Выбрать главу

Gdzie tymczasem rzuci ją los?

Najważniejsze, że nie będzie musiała znosić dłużej towarzystwa Emila. Dla niej to prawdziwe wybawienie.

Tak, uwolniła się od niego, ale zapłaciła za to wysoką cenę – straciła dwór. Jak teraz zdoła utrzymać się wraz z młodszym rodzeństwem? Alvar zaproponował wspaniałomyślnie, że odstąpi im część swego dworu w dalekim Uppland. Ale na razie sam nie miał grosza przy duszy.

Jeśli odnajdą Brora wśród żywych…

Czeka ich piesza wyprawa przez pół Szwecji z dwojgiem małych dzieci i śmiertelnie chorym chłopcem.

Czy ma prawo obarczać Alvara takim ciężarem?

Cóż jednak może uczynić innego? Emil i jego chciwa matka, uzyskawszy prawo własności dworu, uczepią się każdej najdrobniejszej rzeczy w Hult. Matylda nie miała najmniejszych złudzeń, że nie pozwolą jej ani rodzeństwu zabrać nawet odrobiny jedzenia, nie mówiąc o powozie czy pieniądzach. Znaleźli się we wrogich obozach, pomiędzy którymi zapanowała nienawiść.

Nienawiść? Nie, Matyldzie obce było takie uczucie. To prawda, czuła się zawiedziona, pozbawiona iluzji. Odczuwała pogardę dla niskich instynktów, jakimi kierował się Emil i jego matka.

Vivian była chyba najmniej sympatyczna z tej trójki. Nawet matka i brat nie rozpaczali szczególnie po jej śmierci. W każdym razie, gdy tylko minęła żałoba, więcej o niej nie wspomnieli.

Jak krótki jest żywot egoizmu! Jeśli istnieje jakakolwiek sfera, w której zwycięża dobro, to zapewne jest to pamięć potomnych. Po prostu wspomina się tylko tych ludzi, którzy za życia potrafili poświęcać się dla innych.

Alvar i Matylda nie rozmawiali wiele ze sobą. Wcześniej omówili wszystko, co można było w tej sytuacji. Rozważyli trudne położenie dziewczyny, zarówno teraz, jak i w przyszłości. Alvar obiecał, że będzie na nią czekał tak długo, aż odzyska wolność – o ile taka chwila nastąpi. Zapewnił, że zrobi wszystko, by rodzeństwo czuło się dobrze w jego dworze w Uppland, że otoczy opieką młodsze dzieci i nigdy nie zrani Matyldy jako kobiety. Zapewni jej bezpieczną przyszłość.

Ale od Uppland dzieliło ich wiele kilometrów. Jeszcze upłynie sporo dni, nim będą mogli się tam udać. Emil z całą pewnością będzie dążył do tego, by załatwić formalne przejęcie dworu. Sprowadzi wójta do Hult, by przepisać na siebie wszystkie dokumenty.

Na samą myśl o tym, co ją czekało, Matyldę ogarniało przygnębienie i zmęczenie. Rozważyli z Alvarem wszelkie możliwe rozwiązania i mieli świadomość, że niewiele mogą zdziałać. Alvar próbował postraszyć Emila, zagroził, że złoży skargę wójtowi, jeśli Emil ośmieli się wziąć dzieci jako zakładników. Ten jednak odrzekł chłodno:

– Spróbuj! Tylko spróbuj! Wówczas wójt się dowie, że moja żona złamała przysięgę małżeńską… Mało tego, gdybyś to zrobił, na zawsze utracilibyście wszelkie szanse, by odzyskać dzieci. Nawet jeśli byłbym zmuszony wam je oddać, to zapewniam was, że nie przeżyją roku. Każdego dnia będziecie drżeć ze strachu o ich życie. Taka będzie moja zemsta.

Alvar odpowiedział, że Emil i tak już się zemścił na swej żonie, która przecież niczym nie zawiniła. Ale Emil zaśmiał się tylko szyderczo.

Kapitan i Matylda czuli się bezradni wobec takiego bezmiaru zła. Ludzie pokroju Emila i jego matki kierowali się własnymi pokrętnymi regułami postępowania. Byli całkowicie nieobliczalni i dlatego stanowili takie zagrożenie dla otoczenia.

Alvar, mimo obecności Emila, zwrócił się do właściciela zajazdu z prośbą o opiekę nad dziećmi, tak by nie stało im się nic złego.

Gospodarz, który doskonale znał Emila z jego częstych biesiad w towarzystwie zamożnych lekkoduchów, skinął Alvarowi uspokajająco głową. Nie darzył Emila nadmierną sympatią, zbyt często musiał go wyrzucać z szynku kompletnie pijanego, zbyt wiele razy dopominać się o zapłatę za hulanki.

