— Coś rzeczywiście planują — stwierdził Sylveste. Sluka miała rację, pomyślał. Zatem oddała mu przysługę, choć zagroziła opuszczeniem wykopaliska. Gdyby nie jej ostrzeżenie, nigdy by się nie zdecydował na wywołanie Cala.
— Na to wygląda — przyznał Janeąuin. — Dlatego próbowałem się z tobą skontaktować. To, co Cal mówi o sympatykach Girardieau, potwierdza tylko moje obawy. — Mocniej zacisnął dłonie na barierce. Mankiet kurtki wiszącej na jegc chudym ciele miał wzorek w pawie oczka. — Sądzę, Dan, że nie ma sensu, bym tu pozostawał. Usiłowałem utrzymywać z tobą kontakt, nie wzbudzając podejrzeń, ale mam wszelkie podstawy przypuszczać, że nasza rozmowa jest podsłuchiwana. Nie powinienem już nic więcej mówić. — Odwrócił się tyłem do panoramy miasta. — Calvinie — powiedział do siedzącego — cieszę się, że po tak długim czasie mogłem cię znowu zobaczyć.
— Dbaj o siebie. — Cal uniósł dłoń ku Janeąuinowi. — I powodzenia z pawiami.
Janeąuin był najwyraźniej zdziwiony.
— Wiesz o moim projekciku?
Calvin tylko się uśmiechnął. Pytanie Janeąuina było przecież zbyteczne, pomyślał Sylveste.
Starzec machnął ręką — środowisko działało na pełną interakcję dotykową — i wyszedł z zasięgu swej komory obrazowania.
Na balkonie pozostali tylko oni dwaj.
— No i co? — spytał Cal.
— Nie mogę sobie pozwolić na utratę kontroli nad kolonią. — Sylveste nadal był nominalnym dowódcą całej ekspedycji na Resurgamie, nawet po ucieczce Alicji. Formalnie ci wszyscy, którzy nie wrócili z nią do domu, ale postanowili pozostać na planecie, powinni być jego sojusznikami, więc jego pozycja powinna się wzmocnić. Tak się jednak nie stało. Niektórzy zwolennicy poglądów Alicji nie zdołali dostać się na pokład „Lorean”, nim statek opuścił orbitę. A wśród tych, co zostali, poprzednio sympatyzujących z Sylveste’em, wielu sądziło, że źle — a nawet zbrodniczo — postępował w kryzysowej sytuacji. Jego wrogowie twierdzili, że to, co Żonglerzy Wzorców zrobili mu z głową, jeszcze przed jego spotkaniem z Całunnikami, ujawnia się dopiero teraz. I są to patologie graniczące z szaleństwem. Nadal prowadzono badania nad Amarantinami, choć z coraz mniejszym zaangażowaniem, natomiast różnice i niechęci polityczne narastały i nie dawało się ich już zniwelować. Osoby ze szczątkową lojalnością w stosunku do Alicji — główną postacią wśród nich był Girardieau — wtopiły się w Potopowców. Archeolodzy Sylveste’a gorzknieli i w grupie zapanowała atmosfera oblężonej twierdzy. Po obu stronach zdarzyły się zgony, które niełatwo było uznać za zwykłe wypadki. Teraz sytuacja osiągnęła stan wymagający działań i właśnie Sylveste musiał znaleźć wyjście z kryzysu. — Ale nie mogę również wypuścić z rąk tego… — Wskazał obelisk. — Potrzebuję twojej rady, Cal. I wydostanę ją, bo zależysz ode mnie całkowicie. Jesteś kruchy, pamiętaj o tym.
Calvin niespokojnie poruszył się na krześle.
— A więc wywierasz nacisk na swego starego ojca. Urocze.
— Nie — odparł Sylveste przez zaciśnięte zęby. — Mówię tylko, że jeśli nie udzielisz mi wskazówek, możesz wpaść w niewłaściwe ręce. Mówiąc trywialnie, jesteś jeszcze jednym członkiem naszego znamienitego klanu.
— Ale ty niezupełnie się z tym zgadzasz, prawda? Według ciebie jestem tylko programem, pojawieniem. Kiedy znów mi pozwolisz przejąć swoje ciało?
— Na twoim miejscu nie oczekiwałbym tego z zapartym tchem.
Calvin uniósł palec w geście upomnienia.
— Nie bądź złośliwy, synu. To ty mnie wywołałeś, a nie ja ciebie. Jeśli chcesz, schowaj mnie znów do lampy. Ja jestem zadowolony.
