— Zaraz dam ci następne.
— Nie, dziękuję, nie na pusty żołądek.
— Nie jadłeś jeszcze?
— Zdążyłem złapać jedynie kawał suchara. Nie miałem czasu na nic więcej.
— Przygotuję jakiś lunch. Co byś powiedział na befsztyk?
— Przestań, Shirl. Przyprawisz mnie o atak serca.
— Nie, naprawdę, kupiłam tamtego ranka kawał mięsa dla Mike’a… Jest wciąż w zamrażalniku.
— Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłem wołowinę, na pewno było to długo przedtem, zanim po raz pierwszy ujrzałem kawałek sojowacizny — wstał i ujął obie jej dłonie. — Muszę ci powiedzieć, że to miłe, jak dbasz o mnie…
— Bo lubię — powiedziała, ponownie wyciskając mu na wargach pośpieszny pocałunek. Oswobodziła się z jego dłoni, które opadły na jej biodra i poszła do kuchni.
Dziwna dziewczyna, pomyślał Andy, smakując językiem ślad szminki na wargach.
Shirl chciała jeść na dużym stole w salonie, lecz Andy wolał mały stolik w kuchni. Befsztyk był w sam raz; monstrualny kawał mięsa wielkości dłoni, na widok którego ślinka potokiem napływała do ust.
— Pół na pół — powiedział dzieląc danie i nakładając odkrojoną część na drugi talerz:
— Zwykle przygotowuję sobie zapiekankę na sosie… — To będziemy mieli na deser: Właśnie zaczęła się nowa epoka, równe prawa dla mężczyzn i dla kobiet.
Uśmiechnęła się do niego i bez dalszych komentarzy usiadła przy stole. Cholera, pomyślał, jeszcze jedno takie spojrzenie, a oddałbym jej cały befsztyk.
Była jeszcze rzeżucha morskiego pochodzenia i suchary z wodorostów, które maczali w sosie, oraz butelka zimnego piwa. Pozwoliła, by nalał jej szklaneczkę.
Uczta była nieopisanie smaczna. Andy ciął mięso w bardzo małe kawałeczki i smakował każdy powoli i z osobna. Nie pamiętał, by w ciągu całego życia zdarzyło mu się zjeść tak dobrze. Skończywszy, rozsiadł się i westchnął z zadowoleniem. To było wspaniałe, aż nadto wspaniałe. Wiedział, że te luksusy nie potrwają wiecznie. Z niejaką irytacją pomyślał, że żyją na cudzy koszt i to koszt kogoś, kto nie żyje.
— Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe…, lecz byłem trochę bardziej niż pijany w nocy — zabrzmiało to niedelikatnie i pożałował swych słów, ledwo je wypowiedział.
— Wszystko w porządku, sądzę, że byłeś bardzo miły.
— Miły! — zaśmiał się do siebie. — Różnie mnie dotąd nazywano, ale nigdy miłym. Wydawało mi się, że byłaś zła, że wróciłem.
— Byłam tylko zajęta. Miałam sporo do sprzątnięcia, a ty przyszedłeś głodny. Myślę, że wiem, czego ci trzeba. Okrążyła zgrabnie stół i usiadła mu na kolanach, ramiona oplatając wokół jego szyi. Gdy się pocałowali, odkrył, że halka zapina się z przodu na dwa małe guziczki; nie zwlekając zrobił ze swego odkrycia właściwy użytek. Przytulił twarz do jej gładkiej skóry.
— Może przejdziemy dalej — powiedziała lekko ochrypłym głosem.
Leżała potem przy nim zrelaksowana i bez poczucia wstydu. On wodził palcami po krągłościach jej wspaniałego ciała. Przedzierające się od czasu do czasu przez zamknięte i zasłonięte okno dźwięki tylko podkreślały odosobnienie sypialni pogrążonej w półmroku. Gdy ucałował ją w kącik ust, uśmiechnęła się z rozmarzeniem. Oczy miała na wpół otwarte.
— Shirl… — zaczął, lecz dalej mówić nie potrafił. Nie miał praktyki w wyrażaniu emocji słowami. Owszem, wiedział, co chce powiedzieć, całą sztuką było wydobyć z siebie głos. Natomiast dość jasno wyrażał się dłońmi: ani na moment nie przestawały badać jej ciała, które przyjemnie reagowało na jego pieszczoty. Shirl przysunęła się bliżej. Nawet jej szept nie był pozbawiony chrypki.
— Jesteś naprawdę dobry w łóżku, wiesz? Jesteś inny. Nigdy dotąd nie czułam tego wszystkiego w ten sposób. Poczuła, że drgnął i spojrzała na niego. — Jesteś zły z tego powodu? Przecież nie chcesz chyba, bym udawała, że nigdy nie spałam z nikim innym?
