Выбрать главу

– Pani hrabina życzy sobie “Elle”, “La mode nouvelle” i “Marie Claire” – powiadomiła go, po czym zajęła się moim bagażem.

W chwilę później ujrzałam mojego Romana. Z tego wszystkiego sama zapomniałam już, co mu miałam powiedzieć i co polecić.

– Roman ma pokój w hotelu? – spytałam, gwałtownie próbując przypomnieć sobie własne zamiary.

– Tak, proszę jaśnie pani. Numer 615.

– Obiad chciałabym zjeść w restauracji hotelowej. Zapewne trzeba zarezerwować stolik. Niech mi Roman to załatwi. – Tak, proszę jaśnie pani. O której godzinie?

Pomyślałam o fryzjerze.

– Sądzę, że około drugiej. Potem zaś trzeba będzie jechać do pana Desplain. Zawiadomię go, Roman list powiezie. Obejrzałam się za przyborami do pisania. Oczywiście też ich nigdzie nie było. Nagle uświadomiłam sobie, że Roman, zwykły sługa, jakoś lepiej się w tym świecie obraca, jakby go znał i przywykł do niego. Najwidoczniej dawał sobie radę o wiele łatwiej niż ja, nie do pojęcia jakim sposobem. Pozwoliłam sobie zatem na podstęp.

– Proszę mi przygotować coś do pisania – poleciłam niedbale, udając, że zajęta jestem dozorowaniem pokojówki. Spod oka pilnie spoglądałam ku niemu.

Roman nic nie odrzekł, tylko podszedł do biurka, ze środkowej szuflady wyjął blok listowy, w skórę oprawny, jakieś przedmioty dość długie i cienkie, do grubych ołówków podobne, obok ułożył i skłonił mi się. Przygotował…? A gdzież pióro, gdzie atrament?

Poszłam dalej w moim podstępie.

– Proszę adres napisać na kopercie. Pan Desplain mieszka…

– Wiem, na avenue Marceau – powiedział tak prędko, jakby chciał mi słowa z ust wyjąć. – Woziłem tam jaśnie państwa wiele razy i byłem u niego.

Znów poczułam, że coś mi się mąci. Przecież od tych wszystkich rzeczy dziwacznych ja mogę w końcu pomieszania zmysłów dostać! Pamiętałam doskonale, że pan Desplain mieszkał na avenue Josephine, nieszczęśliwej cesarzowej nie sposób pomylić z kimś innym, przeprowadził się, o czym nic nie wiem…?

Roman z uszanowaniem patrzył na mnie, ale w oczach mignęło mu nagle coś jakby litość. Boże jedyny, może ja już zwariowałam i tylko na razie nie mam o tym żadnego pojęcia…?!

– Jaśnie pani ma w najstarszych dokumentach dawną nazwę, avenue Josephine – odezwał się łagodnie. – Sprzed stu lat, a nawet więcej. Pan hrabia nieboszczyk, ojciec jaśnie pani, do końca życia żałował, że ta nazwa została zmieniona. Sam do mnie mówił, że zawsze woli piękną kobietę niż generała, i na przekór często podawał adres z zeszłego wieku. Jaśnie pani mogła na to nie zwracać uwagi, ale robił sobie taki eksperyment, dla zabawy i dla sprawdzenia, kto z paryżan jeszcze zna historię własnego miasta.

Wnioskując z gorąca, jakie na mnie buchnęło, musiałam się chyba zaczerwienić. Nie, takich ojcowskich.eksperymentów nie pamiętałam wcale, ale mówił wszak do mnie, na łożu śmierci nawet, że niepotrzebnie Francuzi z takim zacietrzewieniem usuwają wszelkie pamiątki po cesarzu. Republika republiką, a historię cenić trzeba.

Zatem cesarzową Józefinę wymienili na tego jakiegoś Marceau…

– Tak, przypominam sobie – skłamałam. – Niech Roman pisze.

Chowany od dziecka w naszym domu, od wyrostka niemal zabierany we wszystkie podróże, Roman francuski język znał doskonale. Także niemiecki, a i włoski nieco pochwycił. Czytać i pisać umiał nie gorzej ode mnie, stangret przy tym świetny, energiczny i bystry, nadawał się w pełni do spełniania wszelkich poleceń. Mną opiekował się dyskretnie, jak sądzę, od dnia mojego urodzenia, i do mnie po moim ślubie przeszedł, a starszy o lat przeszło piętnaście, miał czas rozumu i doświadczenia nabrać. Na myśl by mi nie przyszło udawać się w podróż bez niego.

