Выбрать главу

— Czeka nas dzisiaj szczególna robota — powiedział kapitan. — Jest ze mną detektyw Dwyer z Głównej Kwatery, który zaraz wyjaśni wam szczegółowo, o co chodzi.

Doszło do małego zamieszania, gdy ci z tylnych szeregów usiłowali zobaczyć coś ponad głowami siedzących z przodu. Wszyscy przybysze z Kwatery Głównej byli zwykle zwiastunami kłopotów. Pracowali przy Centre Street i otrzymywali rozkazy bezpośrednio od detektywa inspektora Rossa.

— Czy słychać mnie z tyłu? — zawołał detektyw Dwyer i wspiął się na krzesło. Był to przysadzisty mężczyzna z dodatkowym podbródkiem i pomarszczonym karkiem buldoga, o chrapliwym głosie. — Czy drzwi są zamknięte, kapitanie? — zadudnił basem. — To co mam do powiedzenia, jest przeznaczone tylko dla uszu tych ludzi.

Rozległ się pomruk tak zainteresowania, jak i potwierdzenia, że drzwi są zatrzaśnięte. Odwrócił się z powrotem ku zgromadzonym i spojrzał na szeregi umundurowanych funkcjonariuszy z patroli i oliwkowo-zielono-szare płaszcze usadowionych na samym końcu detektywów.

— Tej nocy będzie w mieście kilkaset, a może i kilka tysięcy ofiar śmiertelnych — powiedział. — Waszym zadaniem jest sprawić, by liczba ta była jak najmniejsza. Chciałbym, abyście wychodząc stąd wiedzieli dobrze, co się dzieje i byście pamiętali, że im szybciej uda się stłumić szykujące się zamieszki, tym mniej ludzi zginie. Wszelkie ruchawki należy tłumić w zalążku, nam też będzie wtedy łatwiej. Stacje opieki społecznej nie zostaną dzisiaj otwarte i przez najbliższe trzy dni nie będzie wydawana żadna żywność. — Podniósł głos, by przekrzyczeć nagły pomruk. — Uspokójcie się! Kim jesteście? Funkcjonariuszami policji czy bandą starych bab? Mówię wam to wprost, byście mogli przygotować się na najgorsze, a nie żebyście mieli temat do pytlowania.

Zapadła absolutna cisza.

— W porządku. Problemy zapowiadały się już od paru dni, ale dopóki nie wiedzieliśmy, na czym stoimy, nie mogliśmy działać. Teraz wiemy. Miasto wydawało racje żywnościowe aż do niemal zupełnego opróżnienia magazynów. Zamierzamy zamknąć je teraz na czas potrzebny do odbudowania zapasów i otworzyć dopiero za trzy dni. Racje będą wtedy mniejsze, co jest zresztą na razie wiadomością niejawną i nie powinno być rozpowszechniane. Pozostaną mniejsze przez całą zimę i nie zapominajcie o tym, cokolwiek zdarzy wam się słyszeć innego. Bezpośrednią przyczyną braku żywności jest incydent na głównej linii zaopatrzeniowej z Albany, ale to tylko jeden z czynników. Ziarno zacznie znowu spływać do miasta, lecz nie będzie go dość. W naszej siedzibie przy Centre Street przebywa obecnie pewien profesor z Columbii, który analizuje sytuację i wyjaśni nam jeszcze, jak czemu zaradzić, ale teraz chodzi o sprawy czysto techniczne i nie mamy za wiele czasu. Oto do czego rzecz się sprowadza. Ostatniej wiosny dał się odczuć niejaki niedostatek nawozów i plony zbóż nie są przez to takie dobre, jak oczekiwano. Ponadto były liczne burze i powodzie. Obszar stepowienia ogarnia wciąż nowe tereny, a do tego wszystkiego doszło zatrucie znacznej ilości fasoli sojowej środkami owadobójczymi. Wiecie o tym zapewne równie dobrze jak ja. Wszystko było w telewizji. I tak wiele drobnych przyczyn spiętrzyło się, tworząc jeden wielki kłopot. Prezydencka Komisja Do Spraw Planowania Polityki Żywnościowej też nie jest bez winy. W najbliższym czasie ujrzycie tam kilka nowych twarzy. Mówiąc krótko, każdy w tym mieście będzie musiał zacisnąć pasa. Jeśli zdołamy zachować prawo i porządek, to starczy dla wszystkich. Nie muszę wam mówić, jakie mogą być skutki zamieszek na wielką skalę, takich z pożarami i masowymi wystąpieniami. Nie możemy liczyć na żadną pomoc z zewnątrz. Armia ma i bez tego dość zajęć gdzie indziej. Nie będziemy też mieli do dyspozycji żadnych poduszkowców. Wszystkie stoją unieruchomione z powodu braku części zamiennych, mają połamane łopatki turbin czy inne części i nie ma ich jak naprawić. Wszystko zależy od was. Jeśli nie chcecie, by mieszkańcy tego miasta zagłodzili się na śmierć, to wykonajcie po prostu swoje zadanie. A teraz… jakieś pytania?

