— Sandro — rozległ się męski głos.
Podniosłam wzrok. W drzwiach stał Bennett, wyraźnie zaniepokojony. Płowe włosy miał wzburzone, pod piegami jego twarz poszarzała.
— Co się stało? — spytałam, wstając.
Machnął nerwowo, wskazując garść kartek, które trzymałam w dłoni.
— Nie znalazłaś tu mojego podania o przydział funduszy?
— Formularz o przydział funduszy? — spytałam osłupiała. — Trzeba go było złożyć w poniedziałek.
— Wiem. — Przeczesał dłonią włosy. — Złożyłem. Dałem go Flip.
4. Bystrzyny
Przypuszczam, że Bóg mógł stworzyć głupsze zwierzę od owcy, lecz niewątpliwie mamy podstawy sądzić, że tego nie uczynił…
Jitterbug (1938 – 45)
Taneczna mania podczas drugiej wojny światowej — taniec wykonywany przy swingu granym przez orkiestry jazzowe, zawierał skomplikowane kroki i ruchy gimnastyczne. Mężczyźni przerzucali partnerki przez plecy, między nogami oraz wysoko w górę. Żołnierze amerykańscy przenieśli Jitterbug za morza, tam gdzie stacjonowali. Zastąpiony przez cza-czę.
Do przełomów w nauce prowadzą niekiedy katastrofy. Zakażona kultura bakteryjna i niedoszłe utonięcie doprowadziło do odkrycia penicyliny; zepsute klisze fotograficzne do odkrycia promieni X. Weźmy na przykład Mendelejewa. Całe jego życie było ciągiem katastrof. Mieszkał na Syberii, jego ojciec oślepł, do cna spłonęła fabryka szkła, zbudowana przez próbującą związać koniec z końcem matkę. Lecz właśnie ten pożar zmusił rodzinę do przeprowadzki do Petersburga, gdzie Mendelejew mógł studiować z Bunsenemi w końcu opracować układ okresowy pierwiastków.
Lub taki James Christy. Przytrafiła mu się katastrofa dość nieszkodliwa: awaria urządzenia Star Scan. Właśnie sfotografował Plutona i już miał wyrzucić zdjęcie z powodu wyraźnie nieprawidłowego wybrzuszenia na krawędzi planety, gdy Star Scan (widocznie wyprodukowany przez tę samą firmę co kopiarki HiTeku) przestał działać.
Christy nie wyrzucił kliszy. Zawołał montera, który poprosił go, by poczekał, gdyż potrzebna mu będzie pomoc. Christy przez pewien czas stał w pobliżu, a potem spojrzał uważniej na wybrzuszenie i postanowił sprawdzić kilka wcześniejszych fotografii. Pierwsza, która mu wpadła w ręce, miała oznaczenie: „Obraz Plutona. Wydłużony. Płyta niedobra. Odrzucić”. Porównał obraz z fotografią trzymaną w ręku. Klisze wyglądały tak samo i Christy zdał sobie sprawę, że patrzy nie na zepsute zdjęcia, ale na księżyc Plutona.
Przeważnie jednak katastrofy to katastrofy. Tak jak ta.
Dyrekcji zależy tylko na jednej rzeczy — na papierkach. Wybaczy ona prawie wszystko — przekroczenie kosztów, ogromną niekompetencję, oskarżenia o przestępstwo kryminalne — byle tylko właściwie wypełnić papiery. I byle je złożyć w terminie.
— Dałeś swój formularz Flip?! — zapytałam i natychmiast tego pożałowałam.
Zbladł jeszcze bardziej.
— Wiem. To głupie.
— Twoje małpy — powiedziałam.
— Moje eks-małpy. Nie będę ich jednak uczył hula-hoop. Podszedł do stosu, który właśnie przerzuciłam, i zaczai go przeglądać.
— To już widziałam. Tam tego nie ma. Czy powiedziałeś Dyrekcji, że Flip zgubiła formularz?
— Tak. — Wziął papiery z wierzchu kopiarki. — Dyrekcja twierdzi, że Flip utrzymuje, iż oddała wszystkie podania, które dostała od ludzi.
— I uwierzyli w to? — Oczywiście, że uwierzyli. Przecież uwierzyli jej, gdy oznajmiła, że potrzebuje asystentki. — Czy zginął jeszcze czyjś formularz?
— Nie — odparł ponuro. — Trzy osoby były na tyle głupie, by zlecić Flip zaniesienie formularzy, ale tylko mój zgubiła.
