Niczego nie zrelizowałam. W domu przeczytałam Browninga. Szczurołap z Hamelin, wiersz — czy to nie dziwne? — traktujący o manii. Zaczęłam Pippa przechodzi, długi poemat o włoskiej dziewczynie z Asolo. Pracowała w fabryce i miała tylko jeden dzień wolny w roku (musiał to być z pewnością włoski oddział HiTeku), który spędzała na wędrówkach wśród domów. Śpiewała pod oknami „Ślimak w igłach sosny; W trzepocie skowronek”, inspirując wszystkich.
Chciałabym, żeby pojawiła się pod mym oknem i zesłała mi natchnienie. Ale takie rzeczy się nie zdarzają. Inspiracja musiała nadejść tak, jak to zwykle w nauce bywa — należało wygładzić papierowe kulki i wprowadzić dane do komputera. Próby i błędy. I znowu próby.
Myliłam się. Inspiracja już nadeszła, ale ja jeszcze o tym po prostu nie wiedziałam.
Koła dobrej jakości (1980 – 85)
Moda w przedsiębiorstwach naśladująca system stosowany z powodzeniem w japońskich korporacjach. Raz w miesiącu, zwykle po pracy, zbierali się przedstawiciele różnych wydziałów firmy. Wymieniali doświadczenia oraz propozycje, jak usprawnić zarządzanie. Zarzucono te spotkania, gdy przekonano się, że wysuwane na nich sugestie zupełnie nie są brane pod uwagę. W ich miejsce przyszły QIS, MBO, JIT i inne modne hasła.
W środę mieliśmy spotkanie całej załogi. Omal się nie spóźniłam. Poszłam do Działu Zaopatrzenia, by wyciągnąć od Desideraty pudełko spinaczy. Ona jednak albo nie wiedziała, co to jest, albo gdzie tego szukać. Gdy przybyłam wreszcie do stołówki, wszystkie miejsca były zajęte.
Gina pomachała do mnie z drugiego końca sali i wskazała puste krzesło obok siebie. Przecisnęłam się tam, gdy Dyrekcja mówiła:
— My w HiTeku nigdy nie ustajemy w dążeniu do doskonałości.
— O co chodzi? — spytałam szeptem Ginę.
— Dyrekcja chce udowodnić, że ponad wszelką wątpliwość ma zbyt mało pracy — wymamrotała cicho. — Wynaleźli więc nowy akronim i właśnie teraz go opracowują.
— …podstawą naszego ekscytującego nowego programu zarządzania jest pomysłowość. — Przedstawiciel Dyrekcji grubym markerem wypisał wielkie P i O na dużej białej karcie. — Pomysłowość to kamień węgielny dobrej firmy.
Rozejrzałam się, szukając doktora O’Reilly’ego. Pod ścianą, niedbale oparta, siedziała nadęta Flip. Ręce miała opasane taśmą klejącą.
— Pomysłowość wymaga umiejętności. A kto jest źródłem wszelkich umiejętności w HiTeku? Wy, państwo naukowcy! — powiedziała Dyrekcja. Napisała duże N.
Udało mi się wreszcie dostrzec doktora O’Reilly’ego. Stał przy bufecie, obok sztućców, trzymając ręce w kieszeniach. Dziś był nieco lepiej ubrany, ale nie o wiele lepiej. Brązowy blezer z anilany nie pasował odcieniem do brązowych sztruksów, a koszula w biało-brązową kratę nie pasowała ani do swetra, ani do spodni.
— Pomysłowość naukowa nie jest właściwie wykorzystana, jeśli nie zostanie ukierunkowana na reformy. — Przedstawiciel Dyrekcji wpisał U i R. — Pomysłowość Naukowa Ukierunkowana Reformatorsko — wyrecytował triumfalnie, wskazując kolejne litery. — W skrócie PONUR.
— Celne określenie — mruknęła Gina.
— Podstawą PONUR-u są Sugestie Załogi. — Dyrekcja napisała markerem SZ. — Proszę, żeby państwo podzielili się na zespoły robocze i przedstawili listę pięciu najważniejszych spraw. — Na tablicy pojawiło się 5.
Doktor O’Reilly nadal stał przy sztućcach. Myślałam, czy-by go nie zaprosić do naszej grupy, ale Gina już pochwyciła Sarę z Chemii i Elaine z Działu Kadr, która miała na sobie opaskę tenisową i spodnie do jazdy na rowerze.
