Zina podeszła do ekranu.
— Jeśli nie uda ci się zmienić jego kierunku, to za pół godziny uderzy w powierzchnię Sel w pobliżu Astrobolidu — powiedział z nienaturalnym spokojem Krawczyk. — Statek stanowi znak orientacyjny dla układu naprowadzania. Przy prędkości 2400 km/s oznacza to prawdopodobnie całkowite zniszczenie bazy, nie mówiąc już o tym, że teren ulegnie skażeniu materiałem promieniotwórczym zniszczonego reaktora sondy. Jedynym wyjściem w tej sytuacji byłby odlot Astrobolidu i ukrycie się statku po drugiej stronie Sel. Start musi jednak nastąpić najpóźniej za dwadzieścia minut. Rozumiesz?
Zina nic nie odpowiedziała. Zmieniła kilkakrotnie schematy, prowadząc kodowy dialog z maszyną, wreszcie podeszła do pulpitu zdalnego sterowania i zaczęła manipulować przyciskami i pokrętłami.
Czas upływał. Minęło dziesięć minut, potem jeszcze trzy. Na czole Ziny pojawiły się krople potu, a ruchy palców były coraz bardziej nerwowe.
— Ile jeszcze minut? — zapytała cicho.
— Za siedem, najwyżej osiem musimy wystartować. Nym! Sprawdź, czy wszyscy są na statku! — rozkazał Krawczyk, zajęty ustalaniem programu lotu.
Na bocznym ekranie, obok stanowiska dowodzenia, pojawił się plan bazy. Rój punktów świetlnych skupiony był w niewielkim kole symbolizującym Astrobolid, dwa jednak widniały w prawym rogu ekranu, poruszając się wolno w kierunku statku. Nym dotknął palcami owych dwóch punktów i z głośnika popłynęły dwa słowa wypowiedziane przez automat:
— Allan… Wład…
Andrzej i Zina nie odrywali wzroku od ekranu.
— Nie zdążą… — jęknął astronom.
Nerwowy skurcz przebiegł przez twarz dziewczyny. Nagle zerwała się z taboretu i skoczyła ku drzwiom.
— Jest jeszcze jeden sposób! — zwołała i wybiegła na korytarz.
— Jaki? — Nym rzucił się za nią w pogoń. Dopadł ją już w windzie.
— Co chcesz zrobić?!
— Trzeba nadać spoza Sel sygnał prowadzący sondę!
— Łazik?
— Niestety, nie zdąży się zainstalować odpowiedniego nadajnika. Trzeba poświęcić Bolid. On może imitować sygnały stacji naprowadzającej.
— Ależ… zanim przygotujesz program…
Patrzył na dziewczynę z przerażeniem i podziwem. \ — Wiem, co chcesz zrobić!
— To jedyny sposób! Odlecę promem tuż przed zderzeniem!
Nagłym ruchem chwycił ją za ramiona i całą siłą wypchnął przez rozwarte drzwi windy na korytarz. Zanim zdążyła pojąć, co się stało, zatrzasnął drzwi i ruszył w dół.
Gdy po dwóch minutach dotarła do platformy startowej, wstępu na nią broniło już pole siłowe, a świecący jaskrawo Bolid zaczynał wznosić się w górę, wkrótce nabierając gwałtownie prędkości, i pomknął w czeluść nieba.
— Nym! Co ty wyprawiasz?! Spiesz się! — ponaglenia Ziny stawały się coraz bardziej rozpaczliwe.
— Muszę mieć pewność, że się uda! — odpowiedział fizyk z determinacją.
— Jeszcze tylko dwie i pół minuty!
— Wiem. Ale nie wolno mi popełnić błędu! Jest zresztą duża szansa uratowania Bolidu. Sonda jest bardzo precyzyjnie naprowadzana. Odchylenia maksymalne nie przekraczają 0,03 sekundy łuku. A reaguje z ośmiokrotnie większym opóźnieniem niż Bolid. Zdążę uskoczyć. Zaprogramowałem włączenie napędu na jedną tysięczną sekundy przed kolizją. Powinna nie trafić!
— Może się nie udać! — odezwał się Krawczyk. — Bolid ma mniejszć przyspieszenie. Musisz natychmiast opuścić statek. To rozkaz!
— Jeszcze tylko dwie minuty! Nie zdążysz uruchomić promu! — Zina była bliska płaczu.
— Katapultuję się w kapsule ratunkowej i dam maksymalne przyspieszenie!
— Spiesz się!
Nym spojrzał jeszcze raz na ekran. Niebieski punkcik oscylował nieznacznie wokół środka układu współrzędnych.