— Może…
— Już ich o to pytałem. Nie mogę tego wypełnić ponownie i oddać później.
Położył stos papierów na ziemi, podniósł go i znowu zaczai przeglądać.
— Posłuchaj, zajmijmy się tym w sposób uporządkowany. — Odebrałam od niego papiery. — Ty sprawdzasz tamte sterty. — Położyłam stos koło kopca, który już przejrzałam. — To, co przeszukane, przesuńmy na tamtą stronę pokoju. — Wręczyłam mu papiery z podręcznego stołu. — Czego jeszcze nie przejrzeliśmy, na tę stronę. Dobrze?
— Dobrze. — Wydało mi się, że jego twarz nieco odzyskała kolory. Wziął do ręki kartki z wierzchu stosu.
Zaczęłam od kosza na makulaturę, do którego ktoś (najprawdopodobniej Flip) wrzucił na wpół opróżnioną puszkę co-ca-coli. Wyjęłam klejącą się garść papierów, usiadłam na podłodze i zaczęłam je rozdzielać. Ani śladu formularza. Pochyliłam się nad koszem i wyciągnęłam drugą garść, mając nadzieję, że cola nie przeciekła do samego dna. Przeciekła jednak.
— Wiedziałem, że nie należy jej tego dawać — rzekł Bennett rozpoczynając następny stos — ale pracowałem nad danymi z teorii chaosu, a Flip oświadczyła, że to właśnie ona ma zanieść formularz do Dyrekcji.
— Znajdziemy go — zapewniłam, odrywając stronicę od zlepionego colą pliku. Doszłam do połowy papierów i krzyknęłam.
— Znalazłaś? — spytał z nadzieją w głosie.
— Nie. Przepraszam. — Pokazałam mu lepkie stronice. — To notatki z fal Marcela. Dałam je Flip do skopiowania. Jego twarz i piegi zupełnie zbladły.
— Wyrzuciła moje podanie — powiedział bezbarwnym głosem.
— Nie, na pewno nie. — Usiłowałam zapomnieć o tym, jak tego samego dnia, gdy poznałam Bena, Flip zgniotła i wyrzuciła do kosza moje wycinki na temat krótkich fryzur. — To musi tu gdzieś być.
Nie było. Skończyliśmy przebierać sterty i ponownie je przejrzeliśmy, choć stało się już oczywiste, że formularza nie znajdziemy.
— A jeśli go zostawiła w twoim laboratorium? — spytałam, kiedy dotarłam do dna ostatniego stosu. — Może wcale go stamtąd nie zabrała.
Potrząsnął głową.
— Już przeszukałem całe pomieszczenie. Dwukrotnie. — Rył teraz w koszu na śmieci. — A może jest w twoim gabinecie? Poprzednio dostarczyła tamtą paczkę do ciebie. Może…
Z przykrością musiałam go rozczarować.
— Właśnie dokładnie je przetrząsnęłam. Szukając tego. — Wyciągnęłam swe wycinki o falach Marcela. — Przecież może on być także w laboratorium kogoś innego. — Wstałam sztywno. — Czy pytałeś Flip, co z tym zrobiła? Nie, co ja gadam, przecież mówimy o Flip.
Skinął głową.
— Powiedziała: „Jaki formularz finansowy?”
— W porządku, musimy mieć plan ataku. Ty zajmiesz się bufetem, a ja klubem.
— Bufetem?
— Tak, znasz Flip — powiedziałam. — Prawdopodobnie dostarczyła to komuś innemu. Tak jak tamtą paczkę.
Czułam, że tkwi w tym jakaś ważna wskazówka, dotycząca nie tylko formularza. Coś bardzo istotnego dla znalezienia źródeł mody krótkich włosów? Nie, to nie to. Starałam się zatrzymać to wrażenie.
— O co chodzi? — spytał Bennett. — Wiesz, gdzie on jest? Przeszło.
— Nie. Przepraszam. Myślałam o czymś innym. Spotkamy się przy koszu z makulaturą w Chemicznym. Nie martw się. Znajdziemy go — powiedziałam radośnie, ale nie miałam wielkiej nadziei. HiTek jest olbrzymi. Znałam przecież Flip; mogła ten formularz położyć wszędzie. W dowolnym laboratorium lub na dole w Zaopatrzeniu u Desideraty, świętego patrona rzeczy zagubionych. Albo wynieść na zewnątrz. — Do zobaczenia przy koszu z makulaturą.