Выбрать главу

Pchnął drzwi i wszedł do cichego pokoju i nagle przypomniał sobie wszystkie kłopoty z Shirl. Poczuł nagły przypływ strachu. Uniósł latarkę. Za nim znów rozległ się śmiech, tym razem trochę głośniejszy. Światło prześliznęło się po pokoju, po pustych krzesłach, pustym łóżku. Shirl nie było, ale to mogło znaczyć wszystko. Mogła na przykład zejść na dół do ubikacji. Jednak zanim jeszcze otworzył szafę, wiedział, że nie znajdzie tam ani jej rzeczy, ani walizki.

Shirl odeszła.

26

— Czego pan chce? — spytał mężczyzna o surowym spojrzeniu, stając w drzwiach sypialni. — Wie pan, że Mr Briggs jest zajętym człowiekiem, ja jestem zajętym człowiekiem. Nikt z nas nie lubi, gdy dzwoni się i mówi, żeby ot tak po prostu przyjść. Jeśli ma pan coś do przekazania Mr Briggsowi, to pan przychodzi i pan mu to mówi.

— Bardzo mi przykro, że nie mogę pana zadowolić — powiedział sędzia Santini, poprawiając głowę na poduszce w wielkim, czarnym, podwójnym łożu. Owinięty był kocami. — Bardzo bym chciał, ale obawiam się, że moje dni są policzone, przynajmniej tak twierdzą lekarze, a płacę im dość, za ich diagnozy. Człowiek w moim wieku, który ma na dodatek chorobę wieńcową, musi na siebie uważać. Odpoczynek, dużo odpoczynku, żadnego wspinania się po schodach na Empire State Building. Wyznam panu, Schlachter, żc tak naprawdę, to nie brakuje mi za bardzo tych schodów…

— Czego pan chce, Santini?

— Chciałbym przekazać panu pewną informację dla Mr Briggsa. Znaleziono chłopaka Chungów, Billy’ego Chunga, tego, który zabił Wielkiego Mike’a.

— I co z tego?

— No i miałem nadzieję, że pamięta pan spotkanie, na którym omawialiśmy ten temat. Padło wtedy podejrzenie, że zabójca mógł być powiązany z Nickiem Cuore, że chłopak mógł zostać opłacony. Osobiście w to wątpiłem, ale teraz nigdy nie poznamy już prawdy. Chłopak nie żyje.

— To wszystko?

— Nie dość? Może pamięta pan, że Mr Briggs był zaniepokojony przypuszczeniem, że Cuore chce przenieść się ze swoją działalnością do naszego miasta.

— To wykluczone. Cuore był już wtedy od tygodnia zaangażowany w zdobywanie Paterson, do dziś jest tuzin ofiar. Nigdy nie interesował się Nowym Jorkiem.

— Miło mi to słyszeć. Ale sądzę, że dobrze będzie, jeśli tak czy inaczej powie pan o tym wszystkim Mr Briggsowi. Był dość zainteresowany tą sprawą, by wywierać presję na policję. Pewien człowiek męczył się nad nią od sierpnia.

— To przykre. Powiem mu, jeśli znajdę sposobność, ale nie jestem już tym zainteresowany.

Sędzia Santini umościł się z wysiłkiem pod okryciami ledwo gość wyszedł. Czuł się zmęczony, bardziej zmęczony niż zdarzyło mu się to kiedykolwiek. I wciąż jeszcze pamiętał ten ból, który zapłonął w jego piersi.

Już tylko dwa tygodnie do nowego roku. I do nowego stulecia. Dziwnie będzie pisać dwa tysiące ileś, zamiast tysiąc dziewięćset, jak dotychczas, jak robił to przez całe swoje życie.

Pierwszy stycznia roku 2000. Z jakiegoś powodu wydawała mu się to dziwna data. Zadzwonił na Rosę, by podała mu lekarstwo. Ile z tego nowego stulecia zdoła zobaczyć? Była to przygnębiająca myśl.

W ciszy pokoju tykanie staroświeckiego zegara wydawało mu się bardzo głośne.

27

— Porucznik chce cię widzieć — zawołał przez cały pokój Steve.

Andy odmachnął dziękując, wstał i przeciągnął się. Niczego nie pragnął tak bardzo, jak oderwać się od stosu raportów, nad którymi pracował. Nie spał dobrze poprzedniej nocy i był zmęczony. Najpierw ta nieszczęsna strzelanina, potem odejście Shirl. Za wiele na jedną noc. Gdzie miał jej szukać, by poprosić ją, aby wróciła? Zresztą, jak mógł prosić ją o powrót, skoro Belicherowie się nie wyprowadzili? Jak miał się pozbyć Belicherów? Myślał o tym nie po raz pierwszy, te myśli nachodziły go jedna za drugą, zupełne błędne koło. To nic nie dawało. Zapukał do drzwi pokoju porucznika i wszedł.

