Выбрать главу

Vanlande. Prehistoryczne imiona z czasów opisanych w sagach: Visbur i Domalde, Domar, Dyggve, Dag… Nie, to niemożliwe, by wszyscy oni byli zamieszani w historię klejnotu Huldy.

Kiedy żyli? O ile w ogóle kiedyś żyli. Razem z Matyldą obliczyli, że musiało to być na przełomie trzeciego i czwartego wieku.

Agne, który został powieszony na swym własnym naszyjniku, żył nieco później.

Jeden został uduszony przez wiedźmę nasłaną przez Huldę. Inny spalił się, krew jeszcze innego zalała ołtarz ofiarny. Któryś zabił swoich siedmiu synów, nie chcąc oddać władzy…

Krwawe czasy!

Ozdobne ornamenty wyglądają jak magiczne znaki. Naszyjnik należał przecież do czarownicy, która wyryła je, posłużywszy się najskrytszymi sekretami czarnej magii. Jak silna musiała to być osobowość, skoro legenda o niej przetrwała tyle setek lat!

– Przepiękny – szepnęła macocha. – Dostaniemy za niego więcej, źle oszacowałeś jego wartość!

– Rzeczywiście! Zerwiemy tę umowę, którą już zawarliśmy. Ja…

Urwał, a dalsze słowa uwięzły mu w gardle. Rzucił naszyjnik, by chwycić się za szyję.

Matylda w okamgnieniu zrozumiała, co może się za chwilę wydarzyć, więc czym prędzej wyprowadziła dzieci na dwór i zostawiła je pod opieką młodziutkiej służącej. Potem wróciła do pokoju gościnnego.

Wszystko rozegrało się błyskawicznie. Matka Emila krzyknęła i rzuciła się, by złapać upadający naszyjnik. Trzymała go kurczowo, wołając do syna:

– Emilu, zwariowałeś, nie pozwolisz chyba zabrać im skarbu, on jest przecież wart tysiące… – urwała. – Emilu, Emilu, co ty robisz?

Wyraźnie nie mógł złapać powietrza. Twarz mu posiniała i nabrzmiała, zachwiał się i upadł. Matka puściła naszyjnik i upadła na kolana obok syna.

– Emil! Co ci jest? Pomóżcie mu!

Alvar działał szybko.

– Jedyne co może pomóc – powiedział – to zakopanie klejnotu w ziemi, w grobie Huldy. Gdzie jest torebka?

Sięgnął po naszyjnik, ale matka Emila była szybsza i przysunęła go do siebie.

– O, nie, nawet nie próbuj! On jest mój!

– Ale…

Krzyknęła. Na oczach przerażonych zebranych jakaś niewidzialna siła uniosła ją i uderzyła o kant stołu.

– Puść naszyjnik! – krzyknęło kilka osób naraz.

– Nigdy! Jest mój, mój… Oczy! Kto to jest? Patrzy na mnie takimi okropnymi…

Znów poderwało ją w górę i rzuciło o ścianę. Twarzą uderzyła o ramę obrazu. Krew ochlapała tapety. Stangret usiłował przytrzymać swą chlebodawczynię, ale znów ta sama siła ponownie wyrwała mu ją z rąk i popchnęła wzdłuż pokoju, uderzając nią o kanciastą szafę.

Dłoń macochy zacisnęła się zachłannie wokół naszyjnika. Nikt nie miał czasu spojrzeć na Emila, który leżał nieruchomo na podłodze z wyciągniętym językiem.

W końcu macocha upadła.

Krzyk ucichł. Ściany, stół i szafa zaplamione były jej krwią.

Zupełnie jak ołtarz ofiarny.

Świadkowie zdarzenia stali cicho, porażeni, sparaliżowani przez strach.

Emil ocknął się. Nie podnosił się jednak. Próbował coś powiedzieć, ale słowa brzmiały niczym zduszone jęki.

Stangret uklęknął przy nim i spytał:

– Co mówisz, panie?

– Przeszło mi – zdawał się mówić. – Ale co to za czarownica? Te oczy?

Jego pałające nienawiścią spojrzenie napotkało wzrok Matyldy. Widzisz, nie umarłem. Wygadywałaś bzdury! To był tylko atak choroby gardła. Gdzie naszyjnik? Jest mój!

– Ma go twoja matka, Emilu. Przykro mi…

Odwrócił głowę.

– Nie widzę dokładnie. Czy to ona leży na podłodze? Co to za krew? Zabiliście ją, podli? Zabiliście?

– Nie. Nikt z nas jej nie ruszył. To sprawa Huldy. Twoja matka kurczowo trzyma w dłoni naszyjnik. Boimy się go tknąć.