— Schowam, kiedy udzielisz mi rady.
Calvin pochylił się w krześle.
— Powiedz, co zrobiłeś z moją symulacją poziomu alfa, a niewykluczone, że rozważę twoją prośbę. — Uśmiechnął się szelmowsko. — Do diabła, mógłbym nawet opowiedzieć parę nieznanych ci historii o Osiemdziesięciu.
— Zmarło siedemdziesiąt dziewięć niewinnych osób — rzekł Sylveste. — Nie ma w tym żadnej tajemnicy. Nie obarczam cię za to odpowiedzialnością. To tak, jakby oskarżać fotografa tyrana za przestępstwa wojenne.
— Dałem ci wzrok, ty niewdzięczny draniu. — Fotel okręcił się i tył solidnego oparcia był zwrócony teraz do Sylveste’a. — Przyznaję, że twoje oczy nie są najbardziej nowoczesne, ale czego mogłeś oczekiwać? — Fotel znów się okręcił. Calvin był ubrany tak jak teraz Sylveste, włosy miał ułożone w ten sam sposób, a jego twarz odznaczała się tą samą gładką karnacją. — Powiedz mi coś o Całunnikach. Powiedz mi, synu, o twych tajemnych winach. Powiedz, co się naprawdę wydarzyło w Całunie Lascaille’a. I nie chcę kłamstw, które rozsiewasz od swojego powrotu.
Sylveste podszedł do biurka, gotów wyjąć kartridż.
— Poczekaj — powiedział Calvin, unosząc nagle dłonie. — Chcesz mojej rady?
— No, nareszcie do czegoś dochodzimy — odrzekł Sylveste.
— Nie możesz pozwolić, by Girardieau zwyciężył. Jeśli grozi ci zamach, musisz wrócić do Cuvier. Tam możesz zmobilizować resztki swoich zwolenników.
Sylveste spojrzał przez okno pełzacza na kratę wykopaliska. Cienie kładły się na bruzdach — pracownicy opuszczali teren i w milczeniu szli schronić się do drugiego pełzacza.
— To może być najważniejsze znalezisko od naszego przybycia na tę planetę.
— 1 niewykluczone, że będziesz musiał je poświęcić. Jeśli utrzymasz Girardieau w ryzach, zostanie ci przynajmniej ten luksus, że będziesz mógł tu wrócić i podjąć poszukiwania. Ale jeśli Girardieau zwycięży, wszystkie twoje znaleziska będą figę warte.
— Wiem — odparł Sylveste. Przez chwilę nie było między nimi wrogości. Rozumowaniu Calvina nie mógł niczego zarzucić i udawanie, że jest inaczej, byłoby niskie.
— Zatem posłuchasz mojej rady?
Sięgnął po kartridż.
— Pomyślę o tym.
DWA
Problem z umarłymi polega na tym, że nie mają pojęcia, kiedy się zamknąć, pomyślała Triumwir Ilia Volyova.
Wsiadła przed chwilą z mostka do windy, zmęczona po osiemnastu godzinach konsultacji z rozmaitymi symulacjami żyjących niegdyś postaci z odległej przeszłości statku. Usiłowała je na czymś przyłapać, z nadzieją, że któreś z nich ujawni jakieś ukryte fakty na temat pochodzenia kazamaty. Wyczerpująca praca, gdyż starsze osobowości poziomu beta nie potrafiły nawet mówić współczesnym norte, a software, który je obsługiwał, z jakiegoś powodu nie chciał dokonać tłumaczenia. Podczas całej sesji Volyova paliła papierosa za papierosem, brnąc przez gramatyczne zawiłości średniego norte. Teraz nadal napełniała sobie płuca dymem. Spięta po rozmowie, kark miała zesztywniały i bardzo był jej potrzebny papieros. Klimatyzacja windy niezbyt dobrze działała; po paru sekundach kabina wypełniła się dymem.
Volyova odsunęła mankiet swej obramowanej wełną skórzanej kurtki i mówiła do bransolety na kościstym nadgarstku.
— Poziom kapitański — zwróciła się do „Nostalgii za Nieskończonością”, która z kolei miała przydzielić mikroskopijną cząstkę swej tożsamości do prymitywnego zadania sterowania windą. Po chwili podłoga ruszyła w dół.
— Czy życzysz sobie muzyki podczas tranzytu?
— Nie. Tysiąc razy przy podobnych okazjach musiałam ci przypominać, że chcę ciszy. Zamknij się i daj mi spokojnie pomyśleć.