. Astronom chwilę uważnie studiował przekazane przez Kalinę dokumenty, stanowiące jedyny ślad eskapady dziewczyny. Podszedł wreszcie do elektronowego rachmistrza i pogrążył się w obliczeniach. Mary stanęła obok niego i z napięciem śledziła przebieg obliczeń.

Po chwili Dean wstał z fotela.

— Obliczenia są w zasadzie prawidłowe. Powinna była dysponować rezerwą około 10 kg masy odrzutowej wobec małej wagi jej ciała. Tylko że… Urwał na chwilę.

— Tylko że bez przyrządów nawigacyjnych to bardzo trudna sprawa. Wiadomo, jak łatwo pomylić się w ocenie odległości. Zwłaszcza przy lądowaniu.

— A więc pozostaje tylko czekać… — Daisy czuła, jak łzy cisną się jej pod powieki.

Mary patrzyła ponuro w podłogę.

Dean dokonywał jakichś obliczeń i milczał również.

Tak upłynęło dziesięć, potem piętnaście minut, gdy znów połączył się z nimi Kalina.

Niestety, nie przynosił pomyślnych wiadomości. Żadnego przedmiotu wysyłającego promieniowanie cieplne i zbliżonego kształtem do ciała ludzkiego ubranego w skafander, dotąd nie wykryto. Analizatory zaobserwowały, co prawda, kilkadziesiąt słabszych lub silniejszych źródeł promieniowania, ale wiązały się one z pozostałościami po niedawnych eksplozjach lub też płytko położonymi złożami pierwiastków radioaktywnych.

— Proponuję — zaczął Wład — aby po zakończeniu tej serii analiz, jeśli nie odnajdziemy żadnych śladów, przejść na orbitę biegunową i przebadać całą powierzchnię planety. Jeśli tak, chcę zaraz przygotować program…

— Ile zajmie to czasu? — zapytała Mary.

— Niezbędne manewry i pełny program analiz porównawczych: chyba około sześciu godzin.

— Niedobrze. A jeśli metoda jest niewłaściwa?

— Jeśli wpadła w jakąś szczelinę lub leży zagrzebana w pokładach pyłu, nadzieja na odnalezienie byłaby bardzo nikła.

— Może jej skafander nie wysyła promieniowania cieplnego? Może urządzenia termiczne przestały działać? — wyszeptała Daisy. — Mogły ulec uszkodzeniu przy upadku.

— Nie kracz! — zgromił ją Dean. — Jeszcze nic nie wiadomo. Wsunął do kieszeni notkomputer i podszedł do Mary.

— Istnieje jeszcze jeden sposób. Materia odrzutowa w czasie lądowania uderza w powierzchnię planety i odbite cząsteczki gazu rozbiegają się, unosząc dość wysoko pyły. Upływa zwykle wiele godzin, zanim opadną one z powrotem. Ponadto nad terenem lądowania można zaobserwować okresowy wzrost ciśnienia, a ściślej — liczby cząstek, bo trudno tu mówić o ciśnieniu atmosferycznym. Można by więc…

— Rozumiem — przerwała Mary. — Na jakiej wysokości trzeba przeprowadzać pomiary?

— Myślę, że wystarczy nawet 8—10 km nad powierzchnią. Trzeba sprowadzić Bolid na ciasną orbitę… Program pomiarów liczby cząstek i odpowiednie przyrządy istnieją…

— Wład, co o tym sądzisz? — Mary zwróciła się do fizyka.

— Dean jest optymistą. Ale myślę, że trzeba spróbować. Jest jakaś szansa. Można wybrać taki tor, aby Bolid przebiegł kilkakrotnie nad okolicami bazy i płaskowyżem K-14…

— Czy jesteś w stanie jednocześnie realizować program analiz porównawczych?

— Ustawię na orbicie stacjonarnej dodatkowe obserwatoria automatyczne.

— To się śpiesz!

Twarz Kaliny znów zniknęła z ekranu. Mary, Dean i Daisy przeszli na taras bazy przykryty przezroczystą kopułą. Nad nimi, na ciemnym niebie, wśród setek gwiazd, błyskała rytmicznie czerwonym światłem maleńka iskierka Bolidu. Stali zapatrzeni w ten rubinowy punkcik czekając chwili, gdy rozjarzy się jaskrawym, błękitnym blaskiem i pocznie wędrować po nieboskłonie.

