Выбрать главу

Wierzę w to uczucie, myślała. Ufam, że Alvar je podziela. Wiem jednak, że nigdy nie będę wolna, a przynajmniej przez najbliższych kilka lat. Zdaję sobie sprawę, że Alvar tak bardzo pragnie być blisko mnie. Jakże byłam dziecinna, kiedy zakochałam się w Emilu! Przypominam sobie, że z przerażeniem myślałam o nocy poślubnej, nie miałam bowiem pojęcia o tym, co się ma wydarzyć. Tymczasem nie było żadnej nocy poślubnej i teraz cieszę się, że tak się stało.

Alvar naprawdę mnie pociąga. Nie mogę się temu oprzeć. Jest to uczucie silne i prawdziwe, szczere, zupełnie inne niż te niedorzeczne wyobrażenia, jakie miałam o sobie i Emilu we wspólnym łóżku. Mój Boże, przecież ja byłam wówczas taka przerażona, że o czymś takim nie miałam nawet odwagi pomyśleć.

Teraz pragnęłabym uczynić wszystko, by Alvarowi było przyjemnie. Ofiarować siebie i przyjmować pieszczoty jak dorosła kobieta.

Ale to się nigdy nie stanie.

W pokoju wisiało stare pożółkłe i krzywe lustro. Matylda uczyniła coś, co nigdy przedtem nie przyszłoby jej do głowy. Rozebrała się i spojrzała na swe odbicie, zrazu bardzo niepewnie, odwrócona plecami, potem z lekkim ociąganiem odważyła się obrócić, najpierw trochę, potem coraz bardziej…

Oddychała szybko przerażona, nie mając odwagi napotkać swego spojrzenia. Ale oglądała się uważnie i na koniec doszła do wniosku, że ma zupełnie niezłą figurę.

Ciekawe, czy Alvarowi także się spodoba.

Wiedziała jedno: nigdy nie chciała pokazać się nago Emilowi, nawet w czasie nocy poślubnej.

Zmieniła się, stała się zupełnie innym człowiekiem.

To Alvar uczynił z niej kobietę, która była na tyle dojrzała, by przyjąć miłość mężczyzny – jego miłość.

Tymczasem on nigdy jej takiej nie zobaczy.

Matylda nie miała pojęcia, że Alvar długo jeszcze stał przed jej drzwiami. Jedną rękę położył na klamce, a druga gotowa była zapukać.

Był pewien, że dziewczyna wpuściłaby go do środka. Desperacko jej potrzebował po tylu miesiącach wstrzemięźliwości. Wiedział, że mógłby ją zdobyć, choć nie od razu. Była kobietą z zasadami i wierną żoną, ale żadne z nich nie miałoby dość siły, by powściągnąć uczucie, które nimi owładnęło. Na to czuli się zbyt sobie bliscy i zbyt wielkim zaufaniem obdarzali się nawzajem.

Dlatego właśnie to on musiał wykazać siłę charakteru. Oboje nie byli z natury lekkomyślni. Fakt, że jedno z nich związało się ślubem z kimś innym, stanowił przeszkodę nie do pokonania.

Jedno nierozważne posunięcie z jego strony, lekkie pukanie do drzwi, groziło nieodwracalnymi skutkami – złamaniem zasad, a to z kolei mogłoby wywołać wieczne poczucie winy w nim, a chyba jeszcze bardziej w niej. Należała bowiem do takiego gatunku kobiet.

Czyż nie działał nazbyt pochopnie, proponując rodzeństwu, by przeniosło się do niego do dworu w Uppland? Bez wątpienia była to decyzja nieprzemyślana, szczególnie ze względu na Matyldę. Jakże on zniesie tak bliską jej obecność?

Emil pozwolił jej odejść, sprzedał ją za przeklęty skarb. Ale Alvar mu nie ufał, zresztą i tak dziewczyna nie była wolna.

W dalszym ciągu pozostawała żoną Emila. I jeśli nie zdołaliby się opanować, uznano by ją za kobietę żyjącą w grzechu.

Ogarnęło go naraz nieprzyjemne uczucie, że Emil uczynił tak z premedytacją, w pełni świadom tego, jak niewinną, prostoduszną i uczciwą istotą jest jego żona. Wiedział, że całkowicie ją ubezwłasnowolnił takim rozwiązaniem. Wolał pozwolić jej odejść, niż dać jej rozwód, zepchnął ją w próżnię.