— Chyba się uda!
— Prędzej!
Nym przeniósł wzrok na grubą kolumnę w rogu kabiny.
— No, już! — ponaglił go Krawczyk.
Nym skoczył ku kolumnie i uderzył pięścią w jej powierzchnię. Kolumna rozwarła się błyskawicznie, odsłaniając wnętrze wypełnione przezroczystą, gąbczasto-galaretowatą masą. Wparł się plecami w tę masę, która wchłonęła go szybko i otoczyła szczelnie ciało, nie utrudniając jednak widzenia ani oddychania.
Pojemnik zamknął się samoczynnie i zapanowała ciemność. Prawie zupełnie nie odczuł chwilowego przyspieszenia. W ułamku sekundy mignęła mu przed oczami świecąca rubinowym blaskiem burta statku. Był już na zewnątrz, w otwartej przestrzeni kosmicznej.
Gdzieś pod nogami zapadała się szybko w otchłań błyskająca czerwono kula Bolidu.
Rozejrzał się po niebie. Ukośnie nad głową jaśniała Sel, niewiele większa od Księżyca widzianego z Ziemi. Przeciskając ręce przez gąbczastą masę, odnalazł dźwignie sterownicze. Włączył silnik kierując kapsułę w stronę Sel. W chwilę później usłyszał przytłumiony głos Ziny.
— Halo! Nym! Czy nas słyszysz?!
— Słyszę! A wy?! Bo ja mam wrażenie, jakbym mówił przez watę czy gąbkę!
— Słyszymy cię dobrze. Czy możesz jeszcze zwiększyć prędkość?
— Nie! A ile jeszcze czasu zostało?
— Dwadzieścia sekund — usłyszał głos Andrzeja.
Nym spojrzał w kierunku Bolidu. Widać było wyraźnie jego rubinową tarczę. Oznaczało to, że odległość nie jest jeszcze bynajmniej bezpieczna. Gdyby posłuchał Ziny, mógłby już znaleźć się co najmniej 100 km od miejsca katastrofy. Ale dlaczego zwlekał? Czy rzeczywiście chodziło mu tylko o sprawdzenie prawidłowości obliczeń? A może było w tym coś z niedorzecznej przekory, z chęci zaimponowania tej hardej i upartej dziewczynie wiedzą, odwagą, szybkością działania? Nie ulegało wątpliwości, że odczuł przyjemność, gdy tak żywiołowo wyrażała niepokój o niego. Ta myśl przytłumiła na chwilę wzbierającą w nim obawę przed grożącym realnie niebezpieczeństwem, lecz wróciła ona, przywołana głosem Andrzeja, który zaczął liczyć ostatnie sekundy.
— Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden…
Nym wstrzymał oddech. Bolid powinien teraz zmienić barwę na jaskrawo-błękitną, bądź też… przeobrazić się w ognistą kulę eksplodującej plazmy.
Ale nie stało się nic. Sekundy płynęły, a rubinowa tarcza Bolidu błyskała rytmicznie, mknąc nadal w przestrzeń bezsilnikowym, inercyjnym lotem.
— Ań! Co się stało?
Odpowiedzi nie było. Nymowi przyszło do głowy w tym momencie straszliwe przypuszczenie, że już po opuszczeniu przez niego kabiny nawigacyjnej Bolidu sonda zmieniła kierunek i uderzyła w bazę na Sel. Może w czasie katapulto-wania uległa uszkodzeniu antena układu naprowadzania?
— Halo! Halo! Ań! Zi! Odezwijcie się! — zawołał rozpaczliwie. Był już pewny, że stało się coś okropnego.
— Halo! Nym! — rozległ się nagle głos Ziny. — Czy mnie słyszysz?! Dziewczyna była czymś najwyraźniej zaskoczona.
— Żyjecie! A myślałem już… — odetchnął Nym.
— Czy wiesz, co się stało?! Sonda zmieniła kierunek! Nie Bolid uskoczył, lecz ona zmieniła tor!.. Przeszła w odległości blisko 300 kilometrów od Bolidu! I nadal zmienia kierunek…
— A fala prowadząca z Bolidu?
— Jest nadal emitowana, ale to już na sondę nie działa. Ań i Jaro przeprowadzają teraz obliczenia, czy starczy jej masy roboczej dla dokonania nawrotu po okręgu i ponownego zaatakowania bazy. Musisz natychmiast wrócić na Bolid i ruszyć za nią w pogoń. Mamy teraz dość czasu na dopędzenie jej i przechwycenie lub zniszczenie. O! Już Aa wraca! Nym! Chcesz z nim rozmawiać?