SZEŚĆ GODZIN WCZEŚNIEJ

Zoe stanęła na krawędzi owalnego otworu. Spojrzała w dół. Tuż pod jej stopami ziało pustką wyiskrzone gwiazdami niebo. Jego czasza, niczym gigantyczna karuzela, obracała się szybkim ruchem wokół osi wirowania Bolidu. Zoe zawahała się. Może jednak powinna była napisać kartkę do Włada? Powrót oznaczałby jednak konieczność ponownych obliczeń…

Nie! Niech się trochę o nią pomartwi. Zawiadomi go dopiero po lądowaniu przez radiG.

Jeszcze raz sprawdzua, czy przypięty z przodu do pasa dodatkowy silnik nie będzie jej utrudniał ruchów, i spojrzała na chronometr umieszczony we wnętrzu kołnierza, obok wskaźników przyśpieszenia i zużycia materii odrzutowa

Powinna wystartować za dwie minuty.

Odepchnęła się lekko od poręczy i ciało jej popłynęło w przestrzeń.

Spojrzała za siebie. Jarząca się czerwonym, pulsującym światłem kula Bolidu oddalała się wolno.

Zoe zacisnęła diuń na manetce sterowniczej. Karuzela niebieska przestała się obracać. Układ stabilizujący działał bez zarzutu.

Spojrzała na chronometr. Nie miała ani cuw'ili do stracenia. Wielka tarcza Nokty zakryła już sobą Procjona, widocznego w konstelacji Bliźniąt, Na północ od planety świeciły Kastor i Polluks.

Dziewczyna zaczęła teraz manewrować dźwignią orientacji przestrzennej. W wizjerze, umieszczonym w hełmie na wysokości brwi, przesuwały się gwiazdy i konstelacje: Orzeł, Herkules, wreszcie Wolarz.

Ustawiwszy swe ciało w takim położeniu, iż w wizjerze ukazała się niewielka gwiazda w okolicy Arktura, Zoe przesunęła dłoń na dźwignię przyspieszeń i spojrzała na chronometr.

Z determinacją nacisnęła dźwignię.

Przytłumiony szum przerwał ciszę. Ciało Zoe nabrało gwałtownie wagi.

Kula Bolidu zaczęła się szybko oddalać. Zoe nie miała jednak w tej chwili czasu na obserwację otoczenia. Z napięciem śledziła przeskakujące cyfry w okienkach chronometru.

W dwudziestej piątej sekundzie wyłączyła silnik. Wskazówka przyśpiesze-niomierza przesunęła się z powrotem z 2 G na 0. Wróciła nieważkość ciała.

Zoe spojrzała na licznik mierzący zużycie masy odrzutowej. Straciła na start blisko 6 kilogramów materiału pędnego. Jak dotąd, wszystko przebiegało zgodnie z planem: zredukowała swą prędkość po orbicie Bolidu do około 200 m/s i teraz rozpoczęło się spadanie pod wpływem siły przyciągania planety.

Wiedziała, że w pierwszych godzinach spadanie to będzie bardzo powolne. Czy Wład nie zauważy za wcześnie jej ucieczki? Może zażądać, aby wróciła na Bolid. Przecież jeszcze nie jest za późno…

Spojrzała w kierunku Bolidu. Jego pulsująca czerwonym światłem kula o trzydziestometrowej średnicy malała szybko, oddalając się z prędkością ponad 500 m/s.

Zaczęła obliczać w pamięci, ale jakoś nie mogła skupić uwagi. W każdym razie jeszcze przez ponad trzy godziny powrót na Bolid wymagać będzie mniej energii, niż zużyje jej hamowanie w czasie lądowania.

Ogromna kula planety nie zwiększała jednak dostrzegalnie swych rozmiarów, choć już pół godziny minęło od momentu startu. Zoe odwróciła głowę ku Bolidowi. Był tylko jedną z tysięcy gwiazd, które otaczały ją wokół, zda się nieruchomo zawieszoną w przestrzeni.

Po raz pierwszy od opuszczenia statku ogarnęło ją nieprzyjemne uczucie osamotnienia. Jakże pragnęła przyspieszyć ten wlokący się lot! Choćby o kilkadziesiąt metrów na sekundę!..

Znów zaczęła snuć w pamięci obliczenia. Niby tylko dla zabicia czasu.

O^yby tak poświęcić jeden kilogram paliwa?… Dla bezpieczeństwa może przecież wy redukować tę prędkość w drugiej połowie drogi.