— Więc odrzucasz całkowicie możliwość, ażeby błyski miały rzeczywiste zewnętrzne źródło?
— Nie odrzucam, ale możliwości interpretacji jest wiele i w sprawozdaniu dla Ziemi nie wolno przesądzać z góry, która z nich znajdzie potwierdzenie — oznajmił rzeczowo. — Nie należy niczego sugerować. To samo dotyczy właściwości pierścienia. Niestety, na podstawie twego sprawozdania można dojść do pochopnego wniosku, że jest to niemal istota żywa, i to obdarzona inteligencją.
— Tego nie napisałam. A że jest on dowodem istnienia i działań istot inteligentnych w Układzie Proximy, to przecież nie ulega wątpliwości. Przyznasz, że zachowanie się pierścienia jest nader dziwne. To, co widziała Zoe… i co myśmy widzieli z Władem i Nyrnem…
— Nym i Wład stawiają sprawę inaczej, a na relacjach Zoe, niestety, polegać nie można.
— Widziała, jak pierścień uniósł się w górę… i ja widziałam później… w laboratorium podobne zjawisko. Wład i Nym też widzieli… Wład przecież szukał…
— Manipulatorem. Nie będziemy zresztą dyskutować o szczegółach. Rzecz w tym, iż każdy z tych faktów może być wyjaśniony w różny sposób.
— Zoe jest ofiarą pierścienia. To chyba jasne.
— Nie wiem. Will i twoja matka twierdzą, że nie potrafią określić przyczyny porażenia ośrodków wzrokowych. Być może odegrało tu jakąś rolę promieniowanie pierścienia, ale to tylko hipoteza. Podobnie ma się sprawa, jeśli chodzi o utratę łączności z laboratorium. Ale nawet jeśli rzeczywiście w jednym i drugim przypadku są to skutki procesów zachodzących w pierścieniu, czy znaczy to, że wolno przypisywać mu świadome, czy choćby tylko celowe działanie? Wydawało mi się, że Hans przesadza twierdząc, że niektórzy z młodszych kolegów skłonni są wszędzie szukać Nibelun-gów. Po przeczytaniu twojego sprawozdania zarzuty Hansa nie wydają się przesadzone. Powiem więcej: wy już nie szukacie Nibelungów. Wy widzicie ich wszędzie. I to mnie właśnie niepokoi najbardziej. Rozumiesz, co mam na myśli?
Zina z trudem hamowała wybuch gniewu.
— Więc jednak chodzi ci o wnioski! Zmiana programu byłaby zbyt kłopotliwa — dodała z sarkazmem.
— Nie widzę potrzeby zmian. Znalezienie pierścienia nie dowodzi jeszcze, że Układ Proximy jest obecnie zamieszkany przez istoty cywilizowane. Jedynie na Temie występuje życie, jak się wydaje dość prymitywne, bez wysoko rozwiniętych form zwierzęcych i w szczątkowej postaci. Zresztą program nie przewiduje tam badań metodami detonacyjnymi. Obowiązuje nas instrukcja nr 2: unikać poważniejszych ingerencji w funkcjonowanie biocenozy, zwłaszcza mogących spowodować nieodwracalne zmiany jej struktury. I będziemy tego przestrzegać. Ale inne planety to zlodowaciałe, pustynne globy, których dotyczy Instrukcja nr l. Tam gdzie nie ma życia, nie ma sensu rezygnować z badań geologicznych, z głębokich sondaży, analiz reakcji jądrowych, spektro-i sejsmograficznych. Przybyliśmy tu po to, aby możliwie gruntownie zbadać Układ Proximy za pomocą wszystkich dostępnych środków. I to możliwie Szybko! Gdybyśmy chcieli bawić się w terenowe wyprawy Skarabeuszami czy tylko Łazikami, w szczegółowe penetrowanie terenu przyszłych sondaży i eksplozji, trzeba by wielu dziesiątków lat pracy. Jeśli w Układzie Proximy istniałaby obecnie jakaś cywilizacja, należałoby oczywiście kierować się wskazaniami instrukcji nr 4, to znaczy działać jak najostrożniej, aby mimo woli nie spowodować szkód, które utrudniłyby nawiązanie bezpośrednich kontaktów. Niestety, układ nie jest zamieszkany przez istoty inteligentne i być może nigdy nie był. Oznacza to, że mamy pełną swobodę w wyborze metod badawczych w ramach instrukcji pierwszej i drugiej. Jeżeli znajdą się rzetelne dowody, że torus jest tworem istot inteligentnych, które odwiedziły kiedyś w przeszłości i być może odwiedzają nadal Układ Proximy, nikt nie będzie wątpił, że obowiązuje instrukcja nr 3. Ale w takiej sytuacji, jak obecnie, nie widzę sensu wprowadzenia zmian w programach badań.
