Выбрать главу

— Wszystko co mam o Bill’ym Chungu, wciąż chcą, bym go znalazł. Najgłupsza sprawa o jakiej kiedykolwiek słyszałem. — Rzucił rysik ze złością i przeszedł się tam i z powrotem po pokoju. Wciąż ściskał latarkę, która rzucała na sufit ruchliwe cienie. — Od czasu morderstwa O’Briena mieliśmy w rejonie dwa tuziny zabójstw. Złapaliśmy jednego mordercę, gdy stał nad wykrwawiającą się żoną, a wszystkie inne sprawy zostały zapomniane niemal tego samego dnia, gdy się zdarzyły. Czemu to jedno śledztwo jest tak istotne? Wydaje się, że nikt nie potrafi na to odpowiedzieć, a jednak wciąż żąda się ode mnie nowych raportów. I wciąż oczekuje się, że po dwóch zmianach pod rząd pójdę jeszcze szukać tego szczeniaka. Dziś w nocy też powinienem łazić gdzieś tam i sprawdzać kolejny telefoniczny donos, ale mam już dość, nawet jeśli Grassy ma urządzić mi jutro piekło. Czy wiesz, ile sypiam ostatnio?

— Wiem — powiedziała cicho.

— Po parę godzin i to jeśli mam wyjątkowo spokojną noc. No cóż, dzisiaj zamierzam dać sobie spokój. Muszę znów pokazać się o siódmej rano, szykuje się kolejny wiec protestacyjny na Union Square, a zatem znów sobie nie pośpię. — Przestał chodzić i wręczył jej latarkę, która rozjaśniała na nowo, gdy Shirl nacisnęła na rączkę. — Gadam tyle, a tak naprawdę, to ty miałabyś więcej powodów, by narzekać. Zanim mnie spotkałaś, żyło ci się o wiele lepiej.

— Ta jesień dla wszystkich jest ciężka. Nie pamiętam, żeby kiedyś zebrało się tyle kłopotów naraz. Najpierw woda, teraz brak paliwa i prądu. Nie rozumiem tego…

— Nie o tym myślę, Shirl. Czy mogłabyś poświecić na szufladę? — wyjął puszkę z oliwą i zestaw do czyszczenia broni, rozłożył to na szmatce obok łóżka. — Myślałem konkretnie o nas. Nie jestem w stanie zapewnić ci standardu, do jakiego przywykłaś.

Zwykle oboje unikali jakichkolwiek wzmianek o czasach, gdy mieszkała z O’Brienem. Nigdy o tym nie rozmawiali.

— Dom mego ojca nie różnił się prawie od twojego — powiedziała. — Aż tak wiele się nie zmieniło.

— Nie o tym mówię. — Przykucnął i rozłożył rewolwer, przesunął kilkakrotnie szczoteczką przez bębenek. — Po tym jak opuściłaś dom, wiodło ci się znacznie lepiej. Jesteś piękną dziewczyną, więcej nawet niż piękną. Wielu musiało starać się o twoje względy — mówił, przerywając co chwilę i spoglądając na rozłożony warsztat.

— Jestem tu, ponieważ tego pragnęłam — powiedziała ujmując w słowa to, czego on nie był w stanie wyrazić. — Owszem, bycie atrakcyjną ułatwia niejedno, ale to nie wszystko. Chcę… nie wiem dokładnie… chyba być szczęśliwą. Pomogłeś mi, gdy bardzo potrzebowałam pomocy i było nam dobrze razem, lepiej niż w ogóle sądziłam, że może być. Nie mówiłam ci tego, ale miałam nadzieję, że zaprosisz mnie tutaj. Tak dobrze nam szło…

— I to był jedyny powód?

Nie rozmawiali o tym od owej nocy, gdy zaproponował jej wspólne zamieszkanie. Teraz nagle coś go napadło i chciał znać wszystkie jej myśli, nic nie wyjawiając ze swoich.

— Czemu pytasz mnie o to teraz, Andy? O co chodzi? — Wyraźnie starała się uniknąć odpowiedzi.

Wsunął bębenek z powrotem i zakręcił go palcami.

— Ja lubiłem cię, lubiłem cię bardzo. Tak naprawdę, jeśli chcesz wiedzieć — zniżył głos, jakby chodziło o coś wstydliwego — to kocham cię.

Shirl nie wiedziała, co powiedzieć i cisza przedłużała się. Latarka powarkiwała, po drugiej stronie przepierzenia rozległ się jęk sprężyn i stłumione chrząknięcie. Sol kładł się spać.