— Pięć problemów — powtórzyła Dyrekcja, a Elaine natychmiast wyjęła notatnik i ponumerowała strony od jednej do pięciu — mogących się przyczynić do polepszenia środowiska pracy w HiTeku.
— Zwolnić Flip — zaproponowałam cicho.
— Czy wiecie, co mi wczoraj zmajstrowała? — powiedziała Sara. — Wszystkie moje karty doświadczeń umieściła pod L, bo niby „laboratorium”.
— Mam zapisać? — spytała Elaine.
— Nie — odparła Gina — ale wy wszystkie zapiszcie lub zapamiętajcie. Przyjęcie urodzinowe Brittany, osiemnastego o drugiej. Jesteście zaproszone. Prezenty, torty, ale żadnych Power Rangersów. Postawiłam sprawę twardo. Powiedziałam Brittany, że może mieć dowolne przyjęcie, aby nie w stylu Power Rangers.
Doktor O’Reilly usiadł wreszcie przy stole pośrodku jadalni i zdjął blezer. Nic się nie polepszyło — ujawnił się jedynie krawat, który nie miał w sobie ani krztyny stylu.
— Czy kiedykolwiek widziałyście Power Rangersów? — spytała Gina.
— Nie mogę przyjść — odparła Sara. — Biorę udział w biegu na dziesięć kilometrów z Paulem Ottermeyerem.
— Myślałam, że chodzisz z Tedem — zdziwiła się Gina.
— Ted ma problemy z życiem uczuciowym — wyjaśniła Sara — i dopóki nie nauczy się ich rozwiązywać, nie ma sensu, byśmy wchodzili w bardziej trwały związek.
— Zatem zdecydowałaś się na biegi długodystansowe? — pytała Gina.
— Powinnaś spróbować marszów po schodach — poradziła Elaine z Działu Kadr. — To rozwija muskulaturę wszechstronniej niż biegi.
Oparłam brodę na dłoni i kontemplowałam krawat doktora O’Reilly’ego. Krawaty są jak pozostałe części męskiej garderoby. Teraz niemal wszystko jest na czasie. Ale to dopiero niedawna tendencja. Krawaty w paski były modne w 1860 roku, o barwie lawendy — w 1890. Na muszki panował szał w latach dwudziestych, na ręcznie malowane tancerki — w latach czterdziestych, na jaskrawe stokrotki — w sześćdziesiątych; wte-
dy wszystko, co nie było akurat na fali, traktowano jako zacofane. Natomiast obecnie wszelkie poprzednie style są dopuszczalne, a ponadto: krawat-sznureczek, bandany i zawsze aktualne bezkrawacie. Krawat Bennetta nie należał do żadnej z tych kategorii — był po prostu okropny.
— Na co patrzysz? — spytała Gina.
— Na doktora O’Reilly’ego — odparłam. Zastanawiałam się, czy Bennett jest aż w takim wieku, że mógł sobie kupić ten krawat, gdy jego fason był w modzie.
— Tego świra z Biologii? — Elaine wyciągnęła szyję.
— Fatalny krawat — stwierdziła Gina.
— I te okulary — dodała Sara. — Są tak grube, że nie można nawet określić, jakie ma oczy.
— Szare — powiedziałam, ale Elaine i Sara wróciły już do tematu marszów po schodach.
— Najlepsze schody są na kampusie, w budynku nauk technicznych — mówiła Elaine. — Sześćdziesiąt osiem stopni, ale są na ogół zatłoczone. Więc zwykle trenuję na tych w „Koniczynce”.
— Ted mieszka w „Irysie” — poinformowała nas Sara. — Musi wyodrębnić u siebie ducha męskiego wojownika, gdyż nigdy nie będzie potrafił zaakceptować żeńskiej części swej osobowości.
— Dobrze, moi państwo — znów odezwała się Dyrekcja. — Czy sformułowali już państwo swoje problemy? Flip, proszę, zbierz notatki.
Elaine miała przerażoną minę. Gina zabrała od niej listę i szybko napisała:
1. Optymalizacja potencjału
2. Zasilanie sfery realizacyjnej
3. Wdrażanie perspektywiczne
4. Strategizacja priorytetów
5. Wzmocnienie podstawowych struktur
— Jak to wszystko wymyśliłaś? — pytałam zachwycona.
— Zawsze wypisuję te pięć punktów. — Wręczyła listę człapiącej obok Flip.
— Nim przejdziemy do dalszych spraw — mówiła Dyrekcja — proszę wszystkich o powstanie.