Выбрать главу

— Nie rozumiem…

— Proszę pomyśleć. W Nowym Jorku każdego dnia dochodzi do pięciu, czasem dziesięciu zabójstw, kilkuset zbrodniczych napaści, dwudziestu, trzydziestu gwałtów i przynajmniej tysiąca pięciuset rabunków. Policji brakuje ludzi, chociaż ma wolne etaty, a ci, którzy są, są przepracowani. Nie mamy dość czasu, by zajmować się każdą sprawą, jeśli nie daje się szybko i łatwo zamknąć. Jeśli ktoś popełnił morderstwo i są świadkowie, to okay; ruszamy, znajdujemy mordercę i sprawa zostaje załatwiona. Lecz w takim przypadku jak ten, to, szczerze mówiąc, zwykle nawet nie próbujemy. Chyba że znajdziemy w kartotece odciski palców mordercy. Może jednak tak się zdarzyć, że ich nie znajdziemy. W tym mieście żyje milion biedoty, która pozostaje na garnuszku opieki społecznej, marząc jedynie o porządnym posiłku, telewizorze czy jakimś alkoholu. I próbują szczęścia, również w rabunku. Łapiemy niewielu, wysyłamy ich potem w głąb stanu do grupy pracy. Rozwalają tam kilofami aleje i szosy, by odzyskać ziemię uprawną. Ale większość wymyka się. Co pewien czas zdarza się, że ktoś przeszkodzi im w robocie. Jeśli tak przyłapany rabuś jest uzbrojony, może zabić i dzieje się to naprawdę przypadkiem. Dziewięćdziesiąt dziewięć do stu, że właśnie to zdarzyło się Mike’owi O’Brienowi. Zebrałem dowody i zeznania, zdałem raport i na tym wszystko powinno się zakończyć. I byłoby tak, gdyby chodziło o kogokolwiek innego. Ale właśnie, jak powiedziałem, Wielki Mike miał masę kontaktów ze światem wielkiej polityki i teraz ktoś stamtąd wywiera presję, by przeprowadzić dokładne śledztwo ze wszystkimi szykanami. Dlatego tu jestem. A teraz powiedziałem pani więcej niż powinienem i będzie z pani strony dużą uprzejmością, jeśli zapomni o tym wszystkim.

— Nie, nikomu tego nie powiem. I co teraz będzie?

— Zadam pani jeszcze kilka pytań, zostawię tutaj, napiszę meldunek, to będzie tyle. Czeka mnie masa innej pracy, dowództwo kazało przeznaczyć na to śledztwo i tak za dużo czasu.

Była wstrząśnięta.

— Nie zamierza pan złapać tego, kto to zrobił?

— Jeśli odciski palców są w kartotece, to czemu nie, może się zdarzyć. Ale jeśli nie, to nie mamy szans, nie będziemy nawet próbować. Poza tym, pomijając już sprawę braku czasu, jesteśmy przekonani, że ktokolwiek zabił Mike’a, wyświadczył społeczeństwu ogromną przysługę.

— To straszne!

— Naprawdę? Może… — otworzył notatnik i ponownie przybrał bardzo urzędowy wyraz twarzy.

Gdy Kulozik wrócił z odciskami zdjętymi z okna w piwnicy, Andy skończył z pytaniami i razem wyszli z budynku. Po chłodzie mieszkania powietrze ulicy opadło ich jak wysypujący się z pieca żar.

7

Minęła połowa bezksiężycowej nocy, lecz mroczne niebo za panoramicznym oknem nie było w stanie dorównać czerni długiego, wypolerowanego stołu. Pochodził z refektarza dawno zburzonego klasztoru, był bardzo stary i wartościowy, podobnie jak wszystko znajdujące się w tym pokoju: kredens, obrazy i kryształowy świecznik zwieszający się pośrodku pomieszczenia. Sześciu zgromadzonych u końca stołu mężczyzn nie reprezentowało żadnej wartości poza tym, że byli naprawdę dobrze sytuowani finansowo. Dwóch paliło cygara i to te po dziesięć dolców sztuka.

— Niecały raport, jeśli można prosić, sędzio — powiedział mężczyzna siedzący u szczytu stołu. — Nie mamy wiele czasu i najbardziej zależy nam na wnioskach.

Jeśli ktokolwiek znał prawdziwe nazwisko mówcy, był ostrożny i milczał, tutaj mówiono na niego Mr Briggs i wszyscy wiedzieli, że jest szefem.

