Выбрать главу

— Nic. Chyba Miguela znudziło czekanie.

Miguel jednak nadal stał przy szoferce, zasłuchany w Group-thinków czy w coś w tym duchu.

Owce pasły się spokojnie, wędrując beztrosko po zagrodzie, jak gdyby zawsze tu przebywały. Nawet gdy Miguel, nadal w słuchawkach, odwrócił ciężarówkę i odjechał, nie okazały strachu. Jedna z nich, ta w pobliżu płotu, podniosła na mnie swój myślący, inteligentny wzrok.

Uda się! — pomyślałam.

Owca patrzyła na mnie jeszcze chwilę, opuściła głowę, po-skubała trawę i utknęła łbem w ogrodzeniu.

Qiao pai (1977 — 95)

Chińska gra zainspirowana przez amerykańskiego brydża, niezwykle popularnego w latach trzydziestych. Wylansowana przez Deng Xiaopinga, który nauczył się jej we Francji. Qiao pai zyskała przeszło milion entuzjastów, którzy grali przeważnie w pracy. Odmiennie niż w brydżu, licytacja przebiega cicho, gracze nie układają kart w określonym porządku, a gra jest bardzo sformalizowana. Wyparła ping-ponga.

W ciągu następnych kilku dni przekonaliśmy się, że w stadzie owiec informacja prawie wcale się nie rozprzestrzenia. Nie powstały wśród nich również żadne manie.

— Chciałbym je przez kilka dni poobserwować — oznajmił Ben. — Musimy zbadać wzorce dyfuzji informacji w stadzie.

Obserwowaliśmy. Owce pasły się na trawie, robiły ze dwa kroki, pasły się jeszcze trochę, szły nieco dalej, skubały trawę. Byłby to sielski obrazek, gdyby nie ich długie, nic nie wyrażające pyski, i nie ta wełna.

Kto stworzył mit, że owce są puszyste i białe? Te miały raczej kolor starej ścierki i lepiły się od brudu.

Nadal się pasły. Od czasu do czasu któraś z nich przerywała przeżuwanie i dreptała wokół ogrodzenia. Szukała skały, żeby z niej skoczyć. Potem wracała do skubania trawy. Jedna zwy-

mootowała. Kilka sztuk pasło się wzdłuż płotu. Kiedy dochodziły do rogu, nie potrafiły wykombinować, jak się stamtąd wydostać, nadal się pasły, wyjadając trawę aż do ziemi. Potem, z braku lepszych pomysłów, jadły ziemię.

— Czy jesteś pewna, że owce to ssaki wyższe? — Ben położył ręce na płocie, oparł na nich brodę i obserwował zwierzęta.

— Bardzo mi przykro, nie miałam pojęcia, że są takie głupie.

— Prosta struktura zachowań może być korzystna z naszego punktu widzenia — stwierdził. — Problem z makakami polega na tym, że są sprytne. Ich zachowanie jest skomplikowane, wiele elementów występuje jednocześnie: dominacja, stosunki rodzinne, iskanie, komunikacja, uczenie. Trudno jest oddzielić dyfuzję informacji od innych zachowań.

A czy owce w ogóle przekazują sobie jakiekolwiek informacje? — pomyślałam.

Jedna z nich przeszła krok, popasła się, przeszła jeszcze dwa kroki, a potem widocznie zapomniała, co robi, i gapiła się pustym wzrokiem w przestrzeń.

Przyczłapała Flip w stroju kelnerki — czerwona lamówka na kołnierzu, na kieszeni napis „Obiady u Dona” wyhaftowany czerwonym ściegiem. Niosła papier.

— Dostałaś pracę? — spytał z nadzieją Be”n. Wywrócenie oczu. Westchnienie. Odrzut włosów.

— Nieee.

— Więc czemu nosisz mundur? — zapytałam.

— To nie jest mundur, ale sukienka uszyta tak, żeby wyglądała jak mundur. Bo chcę pokazać, że muszę tu wykonywać całą pracę. To manifest. Niech państwo to podpiszą. — Wręczyła mi kartkę i oparła się na furtce. — Czy to owce?

Druk był petycją o zakaz palenia na parkingu.

— Jedna osoba paląca papierosa raz dziennie na parkingu o powierzchni półtora hektara nie wyprodukuje wtórnego dymu o takim stężeniu, by dawało to powody do zmartwień — zauważył Ben.

Flip odrzuciła włosy, koraliki we włosach gwałtownie się zakołysały.

— Nie chodzi o wtórny dym — wyjaśniła z niesmakiem — tylko o zanieczyszczenie powietrza.