Matkę Emila również widział nie po raz pierwszy. Pamiętał, jak razem z różnymi mężczyznami i kobietami lekkich obyczajów brała udział w prawdziwych orgiach. Eleganckie stroje, jakie miała na sobie, nie ukrywały jej prawdziwego ja.

Tak więc chwilowo dzieci były bezpieczne.

Teraz najważniejszym zadaniem było odnalezienie Brora.

Alvar położył rękę na drobnej dłoni Matyldy. Dziewczyna podniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. Dostrzegła w nich ten sam niepokój, bezsilność i to samo ciepło, które czuła w sercu.

Naraz zdała sobie sprawę, że Alvar jej potrzebuje – jako przyjaciela i jako kobiety.

Poczuła, jak oblewa się rumieńcem. Nieśmiało uśmiechnęła się do niego. Zapewne spojrzenie wyraziło jej wewnętrzną rozterkę, bo Alvar odwzajemnił uśmiech dziewczyny, a jego twarz rozpromieniła się radością.

Nie chcieli sforsować koni, więc zatrzymali się na postój w Helsingör. Konie podobnie jak i ludzie potrzebują snu w nocy. Udali się do gospody. Wciąż głęboko zaniepokojeni losem Brora usiedli przy kominku i popijając wino rozmawiali.

Matylda miała na szczęście przy sobie pieniądze, które ukryła przed Emilem, mogli więc sobie pozwolić na tę odrobinę luksusu. Alvar bardzo cierpiał w swej męskiej dumie, że nie dysponuje własnymi funduszami, ale zamierzał zwrócić wszystko co do grosza. Niech tylko dotrą do Uppland.

– Nigdy bym nie przypuszczał, że tak szybko wrócę do tego kraju, którego z całego serca nienawidzę – uśmiechnął się. – Tymczasem minął zaledwie tydzień i znów tu jestem.

Matylda również się uśmiechnęła. Na wszelki wypadek pożyczyli w zajeździe w Röstånga ubranie dla Alvara. Pragnęli przedostać się do Danii dyskretnie, nie budząc niepotrzebnego zainteresowania, a szwedzki mundur kapitana mógłby im w tym przeszkodzić.

– Myślisz, że odnajdziesz drogę do stajni?

– Mam nadzieję – odpowiedział, patrząc na nią czule. – Muszę po prostu odtworzyć sobie tę trasę od końca, ale wydaje mi się, że stąd już jest niedaleko. Powinniśmy zdążyć dojechać tam i wrócić w ciągu jednego dnia. Jeśli oczywiście wstaniemy dość wcześnie.

– Wstaniemy – zapewniła Matylda, której wino zaczynało uderzać do głowy, tak że postrzegała Alvara w złocistej aureoli, dosłownie i w przenośni. Bezwiednie przysunęła się bliżej niego.

– Myślę, że najlepiej będzie, jeśli pójdziemy się położyć – rzekł niechętnie, bo z przyjemnością siedziałby przy stoliku i patrzył jej w oczy przez cały wieczór. Obawiał się jednak następstw takiego postępowania.

– Oczywiście – przytaknęła Matylda i wstała.

Udali się do swych pokoi, jedynych reprezentacyjnych pomieszczeń dla gości, jakie znajdowały się w tej gospodzie. Alvar odprowadził ją do drzwi.

– Nie zechciałbyś wejść do środka? Moglibyśmy jeszcze trochę porozmawiać – zaproponowała spontanicznie. Jednak w tej samej chwili, kiedy powiedziała te słowa, zorientowała się, jaką popełniła gafę. – Wybacz Alvarze! Zapomnij o tym, co powiedziałam. Zmieniłam zdanie. Nie myśl o mnie źle.

– Chętnie wstąpiłbym do ciebie, by pogawędzić – rzekł kapitan z czułością w głosie. – Ale wydaje mi się, że w tej sytuacji byłoby to bardzo nierozsądne.

– Tak, oczywiście. Masz rację.

Ujął jej dłoń, pochylił się i ucałował. Matylda wstrzymała oddech. Zdawało jej się, że w powietrzu zaiskrzyło, a jej dłoń wysyła impulsy rozchodzące się po całym ciele. Nie miała odwagi się poruszyć.

Naraz wspięła się na palce i pocałowała go pośpiesznie w policzek.

– Dziękuję ci, Alvarze, za wszystko – rzuciła i szybko weszła do pokoju.

Oparła się plecami o drzwi, drżąc jak liść osiki.

A więc na tym polega różnica, pomyślała. Co innego zadurzyć się w kimś o twarzy tak pięknej, że aż słodkiej, co innego zaś odczuwać głęboki, autentyczny pociąg do mężczyzny, którego wprawdzie znała zaledwie od kilku dni, więc może powinna wyrażać się o nim ostrożnie, ale z którym mimo to odczuwała prawdziwą więź.