Выбрать главу

— Zgadzam się z Mary — powiedział z determinacją.

— A ty? — Wlad zwrócił się do Daisy. Rozłożyła bezradnie ręce.

— Chyba Zoe miała rację…

— Przewiezienie pierścienia we wnętrzu statku połączone jest z poważnym ryzykiem. — Hans sięgnął do innego argumentu. — A holowanie jest niemożliwe z uwagi na strumień gazów…

— Transportowany był już promem w ołowianej osłonie… — zauważył Dean. —

— Właśnie! — podchwyciła Mary. — Myślę, że twoje obawy są przesadne. Trzeba zresztą zaryzykować. To zbyt cenne znalezisko, aby je zostawić…

— Zoe by nam nie darowała — dorzuciła Daisy.

— Można umieścić ten nieszczęsny pierścień Nibelungów w wyrzutni pocisków i w razie jakiegoś niepokojącego wzrostu reakcji łańcuchowej, po prostu odstrzelić poza statek… — podsunął pojednawczo Wład.

Hans spojrzał na niego z uwagą.

— Powiedziałeś: pierścień Nibelungów… Czyżbyś też, jak Mary, przypuszczał…

— Nie, nie! — zaprzeczył fizyk pośpiesznie. — Pomyślałem tylko, że to rzeczywiście niezwykły skarb, tak cenny, że warto ryzykować… — urwał, kierując wzrok na drzwi kabiny medycznej.

ZWID

Zoe otworzyła jeszcze szerzej oczy, ale otaczająca ją ciemność nie ustępowała. Może pyły zasypały hełm? Próbowała unieść dłoń, aby je odgarnąć, lecz ręka opadła z powrotem, ciężka jak ołów. W tym momencie pod palcami wyczuła miękką tkaninę posłania. Wytężyła słuch. Nie miała już wątpliwości: to, co przed chwilą brała za szum, było szmerem przyciszonej rozmowy. A więc już nie leży sama, bezsilna, wśród lodowatej pustyni. Więc odnaleźli ją! Łzy zaczęły spływać po twarzy Zoe.

Wolno, z ogromnym wysiłkiem przesuwała dłoń po tkaninie. Każde dotknięcie włochatej powierzchni pledu napełniało ją rozrzewnieniem i radością.

— Zoe! — rozległ się nad nią dobrze znany głos,

— Mamo… — wyszeptała z trudem usiłując unieść głowę.

Poczuła delikatny uścisk ciepłej ręki, a potem serdeczny pocałunek w czoło.

Chwyciła palcami dłoń Ingrid i głaskała ją delikatnie, z czułością.

— Mamo… — zaczęła po chwili. — Dlaczego tu tak ciemno?

Odpowiedziała jej jakaś dziwna, przejmująca cisza.

— Przyćmiłyśmy światło, aby cię nie raziło w oczy… — rozległ się głos Zoi Makarowej.

— Ależ ja nic nie widzę!

Przez moment panowało milczenie.

— Nie przejmuj się — powiedziała lekarka. — To minie. Wkrótce powinno minąć…

— Musisz być cierpliwa — dorzuciła Ingrid. Zoe poczuła na wargach dotknięcie szklanki. Przełknęła z trudem parę kropli słodkawego płynu.

— Kiedy będę widzieć? Powiedzcie prawdę!

— Sądzę, że za kilka dni. Czy nie zauważyłaś jakichś zaburzeń wzrokowych przed… — lekarka zawahała się — przed utratą przytomności? — Bała się użyć określenia „śmierć kliniczna”, aby nie wywołać przykrych skojarzeń u chorej. Ale Zoe myślała w tej chwili o czymś innym.

— Czy znaleźliście pierścień? — wyszeptała gorączkowo.

— Tak. Oczywiście — potwierdziła Ingrid… — To rewelacyjne znalezisko. Pierścień Nibelungów!

Zoe uśmiechnęła się blado.

— Pierścień Nibelungów… — powtórzyła cicho. — Czy mogę go zobaczyć? — zapytała po chwili. — To znaczy: czy możecie go tu przynieść? — poprawiła się. — Chciałabym go chociaż dotknąć.

— Musisz być cierpliwa. W tej chwili Nym z Władem przeprowadzają badania…

— I co?

— Na razie domyślamy się tylko, że jest to jakiś złożony układ cybernetyczny, w którym procesy samosterowania, a może nawet samoorganizacji przebiegają przede wszystkim na poziomie nuklearnym.

