— Zatem złożyłem siebie w ofierze, i tyle. — Sylveste machnął ręką, by uciszyć obraz. — Wybacz, Cal, ale nie przywołałem cię tutaj na pogawędkę przy kominku.
— Wolałbym, żebyś zwracał się do mnie „ojcze”.
Sylveste zignorował ten komentarz.
— Wiesz, gdzie jesteśmy?
— Przypuszczam, że na wykopalisku. — Calvin zamknął na chwilę oczy i palcami dotknął skroni, chcąc się skoncentrować. — Tak, popatrzmy. Dwa pełzacze ekspedycyjne z Mantell, w pobliżu Stepów Ptero… krata Wheelera… niezwykle dziwne! Ale przypuszczam, że dość dobrze służy twym celom. A tu co takiego? Sekcja grawitometrów wysokiej rozdzielczości… sejsmogramy… Rzeczywiście coś znalazłeś?
W tym momencie z biurka wyskoczyła wróżka stanu ogólnego i oznajmiła, że jest telefon z Mantell. Sylveste uniósł dłoń ku Calvinowi, zastanawiając się, czy przyjąć rozmowę. Osobą usiłującą się z nim skontaktować był Henry Janeąuin, specjalista od biologii awianów i jeden z niewielu otwartych sojuszników Sylveste’a. Janeąuin znal prawdziwego Calvina, ale Sylveste byl niemal pewien, że nigdy nie zetknął się z Calvinowskim beta-poziomem… a już na pewno nie podczas seansu, gdy syn zasięgał ojcowskiej rady. Przyznanie się do tego, że Sylveste potrzebował pomocy Cala, że w ogóle wpadł na pomysł, by w tym celu wywołać symulację, mogłoby zostać uznane za objaw słabości.
— Na co czekasz? — spytał Cal. — Odbierz.
— On nie wie o tobie… o nas.
Calvin pokręcił głową… i nagle Janeąuin pojawił się w pokoju. Sylveste usiłował zachować obojętność, choć zrozumiał, co się stało: Calvin znalazł sposób na wysłanie polecenia funkcjom prywatnego poziomu biurka.
Calvin był i pozostał przebiegłym draniem, pomyślał Sylveste. W końcu właśnie dlatego jest nadal użyteczny.
Sylwetka Janeąuina była nieco mniej wyraźna od postaci CaWina, gdyż obraz Janeąuina był przesyłany z Mantell przez dość dziurawą sieć satelitów. A kamery zbierające obraz pamiętały chyba lepsze czasy.
Jak większość sprzętu na Resurgamie, pomyślał Sylveste.
— Jesteś wreszcie — powiedział Janeąuin. W pierwszej chwili zauważył tylko Sylveste’a. — Przez ostatnią godzinę usiłowałem się z tobą skontaktować. Nie masz jakiegoś urządzenia, które dawałoby ci informacje o nadchodzących rozmowach, gdy jesteś na dole, w szybie?
— Mam — odparł Sylveste. — Ale je wyłączyłem. Zbyt mi przeszkadzało.
— Aha — mruknął Jeneąuin z ledwo zauważalnym rozdrażnieniem. — Naprawdę sprytne. Zwłaszcza u osoby na twoim stanowisku. Oczywiście wiesz, co mam na myśli. Zbierają się chmury, Dan, chyba większe niż… — Janeąuin dopiero teraz dostrzegł CaWina. Przez chwilę w milczeniu przyglądał się postaci w fotelu. — Słowo daję, czy to ty?
Cal bez słowa skinął głową.
— Symulacja poziomu beta — oznajmił Sylveste. Ważne wyjaśnienie przed dalszą rozmową. Alfa i beta to zasadniczo odmienne symulacje i etykieta Stonerów bardzo drobiazgowo je rozróżniała. Sylveste popełniłby niewybaczalną gafe, dopuszczając, by Janeąuin myślał, że ma do czynienia z dawno utraconym nagraniem poziomu alfa. — Konsultowałem się z nim… z tym… — powiedział Sylveste.
Calvin zrobił znaczącą minę.
— W jakiej sprawie? — spytał Janeąuin. Był starym człowiekiem, najstarszym na Resurgamie. Z każdym rokiem jego powierzchowność stopniowo zbliżała się do jakiegoś małpiego ideału. Siwe włosy, wąsy i broda otaczały małą różową twarz niczym u egzotycznej uistiti. Na Yellowstone nie było bardziej utalentowanego eksperta w dziedzinie genetyki spoza Mixmasterów, a niektórzy cenili Janeąuina znacznie wyżej od członków tej sekty, za jego skromny geniusz, przejawiający się nie w błyskotliwych popisach, ale w wieloletniej systematycznej, znakomitej pracy. Znacznie przekroczył trzysetkę i nakładające się warstwy kuracji długowieczności zaczynały się w widoczny sposób ścierać. Sylveste sądził, że wkrótce Janeąuin zostanie pierwszą osobą na Resurgamie, która umrze ze starości. Myślał o tym ze smutkiem. Choć w wielu sprawach się nie zgadzali, to zawsze omawiali w cztery oczy wszystkie ważne rzeczy.