Przez salę przetoczył się pomruk, potem jeden z mundurowych z wahaniem podniósł dłoń i Dwyer udzielił mu głosu.

— A jak będzie z wodą, sir?

— Ten problem powinien zostać wkrótce rozwiązany. Naprawa akweduktu zbliża się do końca i gdzieś za tydzień popłynie nim woda. Jednak nadal będzie wydzielana, gdyż poziom rezerw jest niski, a na wodę spod Long Island nie ma co liczyć. Z tym wiąże się jeszcze jedno. Co godzinę puszczamy w telewizji ostrzeżenia, wydzieliliśmy nawet ludzi, wszystkich, których mogliśmy, by patrolowali brzeg rzeki, ale ludzie wciąż czerpią stamtąd wodę. Nie wiem, jak mogą ją pić. Ta cholerna rzeka to ogólny ściek. Zanim dopływa do nas, wszyscy z niej korzystają, a na dodatek miesza się ze słoną wodą z oceanu. I nie gotują jej, co jest równoznaczne z przyjmowaniem trucizny. Szpitale pełne są chorych na dur brzuszny i dezynterię i Bóg jeden wie, na co jeszcze, a zapewne przed nadejściem zimy sytuacja się pogorszy. Na tablicy ogłoszeń powiesiłem ulotkę z wszystkimi symptomami tych chorób, zapamiętajcie je i bądźcie czujni. Jeśli tylko coś dostrzeżecie, natychmiast zgłaszajcie to w najbliższym szpitalu lub Departamencie Zdrowia. Nie zwlekajcie z tym, a wszystko będzie w porządku. Służba zdrowia ma dość szczepionek dla wszystkich.

Nagle przełożył zwiniętą dłoń do ucha, wsłuchując się w coś, co musiało zostać wypowiedziane w pierwszych szeregach i zmarszczył brwi.

— Mam wrażenie, że ktoś powiedział tu coś o „oficerze politycznym”, chociaż może się mylę. Powiedzmy, że się przesłyszałem, lecz zetknąłem się już z tym określeniem i wy też możecie się na nie natknąć, a zatem wyjaśnijmy to sobie od razu. Funkcja oficera politycznego jest wynalazkiem komunistów. Jego zadaniem było zaprowadzać porządek partii w szeregach armii, wciskać żołnierzom ciemnotę i robić im wodę z mózgów. Ogólnie nieciekawe postacie. Ale w tym kraju nie działamy w ten sposób. Może i jestem oficerem politycznym, ale jestem z wami szczery, mówię wam całą prawdę, byście mogli dobrze przygotować się do waszych zadań. Jeszcze jakieś pytania?

Rozglądał się po pokoju, kręcąc wielkim łbem. Cisza przedłużała się, nikt nie miał pytań, w końcu Andy zdecydował się podnieść dłoń.

— Tak? — spytał Dwyer.

— A co z rynkami, sir? — powiedział Andy i co bliższe twarze zwróciły się w jego kierunku. — Na Madison Square jest pchli targ, jest rynek spożywczy w Grammercy Park, tam wszędzie sprzedaje się żywność.

— Dobre pytanie, te miejsca będą dzisiaj ogniskami zarazy. Wielu spośród was będzie pełniło służbę w ich okolicy. Kłopoty zaczną się w pobliżu magazynów z chwilą, gdy te nie otworzą się o właściwej porze, ale szybko przeniosą się gdzie indziej. W tym i na Union Square, gdzie dziś gromadzą się geronci, a oni zawsze przysparzają kłopotów — jego słowom towarzyszył przytłumiony wybuch aprobującego śmiechu. — Sklepikarze będą chcieli wyprzedać cały towar, by jak najszybciej zamknąć sklepy, a my musimy dopilnować, by przebiegało to spokojnie i by zamknęli je naprawdę, ale nie jesteśmy w stanie opanować sytuacji na targowiskach. Wkrótce wszyscy zorientują się, że tylko tam będzie można nabyć żywność. Miejcie oczy otwarte i gdyby cokolwiek się zaczynało, starajcie się opanować sytuację, zanim dojdzie do czegoś gorszego. Możecie używać pałek, macie gaz, niech to wam wystarczy. Nie wyciągajcie broni, jakiekolwiek przypadkowe zabójstwa, niezależnie od skali, tylko pogorszą sprawę.

Nie było już więcej pytań. Detektyw Dwyer wyszedł, zanim przydzielono im rejony i nie widzieli go już więcej. Deszcz ustał, lecz ulice były pełne gęstej, zimnej mgły, która nadpełzła znad zatoki. Przy krawężniku czekały dwie ciężarówki z plandekami i stary, miejski autobus pomalowany na zmatowiały, oliwkowoszary kolor. Połowę okien miał zabitych deskami.