Usiadł z pomocą stangreta. Krzywiąc twarz w bólu dotykał szyi.

– Diabły! – syczał. – Zabiliście moją matkę i próbujecie zwalić winę na naszyjnik. Jesteście szaleni. Wolę stąd wyjść, nim na mnie podniesiecie rękę. Chcecie zabrać naszyjnik, przyznaj się, Matyldo. Ty i twój kochanek.

– Emil, bądź rozsądny! Pozwól nam odnieść skarb z powrotem do grobu Huldy. Wrzuć go do skórzanej torebki.

– Przestań gadać – usiłował krzyknąć Emil, ale tylko zacharczał. – Chcę stąd wyjść. Pomóż mi wstać!

Ale zanim podał rękę stangretowi, spojrzał w stronę martwej matki. Dłoń, w której zaciskała klejnot, zwrócona była ku niemu. Siłą wygiął jej palce i wydostał naszyjnik.

– Emil, zastanów się – prosiła Matylda.

Machnął tylko ręką zniecierpliwiony. Wsparty na ramieniu stangreta pokuśtykał do wyjścia.

– Żeby nikt z was mi go nie zabrał – rzekł zachrypniętym głosem już przy drzwiach – powieszę go sobie na szyi.

I przełożył klejnot przez głowę.

– Pięknie, co?

– Dobry Boże – szepnął Alvar i przytrzymał mocno Matyldę, która wykonała gwałtowny ruch w stronę Emila.

Pozostali stali bezradni, wpatrując się w niego. Służąca, widząc Emila wychodzącego ze stangretem, pośpiesznie zaciągnęła dzieci do służbówki.

Emil odepchnął swego pomocnika.

– Teraz już sobie sam poradzę. Widzicie? Wszystko chcieliście mi zabrać, zabiliście moją matkę, ale to ja mam naszyjnik. To ja będę bogaty!

Chwiejnym krokiem przeszedł przez dziedziniec w stronę powozu, po drodze mijając drzewo rosnące na środku.

Nigdy wcześniej Matylda nie zwróciła uwagi na to, że gałęzie zwisają tak nisko. Naraz doszedł ich przeraźliwy krzyk, a światło z okien oświetliło makabryczną scenę.

Emil zahaczył naszyjnikiem o wystający konar i zawisł na nim. Jak to się stało, nie byli w stanie pojąć. Nogami nie mógł sięgnąć podłoża. Prawdopodobnie gałąź uniosła się i nim ktokolwiek zdążył podbiec, Emil się udusił…

Wszelkie próby przywrócenia go do życia spełzły na niczym.

Kiedy wszyscy zajęci byli Emilem, usłyszeli krzyk jednego ze służących. Odwrócili się i spostrzegli to samo co on: w oknach pokoju gościnnego buchnęły płomienie, oświetlając cały dwór. Rozległy się złowieszcze trzaski.

– O, nie! – krzyknęła Matylda. – Szybko, ratować ludzi i zwierzęta!

Wszyscy zapomnieli o martwym Emilu. Gorączkowo gaszono pożar i wynoszono dobytek. Inwentarz został wyprowadzony na okoliczne łąki.

Dość szybko udało się opanować zagrożenie, ale matka Emila spłonęła w środku. Pokój gościnny został całkowicie zniszczony.

Służba spisała się nienagannie i z największym poświęceniem uratowała większość mebli i przedmiotów codziennego użytku.

Tylko to, co znajdowało się w największym pokoju, zostało bezpowrotnie stracone.

Nikt jednak nie odczuwał z tego powodu żalu. Zbyt wiele nieprzyjemnych zdarzeń miało tam miejsce.

ROZDZIAŁ XIX

Ustalono, że Alvar zajmie się najtrudniejszym: zdejmie naszyjnik z szyi Emila i zakopie go w grobie Huldy. Szaloną propozycję któregoś z parobków, by pogrzebać Emila z przeklętym klejnotem, odrzucono z niesmakiem.

Matylda stała wraz z innymi na dziedzińcu i drżała na całym ciele.

– Naszyjnik musi wrócić na swoje miejsce – upierała się. – Musimy dopilnować, by zło znalazło się na powrót głęboko w ziemi.

Stary kucharz odezwał się z powagą:

– Tak, to jedyne rozsądne wyjście. I niech mi wolno powiedzieć w imieniu wszystkich, że ulżyło nam, gdy zobaczyliśmy cię w dobrym zdrowiu, panno… pani Matyldo. Ale jeśli chodzi o przyczynę wszelkiego zła, to nie jestem pewien, czy nie leży tutaj… Wprawdzie nie należy wyrażać się źle o zmarłych, ale…

Pozostali służący kiwnęli głowami uroczyście.