Krzyżówki to jedyna choć częściowo sensowna pasja, ale i jej zagadkę trudno było rozwiązać. Zaczęła się w 1924 roku, gdy wiele kobiet dawno już obcięło warkocze. Jednak krzyżówki były popularne od początku dziewiętnastego wieku, a „New York World” publikował je co tydzień od 1913 roku.
Jednak przy bliższym oglądzie „sensowna” nie wydaje się właściwym słowem. Jeden z pastorów podczas mszy puścił między wiernych krzyżówkę, która po rozwiązaniu dawała hasło z Biblii. Materiały na kobiece sukienki drukowano w czarno-białe kwadraty, do tego sprzedawano odpowiednie kapelusze i pończochy. Na Broadwayu wystawiono rewię Krzyżówki roku 1925. Niektórzy małżonkowie twierdzili, że krzyżówki doprowadziły do ich rozwodu; sekretarki nosiły kieszonkowe słowniczki przyczepione do dłoni jak bransolety; lekarze ostrzegali przed nadwerężaniem wzroku, a w Budapeszcie jakiś pisarz popełnił samobójstwo, zostawiwszy list w formie krzyżówki. Po-
licja nigdy jej nie rozwiązała, gdyż prawdopodobnie pochłonięta była kolejnym szaleństwem — charlestonem. Bennett wetknął głowę przez drzwi.
— Masz chwilkę? Chciałbym cię o coś zapytać.
Wszedł. Tym razem nie miał koszuli w dwubarwną kostkę, lecz w wyblakłą szkocką kratę. Trzymał w ręce uproszczony formularz.
— Chodzi ci o egipskiego boga słońca na dwie litery? — powiedziałam. — Ra. Uśmiechnął się.
— Nie, myślałem, że może Flip przyniosła ci okólnik Dyrekcji, który obiecali rozesłać. Z wyjaśnieniami, jak wypełnić formularz.
— I tak, i nie — odparłam. — Otrzymałam egzemplarz od Giny. Wydostałam go spomiędzy książek o latach dwudziestych.
— Doskonale — powiedział. — Zrobię kopię i potem ci odniosę.
— Możesz go sobie zatrzymać.
— Skończyłaś już wypełniać ten formularz?
— Nie. Przeczytałam okólnik. Spojrzał w kartki.
— „Strona dziewiętnasta, rubryka czterdziesta czwarta C. Aby obliczyć pierwotnie przedłużalny wzór na fundusz, należy pomnożyć analizę potrzeb wydziałowych przez współczynnik podstawy fiskalnej, chyba że projekt wymaga kalibrowanej strukturyzacji, wówczas współczynnik należy obliczyć zgodnie ze wskazówkami w części W-A instrukcji towarzyszącej”. — Bennett odwrócił kartkę. — Gdzie jest instrukcja towarzysząca?
— Nikt tego nie wie — odparłam. Oddał mi okólnik.
— Chyba nie powinienem jechać aż do Francji, by badać chaos, ale studiować go właśnie tu, na miejscu — stwierdził, kręcąc głową. — Dziękuję. — Ruszył do drzwi.
— A jeśli już o tym mówimy, jak postępują studia na temat rozchodzenia się informacji? — spytałam.
— Laboratorium jest przygotowane — powiedział. — Mam dostać makaki, gdy tylko skończę wypełniać te głupie formularze, co nastąpi za… — z kieszeni wytartych sztruksów wyjął kalkulator i wystukał kilka liczb — za sześć tysięcy lat.
Wparowała Flip i wręczyła nam obojgu plik spiętych kartek.
— Co to takiego? Instrukcje towarzyszące? — spytał Bennett.
— Nieee — odrzekła, przechylając głowę. — To sprawozdanie FDA na temat szkodliwości palenia.
Maratony taneczne (1923 – 33)
Zawody na wytrzymałość. Polegały na tym, by tańczyć jak najdłużej, za co otrzymywało się pieniądze. Partnerzy na parkiecie kopali się wzajemnie i szczypali, by nie zasnąć, a gdy to nie pomagało, spali na zmianę w swych ramionach. Czasami trwało to nawet sto pięćdziesiąt dni. Maratony stały się makabrycznym widowiskiem. Ludzie obserwowali, jak pozbawieni snu zawodnicy dostają halucynacji, padają na ziemię, a nawet — jak w przypadku Homera Moorhousa — umierają. Towarzystwo Ochrony Zwierząt z New Jersey skarżyło się, że maratony są okrutne dla (ludzkich) zwierząt. Moda ta utrzymała się przez pierwsze lata wielkiego kryzysu głównie dlatego, że ludzie potrzebowali pieniędzy. W ostatecznym rozrachunku stawka za godzinę wynosiła około centa. Dla zwycięzców.
