Выбрать главу

Dzięki, Huldo, rzekł w duchu Alvar, naraz rozbawiony tą groteskową myślą. Dziękuję za wszystko, co dostałem od ciebie.

Za ich powozem toczyły się dwa duże wozy, załadowane po brzegi przedmiotami stanowiącymi własność rodzeństwa.

Alvar spojrzał na śpiącą Bedę i pozostałą trójkę. Najdłużej zatrzymał wzrok na Matyldzie.

Tak, wkrótce zaczną nowe życie.

Nawet nie przypuszczał, że Matylda rozmyślała o tym samym co on. Za kilka godzin staną na nocleg w zajeździe. Już parokrotnie spędzali noce w gospodach, gawędząc wieczorem przy kieliszku wina. Napięcie między nimi rosło, ale do tej pory nie złamali zasad przyzwoitości.

I oto dotarli do następnego postoju, Matylda pełna lęku, Alvar zaś podekscytowany perspektywą wspólnego wieczoru.

Stopniowo bowiem człowiek przestaje pamiętać o normach moralnych i oszołomiony bliskością kochanego człowieka daje się porwać uczuciu.

Tych dwoje nie stanowiło w tym względzie wyjątku.

Żadne z nich nie chciało łamać zasad, ale z coraz większym trudem trzymali na wodzy swe emocje. Wiedzieli, że balansują nad przepaścią.

Wypili wino, znużeni ciężkim dniem. Zmęczenie sprawiło, że byli bardziej niż zwykle podatni na działanie trunku.

Dzieci spały spokojnie w swym pokoju i zapewne nie przebudzą się przed rankiem. Czuły się bezpieczne w towarzystwie ludzi, którym ufały i których darzyły sympatią. Daleko od niedobrej cioci i wstrętnego Emila.

Maluchy nie uświadamiały sobie, że tych dwoje nie żyje i nic już im z ich strony nie zagraża. Matylda musiała więc nieustannie je uspokajać i zapewniać, że nikt ich nie zabierze.

Dzieci śniły o szczeniakach.

– Gospodarz chyba chce już zamknąć salę jadalną – rzekł Alvar lekko. – Chyba możemy porozmawiać w pokoju.

– Oczywiście – odparła z równą swobodą. – Przecież to nic takiego… to znaczy…

– Chyba wolno nam z sobą rozmawiać!

Przytaknęła. Jej pokój był ładniejszy, więc poszła przodem i wpuściła go do środka. Trzymała w ręku świecznik, który uroczyście postawiła na półce wiszącej na ścianie.

Alvar stał tuż za nią i gdy się odwróciła, wpadła wprost w jego ramiona.

Stało się to tak nieoczekiwanie, że Matylda zawstydzona ukryła twarz na jego piersi. Rękami objęła go za szyję, by nie pomyślał, że go odtrąca.

– Matyldo – odezwał się błagalnie.

– Słowa jeszcze bardziej wszystko komplikują – szepnęła, potrząsając głową.

Zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział, że oboje potrzebują czułości, zrozumienia, poczucia wspólnoty. Nie chciał jednak, by dręczyli się z powodu wyrzutów sumienia, iż grzeszą wobec Boga i łamią przyjęte normy.

Długo tak stali. On wtulił policzek w jej włosy i głaskał ją po głowie i po plecach. Matylda nie mogła w nieskończoność kryć się w jego ramionach. Podniosła głowę, by zaczerpnąć powietrza.

Alvar ujął w dłonie twarz dziewczyny i zajrzał jej głęboko w oczy.

Nie ma w tym nic zdrożnego, pomyślała Matylda. To miłość dwojga dojrzałych ludzi, którzy nigdy nie doświadczyli bliskości drugiego człowieka.

Wiedziała, że Alvar potrafi odczytać jej uczucia, tak jak i ona pojmowała, co on czuje do niej.

Pocałował ją po raz pierwszy. Delikatnie przyłożył wargi do jej ust i długo ich nie odrywał.

– Teraz już pójdę – szepnął. – Zbyt mocno cię kocham, by cię skrzywdzić. Dlatego muszę odejść. Bo jeśli tego nie uczynię natychmiast, mogę ci sprawić ból.

– Dziękuję, Alvarze. Gdybyś został, nie opierałabym się, wiesz o tym, prawda?

– Tak. Czy zechcesz mnie poślubić, kiedy nadejdzie czas?

– Tak, Alvarze. Czy ja właściwie zasłużyłam na takie szczęście? Powiedz, że tak!

– Oczywiście. Bardziej niż ktokolwiek inny. Myślę, że oboje na nie zasłużyliśmy.

– Och, Ojczulku Czasie, pośpiesz się, przebieraj szybciej swymi starymi nogami.

– Zadmę w róg, by zbudzić staruszka. Niech rusza w drogę – zaśmiał się Alvar. – Bo Matylda i Alvar dłużej nie wytrzymają życia w cnocie!

Złożył na jej czole ojcowski pocałunek i pośpiesznie opuścił izbę.

Na wszelki wypadek.

Historia złotego naszyjnika Huldy pojawia się wraz z Visburem, synem Vanlanda. Po śmierci króla Agne ginie wszelki słuch o tym klejnocie.

Klątwa Huldy spełniła się: Wszyscy królowie z rodu Inglingów zginęli straszliwą śmiercią. Brat walczył przeciwko bratu, ojcowie mordowali synów, synowie zabijali swych ojców aż do wygaśnięcia rodu na dalekiej Północy.

Ale gdzieś na północno-zachodnim skrawku Skanii tuż przy morskim brzegu wznosi się wzgórze niezwykłej urody. Nikt jednak nie chce tam osiąść i pobudować domostwa. Gdyby pogrzebać w ziemi, odnalazłoby się stare fundamenty potężnego dworu, który około siedemnastego wieku uległ zapomnieniu i popadł w ruinę.

Ale to miejsce pamięta czasy znacznie odleglejsze.

Jest coś dziwnego w tym pięknym zakątku. Człowiek odczuwa dziwny niepokój, gdy się tam znajdzie… Może to sprawia szum drzew porastających zbocze aż po morski brzeg?

Jeśli wejdziecie w głąb lasu, wśród zielonych cieni odnajdziecie niewielki kopczyk.

Przypomina grób.

Gdyby któreś z was nabrało ochoty na poszukiwania archeologiczne, to dobrze wam radzę, zaniechajcie tego zamiaru!

Grób skrywa niebezpieczny skarb: przekleństwo Inglingów. Więc nie kopcie zbyt głęboko w ziemi!

Szumi wiatr i opowiada prastarą sagę o przemocy, krwawych mordach, o wszechpotężnym złu. Ale także o samotnej duszy, która nie zaznała spokoju. Duszy, która zagubiła się w bezdrożach czarnej magii i została za to boleśnie ukarana.

Pamiętajcie, nie kopcie zbyt głęboko!

Margit Sandemo

***