Выбрать главу

Shirl usiadła naprzeciwko i upiła kawy.

— To dlatego nie było cię przez parę dni.

— Byłem, ale na służbie. Wysłali mnie na dwa dni nad zbiornik Kensico i nie miałem czasu nawet na to, by przesłać a wiadomość. Teraz też jestem na służbie i będę musiał zameldować się przed ósmą, lecz najpierw chciałem zobaczyć się z tobą. Dzisiaj jest trzydziesty. Co zamierzasz zrobić, Shirl?

Potrząsnęła tylko w milczeniu głową i zapatrzyła się w blat stołu. Przez twarz przebiegł cień smutku. Ujął jej rękę, lecz nie zareagowała.

— Też nie lubię o tym mówić. Te trzy tygodnie zleciały jak wakacje… — Zmienił temat. Nie był w stanie wyrazić słowami tego, co czuł. Nie teraz, nie tak nagle. — Czy siostra O’Briena znów cię nachodziła?

— Była tu jeszcze raz, ale nie wpuścili jej do budynku. Powiedziałam, że nie chcę jej widzieć i zrobiła scenę. Tab opowiadał mi, że cała służba świetnie się bawiła. Zostawiła wiadomość, że będzie jutro. Jutro jest ostatni dzień miesiąca i będzie chciała zabrać stąd wszystko. Sądzę, że jest do tego zdolna, środa to pierwszy, zatem umowa wynajmu kończy się o północy.

— Czy myślałaś o tym, gdzie… co zamierzasz zrobić? — zabrzmiało nienaturalnie, lecz nie był w stanie powiedzieć tego lepiej .

Shirl potrząsnęła przecząco głową.

— Nawet o tym nie myślałam — powiedziała. — Razem z tobą tutaj to naprawdę były wakacje i odkładałam wszystkie zmartwienia z dnia na dzień, by zająć się nimi później.

— Zgadza się, to był taki właśnie czas. Mam nadzieję, że nie zostawiliśmy tej smoczycy ani butelki trunku? — Ani jednej!

Roześmiali się.

— Musieliśmy przepić fortunę — powiedział Andy. — Ale nie żałuję ani kropli. Co z jedzeniem?

— Jest jeszcze trochę sucharów i kilka innych produktów, dość by zrobić jeden porządny posiłek. W zamrażalniku jest tilapia. Miałam nadzieję, że będziemy mogli zjeść ją razem, że zrobimy coś w rodzaju przyjęcia wyprowadzkowego.

— To się da zrobić, jeśli nie masz nic przeciwko temu, że będziemy jedli późno. Możliwe, że będę wolny dopiero o północy.

— Mnie to nie przeszkadza, może być nawet oryginalnie.

Gdy Shirl była szczęśliwa, okazywała to całą sobą i musiała się wtedy uśmiechać. W jej włosach zapaliły się nowe odbłyski światła, zupełnie jakby szczęście było substancją promieniującą z niej we wszystkich kierunkach. Nawet Andy poczuł przypływ śmiałości i pomyślał, że jeśli teraz nie zada tego pytania, to już nigdy się na nie nie zdobędzie.

— Shirclass="underline" … — ujął obie jej ręce, ciepło jej dotknięcia bardzo mu pomogło. — Czy przeprowadzisz się do mnie? Nie ma tam wiele miejsca, ale przez większość czasu i tak jestem poza domem i nie przeszkadzam. Mogłabyś tam mieszkać, jak długo byś chciała. — Zaczęła coś mówić, lecz uciszył ją przykładając jej palec do warg. — Nie odpowiadaj od razu, namyśl się. To nie musi być na stałe, tymczasowo, na jak długo zechcesz. Nie przypomina to w niczym Chelsea Park, zwykła kamienica bez windy, a ja mam połowę jednego pokoju i…

— Uciszysz się wreszcie? — zaśmiała się. — Już od dłuższej chwili próbuję ci powiedzieć tak, a ty zachowujesz się, jakbyś chciał mnie zniechęcić.

— Co…?

— Niczego tak bardzo nie pragnę na świecie, jak być szczęśliwą, a z tobą jestem szczęśliwsza niż w całym moim życiu dotąd. Nie jesteś w stanie odstraszyć mnie opisem swego mieszkania, powinieneś zobaczyć tę norę, w której mieszkałam z ojcem aż do dwudziestego roku życia.

Andy zdołał obejść stół nie przewracając go i przytulił ją do siebie.

— Za kwadrans muszę być w komendzie. Ale czekaj dziś na mnie od szóstej, mogę zjawić się w każdej chwili, choć zapewne przyjdę później. Urządzimy sobie przyjęcie, potem zajmiemy się przeprowadzką. Wiele tego masz?

