— Jakby co, to będę mógł go dobrze sprzedać. A na razie… — wsunął spłaszczony koniec w szparę przy zawiasach i zawisł na żelazie. Zardzewiałe zawiasy skrzypnęły i drzwi stanęły otworem. Po drugiej stronie była mała platforma ze stopniami biegnącymi gdzieś w dół i ginącymi w mroku. Billy ruszył nimi powoli, jedną dłoń oparł na barierce, w drugiej ściskał łom. Przy piątym kroku jego stopa znalazła się po kostkę w wodzie.
— Tutaj nie jest tak ciemno — powiedział Piotrowi. — Tu jest pełno wody.
Piotr zajrzał do środka i wskazał na dwie jasne plamy nad nimi.
— Tu musi spływać wszystko, co spada na górny pokład. Mamy tu parę lat deszczu.
— Teraz już wiemy, skąd przylatują pańskie komary — zamknięta przestrzeń pełna była ich brzęczenia. — Wystarczy, że zatrzaśniemy te drzwi, a będziemy mieli z nimi spokój .
— Sensowny pomysł — zgodził się Piotr i spojrzał na ciemną powierzchnię. — Oszczędzi nam to też wycieczek do punktów poboru wody po drugiej stronie ogrodzenia. Mamy tu jej więcej niż pewnie zdołamy kiedykolwiek zużyć.
15
— Witam gościa — powiedział Sol.
Shirl siedziała przy oknie i robiła manicure, gdy usłyszała jego głos wyraźnie dochodzący przez ściankę działową. Odłożyła przybory na łóżko i pobiegła do drzwi.
— To ty Andy? — zawołała, a gdy otworzyła drzwi ujrzała go stojącego pośrodku pokoju i chwiejącego się ze zmęczenia. Podbiegła i ucałowała go; lekko nieprzytomnie oddal jej pocałunek i opadł na krzesło przy stole.
— Jestem wykończony. Nie spałem od… kiedy? Poprzedniej nocy. Przynieśliście wodę?
— Oba zbiorniki są pełne. Zdążyliśmy jeszcze raz zejść z kanistrami, zanim woda została zamknięta. Co się dzieje? — spytał Sol. — W telewizji opowiadają jakieś bzdury. Co ukrywają?
— Jesteś ranny! — zawołała Shirl, zauważając rozdarty rękaw koszuli i wystającą spod niego krawędź bandaża. — Nic takiego, ledwo draśnięcie — uśmiechnął się Andy. — Ranny na polu chwały i to widłami.
— Pewnie goniłeś córkę farmera. — Też mi coś — sapnął Sol. — Chcesz drinka?
— Jeśli zostało jeszcze trochę alkoholu, to dodaj go do wody. Przyda mi się.
Upił trochę i rozsiadł się wygodnie. Napięcie zniknęło, lecz twarz miał czerwoną z wyczerpania, powieki mu opadały. Usiedli naprzeciw niego.
— Nie powtarzajcie tego nikomu, dopóki nie pojawi się oficjalny komunikat, ale szykują się spore problemy z wodą. Te obecne to dopiero wstęp.
— Czy to dlatego nas ostrzegłeś? — spytała Shirl. — Tak, usłyszałem trochę na posterunku podczas przerwy. Wszystko zaczęło się od studni artezyjskich i pomp na Long Island, całym Brooklynie i Queens. Jak wiecie, pod Long Island znajduje się warstwa wody. Gdy pompuje się jej zbyt dużo lub robi się to zbyt szybko, wówczas zaczyna napływać woda morska. I pompy wyrzucają na górę solankę. Sami mogliście się przekonać, że od dłuższego czasu była już lekko słona, choć dotąd mieszano ją z wodą dostarczoną z głębi lądu, a przecież ci na górze mogli wykazać się wyobraźnią i przewidzieć, ile można bezpiecznie pompować. Ewentualnie ktoś się pomylił i stacje czerpały więcej niż wynosiła ich norma, zresztą, tak czy tak — cały Brooklyn ma teraz czystą solankę. Wszystkie stacje musiały zostać zamknięte, zwiększono za to ilość wody pobieranej z Akweduktu Crotona.
— Farmerzy i tak już klęli ostro na suche lato. Założę się, że teraz nas kochają.
— Żadnych zakładów. Musieli to planować od dłuższego czasu, bo gdy zaatakowali wartowników na akwedukcie, mieli masę broni i materiałów wybuchowych, pewnie z zeszłorocznego napadu na arsenał w Albany. Zginęło przynajmniej dziesięciu gliniarzy, nie wiem ilu jest rannych. Wysadzili nie mniej niż milę rurociągu, zanim ich przepędziliśmy. Mieliśmy do czynienia chyba ze wszystkimi kmiotkami z tego stanu. Tylko część miała broń, ale widłami i toporami też można zdziałać niejedno. W końcu załatwiliśmy ich gazem.
