— No nie, zależy mi na czasie. Kulozik ci pomoże — skrzywił się boleśnie i sięgnął do szuflady po pigułki.
Palce detektywa Kulozika były krótkie i grube, więc robiły wrażenie niezgrabnych, naprawdę jednak wykazywały się zwinnością i precyzją działania. Pewnie ujął prawy kciuk Shirl i przyłożył go do białego, gładkiego kafelka zostawiając jasny i nie zamazany odcisk wewnątrz kwadraciku oznaczonego: P — KCIUK. Po kolei zrobił to samo z resztą jej palców, aż wszystkie kwadraciki były wypełnione.
— Czy może mi pani podać nazwisko?
— Shirl Greene, z „e” na końcu — popatrzyła na poplamione czarnym tuszem koniuszki palców. — Czy wraz ze zdjęciem odcisków stałam się kryminalistką?
— Nic podobnego, Miss Greene — Kulozik wypisał drukowanymi literami jej nazwisko w rubryczce na dole kafelka. — Te odciski nie trafiają do kartoteki, są wykorzystywane tylko w związku z tą sprawą. Kiedy się pani urodziła?
— Dwunastego października, tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego.
— To już wszystko, co chciałem wiedzieć — schował kafelek razem z poduszeczką z tuszem i ołówkiem kopiowym.
Shirl zmywała farbę z rąk, gdy odezwał się brzęczyk przy drzwiach.
— Masz już jej odciski? — spytał Andy.
— Skończyłem.
— Dobrze. Trzeba jeszcze tylko zdjąć odciski strażnikowi, czeka na dole w westybulu. Znalazłem w piwnicy okno, które chyba zostało wyduszone. Sprawdź je potem na odciski, dźwigowy pokaże ci, gdzie to jest.
— To ja lecę — rzekł Steve, zarzucając na ramię torbę z wyposażeniem.
Zaraz po wyjściu Kulozika w salonie pojawiła się Shirl. — Mamy ślad, Miss Greene — stwierdził Andy. — Znalazlem w piwnicy okno, które zostało otwarte siłą. Jeśli odciski palców z szyby lub framugi będą pasować do tych znalezionych na łomie, to będzie świadczyło dość jednoznacznie, że ktokolwiek zabił Mike’a, dostał się do budynku właśnie tamtędy. Porównamy to jeszcze ze śladami na drzwiach. Czy mogę usiąść?
— Oczywiście, jak najbardziej.
Miękkie krzesło i pomrukujący klimatyzator czyniły pokój oazą komfortu w rozgrzanym piecu miasta. Rozsiadł się wygodnie i poczuł, jak znika napięcie i zmęczenie; znów rozległ się brzęczyk przy drzwiach.
— Przepraszam — powiedziała Shirl i poszła otworzyć. Przeglądał notatnik; plastikowa okładka zagięła się i starła część liter. Poprawiał je właśnie, przyciskając mocno rysik, gdy z korytarza doleciał, stłumiony na skutek przymkniętych drzwi, pomruk podniesionych głosów.
— Wynoś się stąd, ty brudna dziwko!
Osoba, która wykrzyczała te słowa, dysponowała chrapliwym, lecz świdrującym głosem, który przypominał zgrzyt paznokcia po szkle. Andy wstał i wcisnął notatnik do kieszeni.
— Co tam się dzieje? — zawołał głośno.
W drzwiach pojawiła się zaczerwieniona ze złości Shirl, tuż za nią pchała się chuda, siwowłosa kobieta, która zatrzymała się ujrzawszy Andy’ego i wskazała na niego palcem.
— Mój brat nie żyje i jeszcze nie został pochowany, a ta tutaj już sprowadza sobie następnego mężczyznę… — palec trząsł się, głos brzmiał wyraźnie oskarżycielsko.
— Jestem funkcjonariuszem policji — stwierdził Andy pokazując odznakę. — Kim pani jest?
Wyprostowała się, lecz nie dodało jej to wzrostu. Lata pielęgnowania nieprawidłowej postawy i kiepska dieta skutecznie przygarbiły jej ramiona, cofnęły klatkę piersiową; z rękawów znoszonej, brunatnej sukni wystawały kościste ręce. Gdy mówiła, wargi ledwo rozchylały się, wyrzucając słowa jak sztanca wyrzuca kawałki metalu i zamykały się zanim choć jedna sylaba lub znak przestankowy zdołały wyrwać się na zewnątrz. Tylko w wodnistych oczach można było znaleźć objawy życia, szczególnie teraz, gdy płonęły gniewem.