Wyraz niepewności pojawił się na twarzy Zoe.

— Mówiłaś, że Nym… Gdzie ja właściwie jestem?

— Na Sel. Przywieźli cię dwa dni temu.

— Mary została na Nokcie?

— Nie. Badania przerwaliśmy. Wszyscy z waszej grupy są tu, w bazie.

— Przerwaliśmy… A więc tak… jak chciałam…

— Chciałaś, aby przerwano badania? — zdziwiła się Ingrid. — Dlaczego? Zoe poruszyła się niespokojnie.

— To nie można tak… Te pociski… Sondy głębinowe… Nie wolno… Nie rozumiesz, mamo? Tam mogą być Oni…

— Oni?

— Skąd wiemy, jak oni wyglądają? Może nie potrafimy ich dostrzec? Mamo! Ja widziałam… Naprawdę widziałam błyski… — wypieki pojawiły się na twarzy dziewczyny.

Ingrid chciała coś powiedzieć, ale Zoja dała jej znak ręką, aby nie przedłużała rozmowy. Rosnące podniecenie mogło źle wpłynąć na chorą.

— Nie przejmuj się niczym — powiedziała lekarka łagodnie. — Badania na Nokcie zostały zawieszone. Jak poczujesz się lepiej, opowiesz nam o wszystkich swoich wątpliwościach. Teraz staraj się o tym nie myśleć. Przede wszystkim musisz jak najprędzej wrócić do zdrowia.

Zoe kiwnęła potakująco głową.

— Tak, tak… Muszę być zdrowa! Tak chciałabym widzieć i chodzić… Co z moją nogą?

— Will przygotowuje program regeneracyjny… Wszystko będzie dobrze.

— Kiedy będę mogła chodzić?

— Tak ci się śpieszy? — zaśmiała się trochę sztucznie Ingrid.

— Musisz być cierpliwa — dorzuciła Zoja. — Myślę, że za parę miesięcy będziesz spacerować po Temie.

— Po,Temie? Czy ojciec już rozpoczął badania?

— Jeszcze nie. Ale już niedługo… Allan nie może się doczekać. Kazał ci powiedzieć, że pierwszy kwiat, jaki zerwie na Temie, jeśli oczywiście rosną tam kwiaty, zachowa dla ciebie!

Zoe uśmiechnęła się, potem nagle spoważniała.

— Powiedz mu… że… że… nie powinien… że niech niczego nie zrywa… nie niszczy…

— Ależ dziecko — Ingrid ujęła córkę za rękę — Allan jako botanik…

— Nie… nie… — przerwała gwałtownie — Nie wolno! Bo może Oni… — zacisnęła kurczowo palce na dłoni matki. Ingrid przesłała rozpaczliwe spojrzenie Zoi.

— Obiecałaś mi — podjęła lekarka — że nie będziesz się niczym przejmować. Na pewno znajdzie się sposób, aby wilk były syty i owca cała — dorzuciła siląc się na dowcip. Jednocześnie sięgnęła do przycisku usypiacza.

— Poproście ojca, aby tu przyszedł… — wyszeptała chora. — Niech zakaże Alowi… Niech mu powie… Że Oni… Oni… — przymknęła powieki. „Oddech jej stał się równy, miarowy.

— Zasnęła — stwierdziła lekarka wstając.

Ingrid patrzyła na córkę i czuła, jak łzy cisną się jej do oczu.

Kalina wsunął dłonie w rękawice manipulatora i pochyliwszy się, oparł obie ręce na błyszczącej srebrzyście obręcz}. Czuł pod palcami chłodną, gładką, jakby wypolerowaną powierzchnię.

— Ustaw go w płaszczyźnie prostopadłej do stołu! — rozkazał Engelstern unosząc głowę znad pulpitu zdalnego sterowania przyrządami laboratoryjnymi.

Wład uchwycił mocniej pierścień i podniósł go w górę. Wydawał się tak lekki, jakby cienką, plastikową powłokę wypełniał gaz nośny. Ilekroć manipulował pierścieniem, zawsze odczuwał takie wrażenie, chociaż zdawał sobie przecież sprawę, że to tylko przejaw słabego grawitacyjnego pola księżyca Urpy. Co prawda tu, w kabinie manipulacyjnej, we wnętrzu Astrobolidu, sztuczne ciążenie zbliżone było do ziemskiego, jednak oddalone stąd siedem kilometrów rzeczywiste laboratorium, w którym umieszczono pierścień, działało w naturalnych warunkach na powierzchni Selu.