— On coś znalazł — powiedział Cal.
Oczy Janeąuina pojaśniały, radość z naukowego odkrycia odjęła mu lat.
— Naprawdę?
— Tak, ja… — Wtem nastąpiło coś dziwnego. Pokój nagle zniknął. Oni trzej stali na balkonie, wysoko ponad miastem — Sylveste natychmiast rozpoznał, że to Chasm City. Znowu robota Calvina. Biurko poszło za nimi jak posłuszny pies. Jeśli Cal może sięgnąć do funkcji poziomu prywatnego, pomyślał Sylveste, potrafi również zrobić taki trik, uruchamiając jedno ze standardowych środowisk biurka. A symulacja była naprawdę dobra: nawet wiatr owiewał twarz Sylveste’a, przynosząc ledwo uchwytny miejski zapach, trudny do określenia, ale jednak wyczuwalny, dzięki temu, że był nieobecny w tańszych symulacjach.
Miał przed oczami miasto ze swego dzieciństwa ze szczytowego okresu belle epoąue. Imponujące złote budowle odchodziły w dal jak rzeźbione obłoki kipiące powietrznym ruchem. Poniżej zachwycające tarasy parków i ogrodów schodziły ku zielonkawej mgle bujnej roślinności i światłu, kilometry pod balkonem, na którym stali.
— Czy to nie wspaniałe odwiedzić stare kąty? — powiedział Cal. — I myśleć, że mogły do nas należeć… w zasięgu naszego klanu… kto wie, jak by to wpłynęło na bieg wydarzeń, gdybyśmy rządzili miastem?
Janeąuin oparł się o barierkę.
— Pięknie, Calvin, ale ja tu nie przyszedłem na wycieczkę. Dan, co zamierzałeś mi powiedzieć, zanim…
— …tak niegrzecznie nam przerwano? — dokończył Sylveste. — Miałem powiedzieć Calowi, by wyciągnął dane grawitometryczne z biurka, ponieważ, jak widać, potrafił czytać moje prywatne pliki.
— Naprawdę nie ma w tym nic nadzwyczajnego dla osoby o mojej pozycji — stwierdził Cal. Przez chwilę pobierał brązowawy obraz zakopanego obiektu — przed nimi, za barierką tarasu, zawisnął obelisk chyba naturalnej wielkości.
— O, bardzo interesujące — zauważył Janeąuin. — Naprawdę, bardzo interesujące.
— Niezłe — potwierdził Cal.
— Niezłe? — Sylveste był zdziwiony. — Jest większy i lepiej zachowany od wszystkich szczątków, jakie dotychczas znaleźliśmy. I to o rząd wielkości. To dowód, że mamy do czynienia z bardziej zaawansowaną fazą techniki Amarantinów… może nawet fazą poprzedzającą pełną rewolucję przemysłową.
— Przypuszczam, że to bardzo znaczące znalezisko — powiedział Cal zrzędliwie. — A ty… masz zamiar to odkopać?
— Tak, jeszcze niedawno zamierzałem to zrobić. — Sylveste zamilkł na chwilę. — Ale właśnie coś się wydarzyło. Zostałem… dowiedziałem się, że Girardieau chyba planuje jakiś wrogi ruch, i to znacznie wcześniej, niż się obawiałem.
— Nie może cię ruszyć bez poparcia większości w radzie ekspedycji — stwierdził Cal.
— Nie, nie może — przyznał Janeąuin. — Jeśli zamierza to zrobić w ten sposób. Ale informacje Dana są prawdziwe. Zdaje się, że Girardieau planuje akcję bardziej bezpośrednią.
— To byłoby równoznaczne z… zamachem.
— Chyba tak to się dokładnie nazywa — powiedział Janeąuin.
— Jesteś pewien? — Calvin znów się skoncentrował. Na jego czole pojawiła się ciemna zmarszczka. — Tak, możesz mieć rację. Media wiele spekulowały na temat kolejnego posunięcia Girardieau oraz na temat tego, że Dan cały czas przebywa na wykopkach, podczas gdy kolonia przeżywa kryzys przywództwa. Znacznie zwiększyła się ilość zaszyfrowanych komunikatów między osobami uważanymi za sprzymierzeńców Girardieau. Oczywiście, nie potrafię złamać kodu, ale z pewnością mogę snuć spekulacje na podstawie zwiększonej wymiany korespondencji.