— Mary Haggerty, jestem siostrą biednego Michaela. Nie miał nieszczęśnik więcej krewnych. Przyszłam zająć się jego rzeczami, zostawił mi wszystko w testamencie, wiem to od prawnika. Muszę się przecież nimi zająć, bo inaczej ta kurwa wyniesie wszystko, choć i tak już dość od niego dostała…
— Chwileczkę — Andy przerwał potok jej słów i usta Mary Haggerty zatrzasnęły się natychmiast; swe oburzenie zaczęła wyrażać oddychając głęboko przez nos.
— Niczego w tym mieszkaniu nie można tknąć ani zabrać stąd bez zezwolenia policji, a zatem nie musi pani martwić się o swoją własność.
— Jak pan może tak mówić, skoro ona tu jest — zaskrzeczała wskazując na Shirl. — Wyniesie stąd i sprzeda wszystko, co nie jest zamocowane na stałe. Mój szlachetny brat…
— Twój szlachetny, dobry brat! — krzyknęła Shirl. — Nie cierpiałaś go, a on nie cierpiał ciebie i dopóki żył, to nigdy go tu nie odwiedziłaś.
— Cisza! — wtrącił się Andy, wchodząc pomiędzy obie kobiety. Zwrócił się do Mary Haggerty. — Może pani już iść. Policja zawiadomi panią, kiedy znajdujące się w tym mieszkaniu rzeczy staną się dostępne.
Była wyraźnie wstrząśnięta.
— Ale… pan nie może tego zrobić. Mam pewne prawa… Nie może pan zostawić tu tej kurwy samej… Cierpliwość Andy’ego była na wyczerpaniu.
— Proszę liczyć się ze słowami, Mrs Haggerty. Już dość pani powiedziała. Proszę nie zapominać, co pani brat robił za życia.
Siostra Mike’a cofnęła się o pół kroku zbladła.
— Mój brat robił interesy, był biznesmenem — powiedziała słabo.
— Pani brat zajmował się ciemnymi machinacjami, w tym również stręczycielstwem.
Pozbawiona argumentów i siły spowodowanej złością, Mary Haggerty oklapła, zgarbiła się pokazując całą swą kościstość; okrągły pozostał tylko brzuch rozdęty zbyt wieloma porodami i zapychającym pożywieniem.
— Czemu pani jeszcze nie idzie? Będziemy z panią w kontakcie, otrzyma pani wiadomość najszybciej, jak to będzie możliwe.
Kobieta odwróciła się i wyszła bez słowa. Andy był zakłopotany — stracił panowanie nad sobą i powiedział więcej niż powinien, lecz było już za późno.
— Czy pan chciał powiedzieć… Co pan powiedział o Mike’u? — spytała Shirl ledwo drzwi się zamknęły. W prostej białej sukni i ze związanymi z tyłu włosami wyglądała bardzo młodo i pomimo przyczepionej jej przez Mary Haggerty etykietki, niewinnie. Wszystkie pomówienia bladły wobec jej prezencji.
— Jak długo znała pani O’Briena? — spytał Andy zbywając chwilowo jej ciekawość.
— Około roku, lecz on nigdy nie mówił nic o swoich interesach, a ja nie — pytałam. Zawsze byłam przekonana, że ma coś wspólnego ze światem polityki. Odwiedzali go sędziowie, politycy…
Andy wyjął notatnik.
— Chciałbym znać nazwiska tych, którzy bywali tu regularnie i zjawili się w ostatnim tygodniu.
— Zadaje mi pan pytania, a nie odpowiedział jeszcze na moje — uśmiechnęła się Shirl.
Andy wiedział jednak, że mówi poważnie. Siadła na krześle z prostym oparciem i jak uczennica złożyła ręce na kolanach.
— Nie mogę podać zbyt wielu szczegółów, sam mało wiem o Wielkim Mike’u. To co jestem w stanie powiedzieć, to że był kimś odpowiedzialnym za kontakt między syndykatem i politykami. Można by go nazwać instancją wykonawczą, jak sądzę. Za kratkami czy w sądzie był ostatni raz trzydzieści lat temu.
— Chce pan powiedzieć, że Mike siedział w więzieniu?
— Tak, sprawdziłem to, jest w kartotece. Miał sprawę kryminalną i to niejedną, dostał kilka wyroków skazujących. Lecz wszystko dawno. Teraz łapie się tylko plotki i wypuszcza. Jeśli działało się na polecenie Mike’a, to policja była niegroźna. Tak naprawdę to jeszcze pomagała jak teraz, w tym śledztwie.