Rysunek 7. Lot sond automatycznych badających gwiazdę Proxima Centauri
— Jak można wszystko sprowadzać do instrukcji opracowanych na Ziemi, i do tego półtora wieku temu?
— Opracowali je wybitni znawcy prawa kosmicznego i jak dotychczas bardzo dobrze spełniają one swój cel. A celem tym jest właśnie uwolnienie nas od jałowych, niepotrzebnych sporów, co nam wolno, a czego nie wolno robić.
— Cóż ci twoi wybitni znawcy mogli wiedzieć?… A jeśli życie przybrało tu formy zupełnie nam, ludziom, nie znane? Czy nie słuszniej ograniczyć program do zdjęć w różnych zakresach promieniowania, do zdalnych pomiarów i pobierania próbek? Można rozstawić tysiące zautomatyzowanych stacji obserwacyjnych, zebrać ogromny materiał bez naruszania niczego, co stworzyła tu natura lub obcy rozum. Nawet jeśli plon badań nie będzie tak bogaty, jak w przypadku kierowania się instrukcjami, zdobędziemy pewność, że nie popełnimy nieświadomie czegoś, co uczyni z nas intruzów, a może nawet śmiertelnych wrogów mieszkańców tego świata. Właśnie pierścień Zoe, odnaleziony na planecie rzekomo martwej, gdzie jakoby możemy sobie poczynać swobodnie, jest dowodem, że na sprawę kontaktu międzycywilizacyjnego należy spojrzeć w zupełnie innym świetle, niż przewidują instrukcje. Czy to, co mówię, nie ma sensu?
Astronom uśmiechnął się pobłażliwie.
— No, teraz wreszcie zrozumiałem: twoje sprawozdanie odzwierciedla opinię „frakcji kontaktowców”…
— Nie ma niczego takiego. To wymysł Nyma — oburzyła się niezbyt szczerze.
— W każdym razie ty. Altan, Dean, Daisy, no i oczywiście Zoe jesteście zdania, że należy dać prymat sprawie poszukiwania kontaktów międzycywi-lizacyjnych nad innymi naszymi zadaniami. Czy nie tak?
— Powiedzmy… Zresztą… Wład, a nawet Mary są tego samego zdania.
— Nie sądzę. Rozmawiałem dziś rano z Władem. Bardzo spokojnie i rozsądnie podchodzi do sprawy pierścienia…
— To znaczy, że my…? — zaperzyła się, urywając znacząco.
— To znaczy, że nie należy wyciągać zbyt pochopnych wniosków! Chciałbym bardzo, tak samo jak ty, aby nawiązanie łączności z obcą cywilizacją stało się udziałem naszej ekspedycji — podjął innym, nieco cieplejszym tonem. — I chociaż przed laty, gdy wyruszaliśmy w drogę, spotkanie istot inteligentnych w Układzie Alfa Centauri uznano powszech lie za bardzo mało prawdopodobne, a wokół Proximy za wręcz wykluczone, tak w głębi duszy każdy z nas jakąś tam iskierkę nadziei zachował… Rozumiem, że znalezienie pierścienia nadzieje te zdaje się rozpalać… Ale czym on jest? Czego on dowodzi? Najwyżej tego, że Układ Prosimy odwiedziły kiedyś… może przed tysiącami lat… jakieś istoty cywilizowane albo też ich zautomatyzowane aparaty zwiadowcze. Na powierzchni żadnej z planet, nawet na Temie, nie zaobserwowaliśmy nic, co mogłoby wskazywać na obecność istot inteligentnych czy choćby na ich obecność przed wiekami.
— Nie wiemy, co zawierają kopce na równiku Temy.
— I nie dowiedzielibyśmy się nigdy, gdyby twoje wnioski zostały przyjęte. Nie sądzę zresztą, aby ta pustynia kryła jakieś rewelacje. Zdaniem Igora i Mary mogą to być po prostu czapki tektoniczne zasypane piaskiem. Prawdopodobieństwo, że istniała tu jakaś wysoka cywilizacja i zniknęła bez śladu, jest bardzo małe. A jednocześnie Układ Proximy wykazuje tak wiele zaskakujących anomalii planetologicznych, które wręcz burzą nasze dotychczasowe poglądy na ewolucję systemów planetarnych, że byłoby nonsensem ograniczanie czy skracanie programu badawczego i rezygnowanie z wyjaśnienia zagadek tego układu dlatego tylko, że pojawił się cień możliwości spełnienia naszych marzeń o spotkaniu dwóch cywilizacji. Mamy do wykonania określone zadania i nie będziemy zmieniać naszych planów, aby gonić za cieniami!