W czwartek spotkałam nową asystentkę łączności międzywydziałowej. Doszłam do wniosku, że nie mogę dłużej czekać na instrukcje towarzyszące, i zabrałam się do wypełniania formularzy. Na dole strony dwudziestej ósmej wydrukowano: „Wymień wszystkie”, a na górze następnej strony „do ilorazu różnicującego”. Spojrzałam na numer tej strony. Czterdziesta druga.
Poszłam do Giny, by sprawdzić, czy ma brakujące kartki. Siedziała wśród toreb, papieru do pakowania i wstążek.
— Przyjdź koniecznie na urodziny Brittany — powiedziała. — Będzie sześć pięcioletnich dziewczynek i sześć mamuś, i nie wiem co gorsze.
— Przyjdę — obiecałam i zapytałam ją o brakujące strony.
— Brakuje jakichś stron? Formularz mam w domu. Kiedy mam to wypełnić? Muszę kupić talerze, kubki, dekoracje i przygotować przekąski.
Uciekłam do swego laboratorium. Przy moim komputerze siedziała siwowłosa kobieta i szybko wprowadzała jakieś liczby.
— Przepraszam — rzekła, gdy tylko weszłam do pokoju. — Flip powiedziała, że mogę skorzystać z pani komputera, ale nie chciałam pani przeszkadzać. — Wypisała komendy zapamiętujące zbiór.
— Czy pani jest nową asystentką Flip? — spytałam.
Przyjrzałam się jej z ciekawością. Była szczupła, o ogorzałej cerze, jaką zapewne Billy Ray będzie miał po trzydziestu latach objeżdżania pastwisk.
— Shirl Creets. — Podała mi rękę.
Przypominało to uścisk dłoni Billy’ego Raya. Na palcach miała żółtawobrązowe plamy. To dlatego Sarze i Elaine wystarczyło spojrzeć, by rozpoznać palaczkę.
— Flip korzysta z komputera doktor Turnbull. — Głos miała ochrypły. — Powiedziała, że pani użyczy mi swojego. Tylko zapiszę zbiory i odchodzę. Nie paliłam tutaj — dodała.
— Jeśli pani chce, może pani palić. I może pani korzystać z komputera. Muszę teraz zajść do Działu Kadr i pobrać inny egzemplarz formularza. W tym brakuje stron.
— Ja pani przyniosę. — Shirl natychmiast wstała i wzięła ode mnie papiery. — Których stron brakuje?
— Od dwudziestej dziewiątej do czterdziestej pierwszej i może jakichś na końcu. Ostatnia strona mojego egzemplarza to sześćdziesiąta ósma. Ale nie musi pani…
— Od czego są asystenci? Czy mam zrobić dodatkową odbitkę, by mogła pani wypełnić to na brudno?
— To byłoby bardzo wygodne, dziękuję — odparłam zaszokowana i zasiadłam do komputera.
Byłam miła dla Flip i do czego to doprowadziło. Musiałam wycofać swą opinię, że Browning wiedział cokolwiek na temat trendów, mimo że napisał wspaniałą opowieść o szczurołapie.
Dane, które wprowadzała Shirl, nadal widniały na ekranie. Była to tabela. „Carbanks — 48, Twofeathers — 34, Holyrood — 61, Chin — 39”. Ciekawe, nad czym pracowała teraz Alicja.
Shirl wróciła dokładnie za pięć minut, niosąc plik starannie ułożonych i spiętych kartek.
— Wetknęłam brakujące strony do pani oryginalnego egzemplarza, a na wszelki wypadek zrobiłam dwie dodatkowe kopie. — Położyła je delikatnie na stole i wręczyła mi jakiś inny gruby plik. — Znalazłam te wycinki przy kopiarkach. Flip nie wiedziała, do kogo należą, ale przypuszczam, że są to pani materiały.
Miała w ręce wycinki prasowe na temat maratonów tanecznych, przytwierdzone spinaczami do odbitek.
— Chyba chciała pani je powielić.
— Dziękuję — odparłam zdumiona. — Może uda się pani namówić Flip, by przydzieliła panią do mnie?
— Wątpię — odparła. — Ona panią lubi. Położyła wycinki na stole i zaczęła robić na nim porządki. Ze stosu papierów wyjęła książkę na temat teorii chaosu.