— Oczywiście, Mr Briggs, to nic trudnego — stwierdził sędzia Santini i zakaszlał nerwowo, zakrywając usta dłonią. Nie cierpiał tych posiedzeń w Empire State Building, poza tym jako sędzia nie powinien być zbyt często widywany z tymi ludźmi. No i trzeba było wspinać się wysoko, a jemu nie wolno było zapominać o stanie serca. Szczególnie przy tej pogodzie. Upił wody ze stojącej przed nim szklanki i założył okulary do czytania.

— Oto do czego sprawa się sprowadza. Mike zginął natychmiast zabity ciosem w skroń. Cios został zadany ostrym narzędziem, konkretnie, naostrzoną łyżką do opon, która została użyta również przy włamaniu się do mieszkania. Ślady na drzwiach porównano ze śladami na oknie w piwnicy i oba pasują do tego łomu, a zatem, według wszelkiego prawdopodobieństwa, sprawca dostał się do budynku właśnie tamtędy. Na żelazie i na oknie są wyraźnie ślady palców, w obu miejscach te same. Jak dotąd należą do osoby nieznanej, nie pasują do żadnych odcisków palców w aktach BCI, nie pasują też do odcisków strażnika O’Briena ani jego przyjaciółki, którzy znaleźli ciało.

— A co mówią donosiciele? — spytał jeden ze słuchaczy, nie wyjmując cygara z ust.

— Oficjalne stanowisko… hm, uważają, że ktoś włamał się w celach rabunkowych i został zaskoczony przez Mike’a, który został zabity w czasie szarpaniny.

Dwaj mężczyźni zaczęli zadawać pytania, lecz umilkli zaraz, gdy odezwał się Mr Briggs. Miał ponure i poważne spojrzenie ogara z obwisłymi dolnymi powiekami i takimi policzkami. Jego wole trzęsło się, gdy mówił.

— Co zginęło? Czy coś zostało skradzione?

Santini wzruszył ramionami.

— Z tego co wiadomo, nic. Dziewczyna twierdzi, że nic nie zginęło, a ona powinna wiedzieć. Pokój został splądrowany, lecz najwyraźniej rabuś został zaskoczony, zanim uporał się z robotą i uciekł w panice. To całkiem możliwe.

Mr Briggs zadumał się, lecz nie miał więcej pytań. Niektórzy spośród obecnych mieli jednak wątpliwości czy Santini powiedział im wszystko, co wiedział. Mr Briggs rozważał jeszcze coś, po czym uciszył ich podniesieniem palca.

— To rzeczywiście wygląda na przypadkowe morderstwo, a jeśli tak jest naprawdę, to nie ma dla nas znaczenia. Potrzebny będzie ktoś, kto przejąłby obowiązki Mike’a. Mamy kogoś, sędzio? — spytał marszcząc brwi; by mu nie przerywano.

Santini był spocony. Chciał załatwić sprawę i pójść do domu, było już po pierwszej w nocy i czuł zmęczenie. Nie przywykł do siedzenia tak długo, na dodatek było jeszcze coś, o czym musiał wspomnieć, może istotne, może nie, lecz gdyby było to coś ważnego i gdyby wydało się, że wiedział i milczał… Trzeba było to z siebie wyrzucić.

— Jest jeszcze jedno, o czym powinniście usłyszeć. Może to coś znaczy, chociaż niekoniecznie, ale uważam, że powinienem przekazać to wam wszystkim, zanim…

— W czym rzecz, proszę się streszczać, sędzio — powiedział zimno Mr Briggs.

— Tak, oczywiście. Chodzi o znak na oknie. Trzeba wam wiedzieć, że szyby piwnicznych okien pokryte są grubą warstwą brudu, głównie od wewnątrz i na żadnym innym nie ma niczego, lecz na tym, które zostało wypchnięte i przez które zabójca dostał się do środka, widnieje wyrysowane na szybie serce.

— Ale co to u diabła ma wspólnego z nami? — warknął jeden ze słuchaczy.

— Dla pana to nic nie znaczy, panie Schlacter, pan jest bowiem Amerykaninem niemieckiego pochodzenia. Nie gwarantuję zresztą, że to znaczy cokolwiek, to może być zwykły przypadek, bezsensowny zbieg okoliczności, lecz dla porządku muszę wspomnieć, że po włosku serce, to cuore.

Nastrój panujący w pokoju zmienił się natychmiast, powietrze zgęstniało jak naelektryzowane. Niektórzy z siedzących wyprostowali się na krzesłach i rozległ się szelest ubrań. Mr Briggs pozostał nieruchomy, tylko jego oczy zwęziły się w szparki.

— Cuore — powiedział powoli. — Nie sądzę, by był na tyle bezczelny czy odważny, by spróbować wejść do miasta. — Ma ręce pełne roboty w Newark. Raz już tu był i jest spalony. Nie ma czego tu szukać…