Выбрать главу

Jakoś dziwnie tą ostatnią myślą podniesiona na duchu, bez płaczu na nowo zasnęłam…

Nazajutrz późnym wieczorem byłam znów oszołomiona doszczętnie. Prędkość, wręcz błyskawiczna, zmian, jakie w moich doznaniach zachodziły, sprawiała, że czułam się, jakbym żyła w zadyszanym biegu. Przyjemność mi to nawet sprawiało, alem tej przyjemności ni rozważyć, ni napawać się nią nie mogła przez zwyczajny brak czasu. Dobrze jeszcze, że pamięć nie odmawiała mi usług.

Roman z samego rana pokazał mi ową szkatułeczkę, dwie nawet, które telewizorem rządziły. Wyuczyłam się pukania w guziki, zapamiętawszy, co do czego służy. Zaprezentował płaską rzecz, zowiąc ją kasetą wideo, wszystkie czynności pokazał dwa razy, nie siląc się na zrozumienie owych mechanizmów, zapamiętałam je również. Toż lokomobila też się porusza, scena w teatrze się obraca, kolej żelazna wielką parą bucha i jedzie, a cóż mnie obchodzi, czym się to dzieje? Nawet słyszeć o tym nie mam chęci, bo i tak nie pojmę, dość mi, że te wszystkie wynalazki działają, ja zaś uruchomić je mogę, guzik przyciskając. Aby wiedzieć który, całkiem to wystarczy.

Tak oto obejrzałam ruchome obrazy, filmem zwane, a była to powieść pana Verne’a, “W 80 dni dookoła świata”. Widoki znajome ludzi, strojów, ulic i pojazdów uradowały mnie nad wyraz, z wypiekami oglądałam przygody nadzwyczajne, o których wcześniej raz tylko zdarzyło mi się czytać, przejęta byłam tak, że chyba nawet okrzyki wydawałam, a raz, zdaje się, z lęku chwyciłam Romana za ramię. Dech mi zapierało. A cóż to za cudowna rzecz, ta telewizja…!

Ochłonąwszy z wrażeń, chętnie obejrzałabym to jeszcze raz, a nawet dwa razy, ale Roman mi nie pozwolił, bo należało jechać do Trouville. Z niechęcią poddałam się pośpiechowi, pocieszając się tylko myślą, że w czasie podróży uporządkuję sobie doznania i zastanowię się nad nimi, ale nic z moich zamiarów nie wyszło, bo Roman uczynił rzecz okropną. Zaproponował, żebym usiadła obok niego, na fotelu z przodu. Toż to jakby na koźle…!

Jeździłam na koźle, czemu nie, często nawet sama powożąc, co mi przyjemność sprawiało, ale tu prawie oniemiałam. Sługa wszak… Czy oszalał? Cóż za spoufalenie nie do wiary, i to wśród ludzi, publicznie…!

Roman stał i czekał mojej decyzji, bez żadnego zuchwalstwa, całą postawą szacunek wyrażając. Nagle wspomnienie mi błysnęło. On to wszak, nie kto inny, prawie utopioną ze stawu mnie wynosił, kiedym z nieostrożności pod krę wpadła, mokrą i zimną odzież ze mnie zrywał w szałasie drwala, przy ogniu ogrzewał, pomocy z dworu nie czekając. Wszyscy, i doktór, i nawet moja stara niańka, zgodnie orzekli, że tym mi życie uratował, bo do pałacu niesiona, już po drodze ducha bym wyzionęła, a tak, przy natychmiastowym osuszeniu, nawet kataru nie miałam. Kompromitacja z tego żadna nie wynikła, bo ledwie trzynaście lat liczyłam… On też wszak w trzy lata później z balu mnie uniósł, odtrąciwszy pana Turnicza, strasznie pijanego, który przemocą usiłował mnie zniewolić w ustronnym zakątku, czegom nawet dobrze nie rozumiała i tylko w panikę wpadłam taką, że mi głos odjęło. Toż jak pamięcią sięgam, Roman się mną opiekował i nie raz jeden od głupstwa mnie uchronił…

Zawahałam się i oburzenie moje opadło.

– Czy to wypada? – spytałam niepewnie.

– Teraz, proszę jaśnie pani, wszystko wypada – odparł na to stanowczo. -A możliwe, że jaśnie pani zechce się nauczyć sama prowadzić, czas byłby zrobić początek. Poza tym z przodu lepiej wszystko widać, z tylnego siedzenia zagłówki zasłaniają, a i do ruchu, i do widoków powinna się jaśnie pani przyzwyczaić. Szczególnie do autostrady, bo czegoś takiego w dawnych czasach nie było. No i objaśnienia wszelkie łatwiej jaśnie pani usłyszy, a dużo jeszcze musi pani wiedzieć. Tym mnie przekonał. Usiadłam z przodu.