Ich jedyną nadzieją było, że któregoś dnia Emil sam będzie potrzebował rozwodu. Może znajdzie kobietę jeszcze bogatszą. Wątpliwe jednak, by taka kobieta go zechciała. Hulaszcze życie zaczynało odciskać ślady na jego twarzy, na sylwetce, w sposobie chodzenia, w głosie.

A jego stosunek do pieniędzy mógł przerazić i zniechęcić każdego.

Alvar nie widział wyjścia z tej skomplikowanej sytuacji. Postanowił jednak nie martwić się na zapas, lecz kolejno usuwać przeszkody.

Teraz musieli odnaleźć Brora. Wszystko inne może poczekać.

Alvar poszedł do swego pokoju. Tym razem udało mu się przezwyciężyć samego siebie.

ROZDZIAŁ XVII

Bror Nilsson Huldt słyszał głosy strażników jak przez mgłę.

– Nie, z tego tam już nic nie będzie. Damy mu zastrzyk, by skrócić jego cierpienia, czy wyrzucimy go na dwór, na zimno?

– Tak, rzeczywiście jest strasznie słaby, wciąż leży, bardziej trup niż żywy człowiek, zajmuje tylko miejsce i nasz czas.

Czas? pomyślał Bror wpółprzytomnie. Nie zauważyłem, by ktoś mi go poświęcał.

Był taki zmęczony, wszystko wokół niego i w nim płonęło z gorączki. Ubrania i nędzna pościel były przepocone, mokre od potu włosy chłodziły nieprzyjemnie czoło i kark. Nie przypominał sobie, by dostał coś do jedzenia, ale nie odczuwał głodu.

Dusza mu krwawiła. Leżał tu całkiem bez sił, nawet nie był w stanie podnieść ręki, by otrzeć pot z czoła. Oddech miał krótki, przyśpieszony.

Gdzieś w podświadomości zachował wspomnienie, że pozbył się tego okropnego ciężaru, czerwonej torby, którą miał zawieźć do Hult.

Nie zdołał jednak przypomnieć sobie, w jaki sposób udało mu się tego dokonać.

W każdym razie po tym fakcie wszystko wydało mu się łatwiejsze. Co prawda był chory, jednak zniknął dławiący go strach. Prysnęło wrażenie czegoś wstrętnego, zaraźliwego, co sprawiało, że sam czuł się odpychający, a ludzie na jego widok odwracali się plecami.

Co się właściwie stało?

Nie pamiętał. Nie potrafił sobie przypomnieć.

Przyjazny głos? Wiadomość dla Matyldy?

Nie, wszystko mu gdzieś umknęło.

Umieram, pomyślał. To o mnie rozmawiają. Śmiertelny zastrzyk? Wyrzucić na dwór?

Wszystko jedno. Pragnę jedynie spokoju.

– Czy jesteś pewien, że jedziemy dobrą drogą?

Alvar wstrzymał konie i rozejrzał się. Już od dłuższej chwili krajobraz był dość jednostajny.

– Nie wiem, powinienem pamiętać, ale…

– Nie zapamiętałeś żadnych charakterystycznych punktów?

– Nie. Zresztą nie szedłem drogą, a poza tym była noc.

– No, a kiedy cię tu przywieźli?

– Wtedy byłem nieprzytomny.

Matylda cicho westchnęła. Nie chciała okazywać zniecierpliwienia oraz niepokoju o Brora.

– Ale jak właściwie nazywa się ten dwór, do którego należały budynki gospodarcze, w których was ulokowano?

– Nie pamiętam. Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałem tę nazwę.

– Ale wydaje ci się, że to gdzieś blisko?

– Tak. Moim zdaniem powinniśmy być na miejscu przynajmniej od godziny. Ale tam, gdzie, jak mi się wydawało, powinien stać dwór, nie było go.

Matylda milczała przerażona.

– Podjedźmy do tamtego wzgórza – westchnął Alvar. On także powoli tracił pewność siebie.

Co będzie, jeśli zabłądzili? O co mają pytać?

Ale przy wzgórzu odzyskał nadzieję. Nagle poznał okolicę.

Matylda odetchnęła z ulgą.

Wartownik przy wejściu do stajni popatrzył na nich wrogo.

Ujrzał młodą kobietę z wyższych sfer, o zmęczonych i pełnych niepokoju oczach, i postawnego mężczyznę, który sprawiał wrażenie źle ubranego. Wydawało się, że strój, jaki ma na sobie, nie pasuje do niego, był zbyt skromny jak na jego pozycję. Zlocistobrązowe włosy i czyste błękitne oczy. Gdzie widział już takie oczy?