Obrócił się do biurka, wyjął z teczki kopertę i począł pisać. Podglądałam go chciwie. Posłużył się jednym z owych grubych ołówków, o małom się nie wyrwała z uwagą, że ołówkiem pisać nie wypada, ale wcale nie ołówek to był, tylko znów wynalazek jakiś. Na papierze czarny atrament się po. jawił, jakby owo narzędzie z siebie go wypuszczało. Ciekawość mnie zdjęła tak wielka, że zaraz postanowiłam wszystkie te przyrządy wypróbować, jak tylko znajdę się sama. Tymczasem pilnie starałam się zapamiętać, którego on użył, przez co jego wyjaśnienie w kwestii zmiany nazwy ulicy nie całkiem do mnie dotarło. Doznałam wrażenia, że było w nim coś bardzo niezwykłego, ale nie miałam czasu teraz nad tym rozmyślać, bo wszystko razem zaczęło się dziać.

Do drzwi zapukał boy i żurnale przyniósł, które Roman od niego odebrał, zadbawszy o napiwek. Zarazem pokojówka skończyła układanie rzeczy i pokazała mi uczyniony porządek dla akceptacji, patrząc przy tym na mnie jakimś dziwnym wzrokiem, zaciekawionym i zdumionym. Zapowiedziany list do pana Desplain musiałam napisać, nie tracąc z oczu upatrzonego przyrządu. Napomknęłam tylko o fryzjerze, bez którego nie mogłabym się obyć, i usiadłam przy biurku. Pokojówka wyszła, Roman czekał.

Ujęłam owo ołówkowe narzędzie i na boku papieru postawiłam kreskę. Potem z determinacją napisałam datę. Ach, jakże się tym łatwo pisało! Nie pryskało jak stalówka, nie trzeba tego było maczać, żaden kleks w rachubę nie wchodził. Zachwyciło mnie.

Ustaliłam termin wizyty na godzinę trzecią i szybko skończyłam list, choć pisałabym tym chętnie całe długie epistoły.

Może nawet o jedno zdanie za dużo tam wstawiłam dla samej przyjemności wodzenia przyrządem po papierze. Oddałam kopertę Romanowi i ledwo wyszedł, jak szalona rzuciłam się ku żurnalom.

W kwadrans później z osłupienia skamieniałego wyrwał mnie fryzjer. Nie wiem, czym przytomnie go powitała, zmysły jęłam odzyskiwać dopiero, kiedy usadził mnie w łazience, upierając się przy myciu włosów. Gdyby nie to otumanienie widokami w czasopismach, zaprotestowałabym energiczniej, bo mycie moich włosów to cała procedura, wiele godzin trwająca, ale z sił opadłam i poddałam się losowi. Jakieś maszyny osobliwe ze sobą na kółkach przytoczył i pomocnicę sprowadził, przez którą omal się nie zachłysnęłam, bo Murzynka nie uczyniłaby już na mnie zbyt wielkiego wrażenia, ale to była dziewczyna o skośnych oczach i żółtawej twarzy! Jezus Mario, Chinka…!

Jeśli smok wawelski albo syrena z ogonem pojawi mi się w pokoju, przyjmę ten widok z rezygnacją.

Zachwyty nad moimi włosami potraktowałam obojętnie. Mając głowę odchyloną do tyłu, nie wiem, co mi robili, poczułam tylko, że rozpuścili warkocze. Szaleńcy! Jakże mi to później rozczeszą? Do wieczora to będzie trwało! W desperacji ostatecznej, pana Desplain wspomniawszy, postanowiłam, że każę obciąć wszystko i niech się dzieje, co chce!

Owa Chinka myła mi głowę w jakiś sposób niezwykły, ledwo dotykając palcami, bez szorowania silnego, a od owego lekkiego dotykania błogi spokój jął we mnie wstępować. Cała irytacja i rozdrażnienie gdzieś ze mnie wyszły, obawy i niecierpliwość zniknęły, siedziałam, wygodnie oparta, i czułam tylko przyjemną beztroskę.

Dzięki czemu zaczęłam wreszcie dostrzegać, co się ze mną i wokół mnie dzieje. Piany jakiejś miałam na głowie ogromną ilość, po włosach ciepła woda spływała, doskonale je spłukując, kilka razy tak ten proceder powtarzali, fryzjer i jego chińska pomocnica, on zaś przy tym coś mówił. W końcu nawet słowa jego do mnie dotarły.

– Rekomenduję balsam Vichy – gadał z przekonaniem. – Za chwilę sama się pani przekona o jego skuteczności. Uczesanie, jak sądzę, życzy pani sobie proste i skromne, czy też może od razu wieczorowe…? Nie, za wcześnie. Część włosów opuścimy, bo szkoda byłoby marnować taki efekt. Czy jest jakiś konkurs…? Zdziwiłbym się, bo nic nie słyszałem. W razie gdyby, pierwsze miejsce ma pani zagwarantowane. Nie pojmuję, że łaskawa pani dotychczas nie występowała w reklamach, takie włosy to majątek! Jako modelka, powinna pani być rozrywana!