I, oczywiście, o żadnym rozpamiętywaniu przedchwilowych, tkwiących jeszcze we mnie przeżyć, mowy być nie mogło. Ruch paryski toczył się przede mną, zaraz nabrałam chęci pilnie go obserwować, bo rozmaitość w nim panowała szalona. Teraz dopierom stwierdziła, żem dotychczas niewiele z niego widziała, ledwo Roman nadążał na moje pytania odpowiadać. Jęły mnie korcić owe kafeterie, bistra, restauracyjki małe, których stoliki na ulicy stały, ach, posiedzieć tam, bodaj przez cały dzień, patrzeć na ludzi i pojazdy, przysłuchiwać się rozmowom urywanym, przywykać do wszystkiego! Choć to zapewne miejsca dla plebsu… Prawie jakbym w karczmie siedziała…

Nie wytrzymałam, spytałam Romana.

– Nie ma już plebsu, proszę jaśnie pani, jest najwyżej hołota – odparł mi na to. – Ale to widać, bo gdzie hołota, tam brudno i hałaśliwie. A tu wszędzie jaśnie pani może sobie posiedzieć i nikt się tym na pewno nie zgorszy. Nawet gdyby kto znajomy się przytrafił, wcale się nie zdziwi, bo różnice w obyczajach znikły, to samo kobiety mogą robić, co i mężczyźni, to samo panny, co mężatki i wdowy. Żaden problem.

To mi się w głowie nie chciało pomieścić, choć na własne oczy widziałam tę mieszaninę płci. Nie miałam czasu porządku w myślach zaprowadzić, bo następne zmiany ujrzałam, tunele strasznie długie nieco mnie przestraszyły, droga potem, autostradą zwana, która już pierwszego dnia uznanie moje wzbudziła, szybkość szalona, z jaką Roman pędził, budowle po bokach niezwykłe, które mianem stacji benzynowych określił, napisów różnych kolorowych i obrazów jakichś wielkie mnóstwo, obejrzeć ich i odczytać nie nadążałam, istny karuzel rozpędzony! Zapamiętywałam, ile mogłam, nawet nie rozumiejąc, z nadzieją, że mi się to przyda do czegoś.

W jakiejś spokojniejszej chwili, kiedy do pędu już trochę przywykłam, myśl nowa błysnęła mi w głowie.

– Czy chce Roman powiedzieć, że mogłabym sama chodzić po ulicach, po mieście? – spytałam nagle. – Całkiem bez służby?

– Ile tylko się jaśnie pani spodoba i gdzie jaśnie pani zechce – odparł na to spokojnie. – Po ulicach, do restauracji, wszędzie. Ja tu jaśnie pani towarzyszę nie dla przyzwoitości, tylko do pomocy i opieki, póki się jaśnie pani nie przyzwyczai. O! I tu właśnie dochodzi jedna rzecz… Jaśnie pani powinna mieć przy sobie własne pieniądze.

Masz ci los. Oto nowość! Nigdy w życiu nie miałam przy sobie żadnych pieniędzy, poza tymi, co na jałmużny. Płaceniem wszelkim zajmował się lokaj, pokojówka, albo też kupcy rachunki do domu przysyłali, co najpierw ojciec, potem mąż mój, a w ostatnim roku plenipotent załatwiał. Interesy porządkując, sumy płacone znałam i liczyć potrafiłam, ale nosić ze sobą gotowiznę…? Ależ to uciążliwość!

Roman mi cierpliwie całą kwestię wyjaśniał. Obyczaj nastał w magazynach i sklepach wszelkich przy zakupie towaru płacić natychmiast. Jest grono osób, powszechnie znanych, jak na przykład rodziny królewskie albo wielcy aktorzy…

– Komedianci? – przerwałam mu w tym miejscu ze zdumieniem i niedowierzaniem.

– Jacy tam komedianci! Komedianci czasami jeszcze na jarmarkach i po ulicach występują, a sławę zyskują aktorzy, którzy grają w filmach… O, dziś jaśnie pani oglądała, pan Phileas Fogg… Ten aktor, który grał jego rolę, należy do najbardziej znanych na świecie. Ponadto wielcy przemysłowcy, milionerzy… Mają swoich dostawców, swoje magazyny, renomowane sklepy i tym podobne, tam kupują, wybierają. towar razem z rachunkiem jest im odsyłany do domu… Chociaż, ściśle biorąc, był…

Westchnął ciężko, pomyślał chwilę i podjął wyjaśnienia. Udało mi się zrozumieć, że drobne kwoty różne płaci się pieniądzem od razu, gdybym na przykład chciała w małym sklepiku grzebień sobie kupić albo kiełbaskę zjeść ze straganu… Na ulicy jeść kiełbasę… Boże jedyny…!…musiałabym zapłacić od razu. Także napiwki daje się w monecie. Ale większych pieniędzy nosić ze sobą nie trzeba, bo tak to wszystko urządzono, że tylko kartę specjalną posiadać należy. Kartę ową z banku się dostaje, gdzie cały majątek spoczywa, do pudełka jakiegoś zostaje ona wtykana i maszyna należność odlicza. A kupująca osoba tylko swój podpis na kwicie składa i tym sposobem opłata jest załatwiona.