— Nie, jasne, że nie. To nie moja sprawa. Nic mi do tego. — Nagłe zesztywnienie ciała zadało kłam tym słowom.
Shirl ułożyła się na plecach i spojrzała na pyłki kurzu tańczące w smudze światła wpadającego przez szczelinę w kotarach.
— Nie szukam wybaczenia, Andy, lecz chciałabym ci coś powiedzieć. Wyrosłam w jednej z tych tradycyjnych rodzin, gdzie dzieci wychowuje się surowo. Nigdy nie wychodziłam sama z domu, nie brałam w niczym udziału, ojciec sprawdzał każdy mój krok. Wtedy mi to nie przeszkadzało i tak nie miałam zresztą wyboru. Tata lubił mnie i pewnie sądził, że dobrze o mnie dba. Był na emeryturze, posłali go na nią, gdy skońsył pięćdziesiąt pięć lat; miał jeszcze pieniądze za dom, głównie zatem przesiadywał tu czy tam i pił. Potem, gdy miałam dwadzieścia lat, wzięłam udział w konkursie piękności i wygrałam. Pamiętam, jak dawałam ojcu pieniądze z nagrody, to był ostatni raz, gdy go widziałam. Miał o nie zadbać, ulokować je czy przechować… Jeden z sędziów tego konkursu poprosił mnie wtedy o spotkanie wieczorem, no i poszłam. I tak już zostało.
Ot tak? — pomyślał Andy, lecz nie powiedział tego głośno. Uśmiechnął się do siebie: jakie ja mam tutaj prawo do komentarzy?
— Śmiejesz się ze mnie? — spytała przytykając palce do jego warg. W jej głosie wyczuwało się ból.
— Wielki Boże, nie! Z siebie się śmiałem, bo wiesz, zacząłem już być trochę zazdrosny, a nie mam prawa.
— Masz wszelkie prawa na świecie — powiedziała całując go powoli i czule. — Jeśli o mnie chodzi, to tym razem jest inaczej. Nie znałam aż tak wielu mężczyzn, ale wszyscy byli podobni do Mike’a. Czułam już po prostu, że mam tego dość…
— Przestań! Mnie to nie obchodzi. — I tak było naprawdę. — Liczysz się dla mnie tylko teraz i tutaj, i nie obchodzi mnie nic innego na całym świecie.
10
Andy doszedł już niemal do końca listy. Z obolałymi nogami wlókł się Dziewiątą Aleją. Każda plama cienia była pełna wymęczonych postaci: starców, karmiących matek czy obejmujących się ramionami, chichoczących nastolatków. Ludzie w każdym wieku i różnego pochodzenia wyciągali nagie i brudne stopy zaścielając ulice, jak porozrzucane na polu bitwy ciała. Tylko dzieci bawiły się na słońcu, lecz ich ruchy były powolne, a krzyki przytłumione. Z nagłą radością i jazgotem otoczyły dwóch chłopców wracających z rejonu doków; ich ramiona pokryte były ukąszeniami oraz strumykami zakrzepłej krwi. Na końcu drucianej pętli nieśli zdobycz — wielkiego, martwego, szarego szczura. Wieczorem zapowiadała się uczta, raz wreszcie najedzą się. Środkiem ulicy powoli przesuwały się platformy ciężarowe, wyczerpane ludzkie zwierzęta pociągowe z wysiłkiem ciągnęły swe brzemię, łapiąc ustami powietrze. Andy przepychał się przez to piekło szukając biura Western Union.
Było niemożliwością dotrzeć do wszystkich osób, które odwiedzały mieszkanie O’Briena podczas ostatniego tygodnia, musiał jednak przynajmniej spróbować sprawdzić co bardziej obiecujące ślady. Każdy zaglądający do budynku mógł spostrzec rozłączone przewody alarmu w piwnicy, lecz tylko gość denata był w stanie zauważyć, że system alarmowy mieszkania też był niesprawny. Osiem dni przed morderstwem doszło do krótkiego spięcia i instalacja została wyłączona. Zabójca lub jego informator musiał być w mieszkaniu po tym czasie, dostrzeżenie zwisających przewodów nie było trudne. Andy sporządził listę wszystkich podejrzanych i teraz sprawdzał ją punkt po punkcie. Bez rezultatu. O’Briena nie odwiedzali żadni inkasenci, a wszyscy doręczyciele, których znalazł, zjawiali się pod tym adresem od lat. Ani jednego śladu.