— A zatem miasto jest całkiem pozbawione wody? — spytała Shirl.
— Będziemy przywozić wodę, lecz przez jakiś czas zapanuje posucha. Używajcie oszczędnie tego, co mamy, niech wystarczy na jak najdłużej. Używajcie jej tylko do picia i gotowania.
— Ale musimy się myć — powiedziała Shirl.
— Nie, nie musimy — Andy przetarł wierzchem dłoni piekące czoło. — Talerze można wycierać szmatką. A jeśli o nas chodzi, to najwyżej trochę ześmierdniemy.
— Andy…
— Przepraszam, Shirl. Jestem straszny i wiem o tym, ale musisz zdać sobie sprawę z tego, że sytuacja jest poważna. Możemy obejść się jakiś czas bez mycia, od tego jeszcze nikt nie umarł, a gdy magistrala zostanie znów podłączona urządzimy sobie porządną łaźnię. Na to warto poczekać.
— Jak sądzisz, długo to potrwa?
— Nie wiadomo jeszcze. Naprawy pochłoną wiele betonu i stali zbrojeniowej, oba te materiały są na liście priorytetów. Trzeba będzie wiele betoniarek i innych maszyn. Na razie woda będzie przywożona cysternami kolejowymi, samochodami i barkami. Dystrybucja i wydzielanie będzie osobnym piekłem i zapewne zanim będzie lepiej, to sporo się jeszcze namęczymy. — Wstał i ziewnął szeroko. — Zamierzam zdrzemnąć się ze dwie godziny. Shirl, obudzisz mnie najpóźniej o czwartej? Będę musiał jeszcze ogolić się, zanim wyjdę.
— Dwie godziny! — zaprotestowała. — To za mało, by się wyspać.
— Też tak myślę, ale to wszystko, na co mogę sobie pozwolić. Ktoś z góry wciąż nalega na wyniki śledztwa w sprawie zabójstwa O’Briena. Informator z Chinatown wpadł na jakiś ślad i, zamiast wyspać się przed patrolem, będę musiał iść się z nim spotkać. Zaczynam z wolna nienawidzieć Billy’ego Chunga, gdziekolwiek się ukrywa. — Wyszedł do drugiego pokoju i runął na łóżko.
— Czy mogę zostać z tobą, póki on śpi? — spytała Shirl. Nie chciałabym mu przeszkadzać, ale tobie też nie chciałabym się narzucać…
— Narzucać się! Odkąd to ładna babka może być zawadą? Wiesz, może ja wyglądam staro, ale to z powodu wieku. Nie, żebym twierdził, że nie jesteś ze mną bezpieczna, lata zrobiły swoje. Zaspokajam moje potrzeby już tylko myśląc o nich, co jest zresztą o wiele tańsze, tak że nie masz się czego bać. Przynieś tu swoją robótkę, a ja opowiem ci o dniach, gdy stacjonowałem w Laredo i jak kiedyś wzięliśmy z Lukiem wolny weekend i zatrzymaliśmy się w Boys Town w Nuevo Laredo; chociaż może nie, gdy się zastanowić, to może lepiej będzie ci tego nie opowiadać.
Gdy Shirl zajrzała do pokoju, Andy leżał rozciągnięty na łóżku i spał w ubraniu. Nie zdjął nawet butów. Zaciągnęła zasłony i zaciemniła pokój, wzięła cały swój przybornik do manicure. Przy okazji zauważyła, że podeszwa prawego buta Andy’ego była dziurawa — czarny otwór spoglądał na nią jak pyliste, pełne żałości oko. Pomyślała, by zdjąć mu buty, ale prawdopodobnie obudziłby się wtedy, wyszła zatem cicho i zamknęła drzwi.
— Akumulatory wymagają naładowania — powiedział Sol unosząc hydrometr pod światło i badając poziom cieczy. — Czy Andy już się wyłączył?
— Śpi twardo.
— Poczekaj, aż będziesz chciała go obudzić. Gdy śpi tak, jak teraz, to można rzucić bombę i o ile go nie zabije, to na pewno nie przerwie mu snu. Naładuję teraz akumulatory, nawet tego nie zauważy.
— To nie w porządku — wybuchła nagle Shirl. — Czemu Andy ma prowadzić dwie sprawy naraz i jeszcze być ranny w walce o wodę dla ludzi w mieście? Co ci wszyscy ludzie tutaj robią? Czemu nie pójdą sobie po prostu gdzieś indziej, skoro tu nie ma dla nich dość wody?