— Zmieści się w trzech walizkach.

— Doskonale. Poniesiemy je lub weźmiemy rikszę. Muszę już lecieć — zniżył głos niemal do szeptu. — Pocałuj mnie jeszcze.

Zrobiła to, całując go gorąco, równie szczęśliwa jak on.

Opuszczenie mieszkania było prawie heroicznym wysiłkiem, a i tak zanim to zrobił, powynajdywał w myślach wszystkie możliwe. wymówki mogące usprawiedliwić spóźnienie, lecz wiedział, że i tak nic nie zdoła przekonać porucznika. Gdy znalazł się w westybulu, po raz pierwszy zdał sobie sprawę z rozlegających się już od jakiegoś czasu grzmotów. Tab, portier i jeszcze czterech strażników stłoczyło się przy drzwiach i wyglądało na zewnątrz. Rozstąpili się, gdy podszedł.

— Niech pan tylko na to spojrzy — powiedział Chanie. — Chyba coś się zmienia.

Druga strona ulicy była prawie niewidoczna zza kurtyny ulewnego deszczu. Woda lała się na dachy i chodniki, a rynsztokami toczyły się już spienione strumienie. Dorośli szukali schronienia w sieniach domów, tłocząc się nawet w drzwiach, ale dzieci z krzykiem biegały po ulicach witając deszcz jak święto, chlapiąc się w brudnych strugach.

— Kanały burzowe niedługo się zablokują. Będzie kilka stóp wody — stwierdził Charlie. — Sporo z tych dzieciaków utonie.

— To normalne — odparł z ponurą satysfakcją Newton, strażnik budynku. — Najmniejsze znikają gdzieś w pewnej chwili i dopiero po deszczu wychodzi na jaw, co się z nimi stało:

— Czy mogę z panem chwilę porozmawiać? — spytał Tab, stukając Andy’ego w ramię i odchodząc na bok. Andy ruszył za nim, walcząc z rękawami opornego płaszcza przeciwdeszczowego.

— Jutro jest trzydziesty pierwszy — powiedział Tab przytrzymując Andy’emu płaszcz.

— Wygląda, że od jutra będzie pan szukał pracy — rzekł Andy myśląc o Shirl i szumiącym na zewnątrz deszczu.

— Nie o to mi chodzi — powiedział Tab odwracając się do okna. — Shirl będzie musiała jutro opuścić mieszkanie. Słyszałem, że ta wygłodzona ropucha, siostra O’Briena, wynajęła ciężarówkę i zaraz rano wywozi wszystkie meble. Chciałbym wiedzieć, jakie są zamiary Shirl. — Złożył ramiona na piersi i jak posąg zapatrzył się w deszcz.

To nie powinno go obchodzić, pomyślał Andy, lecz on zna ją wiele dłużej niż ja.

— Jesteś żonaty, Tab?

Tab spojrzał na niego kątem oka i parsknął.

— Żonaty, szczęśliwie żonaty, z trójką dzieci i nie chciałbym tego zmieniać, nawet gdyby ofiarowano mi którąś z tych panienek z telewizji z kołatkami jak hydranty przeciwpożarowe — przyjrzał się Andy’emu i uśmiechnął się. Nie ma powodów do niepokoju, po prostu lubię tego dzieciaka. Jest miła, to wszystko, a ja wolałbym wiedzieć, co się z nią teraz stanie.

— To żadna tajemnica. — Andy zdał sobie sprawę, że to pytanie mogło paść już dawno. — Zamierza zamieszkać ze mną. Przyjdę wieczorem, by pomóc jej w przeprowadzce: — Spojrzał na Taba, który z powagą pokiwał głową.

— To bardzo dobra wiadomość, miło mi to słyszeć. Mam nadzieję, że wszystko ułoży się jak najlepiej.

Tab znów zapatrzył się w ulewę, a Andy zerknął na zegarek. Była już prawie ósma, musiał się pośpieszyć. Na zewnątrz było teraz chłodniej niż w westybulu, deszcz musiał obniżyć temperaturę przynajmniej o dziesięć stopni. Może okres upałów dobiegł końca; z pewnością byłoby to potrzebne. W fosie stało kilka cali wody poznaczonej kręgami padających kropel. Zanim zdążył przejść przez most, poczuł, że woda dostała mu się do butów, nogawki spodni nasiąknęły, a wilgotne włosy przykleiły się do głowy. Było jednak chłodno, wreszcie chłodno i to było najważniejsze. Nawet myśl o wiecznie niezadowolonym Grassiolim dziwnie straciła na znaczeniu.