Odeszła, człapiąc, a my powróciliśmy do naszych baranów. Ich bierność dawała nam przynajmniej czas na ułożenie programu obserwacji i przejrzenie literatury.

Nie było tego dużo. Biolog z college’u Williama i Mary w Wirginii obserwował stado pięciuset owiec i doszedł do wniosku, że mają „silny instynkt stadny”, a badacz z Indiany zidentyfikował pięć form kontaktu między owcami (beczenia zostały spisane fonetycznie). Nikt jednak nie prowadził doświadczeń w nauczaniu. Wszyscy robili to co my: obserwowali, jak owce żują, drepczą w kółko bez celu i rzygają.

Mieliśmy mnóstwo czasu na rozmowę o krótkich fryzurach i teorii chaosu.

— To zadziwiające, że systemy chaotyczne nie pozostają chaotyczne na zawsze — powiedział Ben, opierając się na furtce. — Czasami spontanicznie reorganizują się w strukturę uporządkowaną.

— Nagle stają się mniej chaotyczne? — Życzyłam sobie w duchu, by wydarzyło się to w HiTeku.

— Nie, i w tym sedno. Stają się coraz bardziej chaotyczne, aż osiągną jakby chaotyczną masę krytyczną. Wtedy spontanicznie reorganizują się na wyższym poziomie równowagi. Nazywa się to krytycznością samoorganizującą.

Miałam wrażenie, że niebawem osiągniemy ten poziom. Dyrekcja wydawała okólniki, owce utykały głowami w płocie, w furtce i pod karmnikiem. Czasami wpadała Flip, wisiała na drzwiczkach między zagrodą a laboratorium, monotonnie podnosiła i opuszczała rygiel i wyglądała na nieszczęśliwie zakochaną.

Trzeciego dnia zrozumieliśmy, że owce nie zapoczątkują żadnej manii. Nie nauczą się również przyciskać guzików, by dostać jedzenie. Następnego ranka po przybyciu owiec Ben zainstalował urządzenie i kilka razy zademonstrował jego działanie: chodził na czworakach i przyciskał nos do szerokiego, płaskiego guzika. Za każdym razem grzechotały wypadające kulki karmy, a Ben wsadzał głowę w koryto i wydawał odgłosy żucia. Owce obserwowały to niewzruszone.

— Musimy skłonić którąś z nich, by się tego nauczyła — powiedziałam. Oglądaliśmy taśmy wideo z dnia ich przybycia i zobaczyliśmy, jak zeszły z ciężarówki. Tłoczyły się i cofały, wreszcie jedna została wypchnięta z platformy. Reszta stada hurmem stoczyła się za nią. — Pozostałe będą ją wówczas naśladować.

Ben bez przekonania poszedł po uździenicę.

— Którą złapać?

— Tę nie. — Wskazałam owcę, która zwymiotowała. Spojrzałam na stado, usiłując ocenić bystrość i inteligencję poszczególnych zwierząt. Nie miały jej zbyt wiele. — Raczej tę.

Ben kiwnął głową i ruszyliśmy ku niej z uździenicą. Owca żuła przez chwilę w zamyśleniu, po czym pomknęła w róg, a reszta owiec za nią. Przeskakiwały przez siebie wzajemnie, by jak najszybciej dotrzeć do ściany.

— „I z wszystkich domów wypadły szczury” — zarecytowałam cicho.

— Przynajmniej wszystkie są w jednym rogu. Którejś z nich założę uździenicę.

Nie udało się, choć złapał owcę za wełnę i biegł za nią przez pół zagrody.

— One się państwa boją — zauważyła Flip. Od rana wisiała na furtce, podnosiła i opuszczała rygiel i snuła smętną opowieść o dentyście Darrellu.

— Ja też się ich boję — oznajmił Ben, otrzepując sztruksy — jesteśmy więc kwita.

— Powinniśmy je łagodnie namówić. Chodźcie tutaj — przykucnęłam i zawołałam dziecinnym głosem, jakim ludzie mówią do psów. — Chodźcie, nic wam nie zrobię.

Gapiły się na mnie, żując beznamiętnie.

— W jaki sposób pasterze prowadzą swe stada? — zastanawiał się Ben.

Usiłowałam przypomnieć sobie różne obrazki.

— Nie wiem. Po prostu idą przodem, a owce za nimi.

Stosowaliśmy tę metodę. Próbowaliśmy również podkraść się do owiec z przeciwnych stron i ruszyć na nie z tyłu, mając nadzieję, że pobiegną do przodu, a jedna z nich przypadkowo zderzy się z guzikiem.