— Chciał mnie pan widzieć, sir?

Porucznik Grassioli przełykał właśnie tabletkę, więc tylko skinął głową i spłukał lekarstwo łykiem wody. Rozkaszlał się, potem opadł na podniszczone krzesło obrotowe. Wyglądał bardziej szaro niż zwykle, był wyczerpany.

— Ten żołądek wykończy mnie kiedyś. Słyszałeś, żeby ktoś umarł na żołądek?

Na takie pytania nie było odpowiedzi. Andy zastanawiał się, ku czemu porucznik zmierza. To było niepodobne do niego. Zwykle bez oporów mówił, co myśli.

— Ci na górze nie są zadowoleni z zastrzelenia tego chińskiego szczeniaka — powiedział kartkując raporty i akta, które zaśmiecały mu biurko.

— Co pan chce powiedzieć…?

— Właśnie to, Boże, zupełnie, jakbym nie miał dość kłopotów z tym posterunkiem, muszę się jeszcze zajmować polityką. Centre Street jest zdania, że zbyt wiele czasu zmarnowałeś na tę sprawę. Od czasu, gdy zacząłeś śledztwo, mieliśmy w rejonie dwa tuziny morderstw, których sprawcy nie zostali wykryci.

— Ale. . . — Andy oniemiał. — Powiedział mi pan, że sam komisarz rozkazał zająć się sprawą. Powiedział mi pan, że… — Nieważne, co powiedziałem — warknął Grassioli.

— Komisarza nie można złapać telefonicznie, a przynajmniej dla mnie .go nie ma. Nic go nie obchodzi zabójca O’Briena i nikt nie chce słuchać tego, co mam do powiedzenia o tej szmacie z Jersey, Cuore. A co więcej, asystent komisarza ma pretensje do nas o zastrzelenie Billy’ego Chunga. Zwalili to wszystko na mnie.

— Wygląda, że to ja zostałem kozłem ofiarnym.

— Nie wyzłośliwiaj się, Rusch — porucznik wstał, odkopnął krzesło i odwrócił się plecami do Andy’ego, patrząc w okno i bębniąc palcami po framudze. — Zastępca komisarza to George Chu. Uważa, że dyskryminujesz Chińczyków, że tropiłeś tego dzieciaka w ramach wendety, a potem zastrzeliłeś go, zamiast doprowadzić.

— Oczywiście powiedział mu pan, poruczniku, że wykonywałem rozkazy? — spytał cicho Andy. — Powiedział pan, że chłopak zginął przez przypadek, wszystko napisałem w raporcie.

— Niczego mu nie powiedziałem — Grassioli odwrócił się twarzą do Andy’ego. — Wpakowali’ mnie w tę sprawę, ale teraz będę milczeć. Nie mam co powiedzieć Chu. Z drugiej strony, on ma odbicie na punkcie swego pochodzenia. Jeśli spróbuję powiedzieć mu, co naprawdę się stało, to tylko narobię kłopotów sobie, komendzie i wszystkim. — Opadł na krzesło i potarł drżącą powiekę. — Będę szczery; Andy. Zamierzam zwalić to wszystko na ciebie, ty wypijesz całe nawarzone piwo. Na sześć miesięcy wpakuję cię w mundur, a potem sprawa przyschnie. Nie stracisz ani rangi, ani pensji.

— Nie oczekiwałem żadnej nagrody za rozwiązanie tej sprawy — powiedział ze złością Andy. — Ani za podanie wam zabójcy. Ale na coś takiego nie byłem przygotowany. Mogę zwrócić się do sądu policyjnego.

— Tak, tak, możesz to zrobić — porucznik wahał się, wyraźnie było mu nieswojo. — Możesz, ale ja proszę cię, żebyś tego nie robił. Jeśli nie dla mnie, to dla dobra komendy. Wiem, że to zła transakcja, takie przyjmowanie winy na siebie, ale wyjdziesz z tego cały i zdrowy. Włączę cię z powrotem w skład oddziału detektywów tak szybko, jak tylko będę mógł. Zresztą, to nie musi oznaczać, że będziesz robił coś innego. Równie dobrze wszystkim nam mogło się to zdarzyć. Wykonujemy tak mało roboty detektywistycznej, że aż dziwne, czemu nie posłali nas jeszcze na ulice. — Stuknął energicznie w biurko. — Co na to powiesz?