— A ty, Shirl? — spytał Andy tak cicho, by Sol go nie usłyszał. Po raz pierwszy w trakcie tej rozmowy podniósł głowę i spojrzał na Shirl.

— Ja… jestem tu szczęśliwa. . Chcę tu zostać. Nie myślałam wiele o tym wszystkim. Nie zastanawiałam się…

— Miłość, małżeństwo, dzieci? Czy o tym też nie myślałaś?

Ton jego głosu był teraz ostry.

— Każda dziewczyna myśli o takich meczach, ale…

— Ale nie z nędzarzem takim jak ja i nie w takiej beznadziejnej pułapce na szczury jak ta. To chciałaś powiedzieć?

— Niczego nie chciałam powiedzieć. Nawet tak nie pomyślałam. Nie narzekam. Może tylko tyle, że siedzę tu całymi dniami, a ciebie nie ma.

— Mam pracę i nic na to nie poradzę.

— Wiem, po prostu chciałabym cię częściej widywać. Przez te pierwsze parę tygodni spędzaliśmy razem o wiele więcej czasu. To było fajne.

— Wydawanie gotówki zawsze jest fajne, ale życie nie polega tylko na tym.

— Czemu nie? Nie mówię, żeby ciągle, ale co pewien czas można sobie zafundować coś miłego. I żebyśmy byli razem przynajmniej wieczorami, chociaż w niedziele. Mam wrażenie, że nie rozmawialiśmy ze sobą od tygodni. Nie mówię, że to musi być jeden nieustający romans…

— Mam pracę. Jak sądzisz, ile by zostało z naszego romansu, gdybym ją porzucił?

Shirl była bliska łez.

— Andy, proszę, nie chcę się z tobą sprzeczać. To ostatnie, na czym by mi zależało. Czy nie rozumiesz…?

— Cholernie dobrze rozumiem. Gdybym był grubą rybą w syndykacie i zajmował się panienkami, haszem i LSD, to wszystko mogłoby wyglądać inaczej. Ale jestem tylko gliniarzem, który ledwo daje radę związać koniec z końcem i nie wie, czy w przyszłym miesiącu jakieś sukinsyny nie odciągną mu tych końców za daleko.

Mówiąc to pakował naboje do bębenka i był tym tak pochłonięty, że nie widział łez spływających po twarzy Shirl. Nie rozpłakała się przy stole, ale teraz powstrzymanie się było ponad jej siły. Wszystko zebrało się razem — i zimno, i ten chłopak z nożem, i brak wody, a teraz jeszcze Andy. Odłożyła latarkę na podłogę i światło zaczęło przygasać. Zanim Andy podniósł ją i znów ożywił koło zamachowe, odwróciła się już do ściany i naciągnęła koce na głowę.

Odwzajemniała wiele z uczuć Andy’ego, tego była pewna, ale czy go kochała? Jak miała się tego dowiedzieć, skoro prawie się ostatnio nie widywali? Czemu on tego nie rozumiał? Nie usiłowała niczego ukrywać, niczego nie unikała. Lecz jej życie teraz to nie było życie z nim, to było przesiadywanie w tym strasznym pokoju i czekanie, i gubienie się w domysłach, czy zajrzy do domu. I ta ulica, ludzie na niej mieszkający, ten chłopak z nożem… Przygryzła wargi, lecz nie mogła przestać płakać.

Gdy kładł się do łóżka, nie odezwał się ani słowem, a ona nie wiedziała, co mogłaby powiedzieć. We dwoje było cieplej; nie przeszkadzało jej nawet, że śmierdział olejem, nie starł go dobrze z dłoni. Gdy był blisko, czuła się o wiele lepiej .

Dotknęła jego ramienia i wyszeptała:

— Andy — ale było już za późno. Spał głęboko.

17

— Czuję, że szykują się kłopoty — powiedział detektyw Steve Kulozik, poprawiając wkładkę w hełmie z włókna szklanego. Nałożył go i spojrzał wilkiem spod okapu.

— Czujesz kłopoty! — Andy pokręcił głową. — Ale ty masz nos. Zebrali tu cały rejon, tak zwykłych funkcjonariuszy, jak detektywów i montują z nas grupę uderzeniową. Już o siódmej rano wydano nam hełmy i bomby gazowe, zgromadzono tu byśmy czekali na rozkazy, a ty wyczuwasz, że szykują się kłopoty. Jak ty to robisz? To jakiś sekret, Steve?

— Wrodzony talent — odpowiedział grubas.

— Proszę was wszystkich o uwagę — krzyknął kapitan. Głosy i szuranie stopami ucichły, a wszystkie oczy wpatrzyły się z oczekiwaniem w widoczną pod odległą ścianą postać oficera.