Wręczył mi pilota i wyjaśnił pozostałe arkana systemu.
– Zupełnie jak James Bond – zauważyłam.
– Masz jakieś plany na dzisiaj?
– Muszę zadzwonić do Morellego i sprawdzić, czy facet z RGC, który miał załatwić ze mną sprawę, pokazał się. Potem pewnie to, co zwykle. Odwiedzę Mabel. Wpadnę do biura. Ponachodzę śmieciarzy.
Będę czujnie wypatrywać Ramireza. Każę się zbadać na głowę.
– Ktoś jest wkurzony, że nie zginęłaś. Może warto włożyć kamizelkę kuloodporną.
Patrzyłam, jak wyjeżdża z parkingu, i zanim wróciłam do siebie, włączyłam alarm w bmw. Dokończyłam grę w monopol, wzięłam prysznic, potrząsnęłam głową w nadziei, że odpowiednio ułożę dzięki temu włosy, i podma-lowałam rzęsy, by ludzie zwracali uwagę na moje oczy, nie dostrzegając reszty.
Przyrządziłam jajecznicę z jednego jajka i spożyłam ją z sokiem pomarańczowym i multiwitaminą. Zdrowe śniadanie na początek dnia – zakładając, że uda mi się przeżyć ranek.
Doszłam do wniosku, że Komandos miał słuszność, jeśli chodzi o kamizelkę. Byłam, co prawda, płaska jak decha, ale czy bez niej wyglądałam lepiej? Miałam na sobie dżinsy, kozaki i T-shirt z kamizelką kuloodporną, przylegającą ściśle do ciała. Na to włożyłam flanelową koszulę, zapinaną na guziki, i pomyślałam, że nie wyglądam tak źle.
Nie zapaliło się światełko alarmowe, kiedy stanęłam przy wozie, usiadłam więc za kierownicą z poczuciem bezpieczeństwa. Dom rodziców zajmował pierwsze miejsce na liście odwiedzin. Przyszło mi do głowy, że nie zawadzi napić się kawy i wysłuchać najświeższych plotek.
Gdy tylko podjechałam pod krawężnik, w drzwiach stanęła babka.
– Rany, niezła maszyna – orzekła, przyglądając się, jak wysiadam i włączani alarm. – Co to za wóz?
– Bmw.
– Przed chwilą przeczytałyśmy w gazecie o twoim por-sche. Jak wyleciał w powietrze. Matka jest w łazience, właśnie zażywa aspirynę.
Wbiegłam na ganek, przeskakując po dwa stopnie naraz.
– Było o tym w gazecie?
– Tak, tyle że jak zwykle bez twojego zdjęcia. Ale zamieścili za to zdjęcie wozu. Jezu, jest płaski jak naleśnik. Wspaniale.
– Napisali coś jeszcze?
– Nazwali cię Bombową Łowczynią Nagród.
Może i mnie przydałaby się aspiryna. Rzuciłam torbę na krzesło i sięgnęłam po gazetę leżącą na stole. Boże, wszystko zamieścili na pierwszej stronie.
– Piszą, że policja jest pewna, że to była bomba -relacjonowała babka. – Ale jak ta ciężarówka runęła na samochód, to chyba z trudem się zorientowali, co się stało.
Do kuchni weszła matka.
– Czyj to samochód stoi pod naszym domem?
– To nowy wóz Stephanie – wyjaśniła babka. – Ekstra, co?
Matka uniosła pytająco brew.
– Dwa nowe wozy? Skąd je bierzesz?
– Samochody firmowe – odparłam.
– Słucham?…
– Nie ma mowy o seksie analnym – uspokoiłam ją. Matka i babka rozdziawiły usta.
– Przepraszam – powiedziałam. – Wyrwało mi się.
– Myślałam, że tylko homoseksualiści uprawiają seks analny – wyznała babka.
– Każdy, kto ma odbyt, może go uprawiać – wyjaśniłam.
– Hni – mruknęła w zamyśleniu. – No cóż, też go mam.
Nalałam sobie filiżankę kawy i usiadłam przy stole.
– A więc co słychać?
Babka też nalała sobie kawy i usiadła naprzeciwko.
– Harriet Mullen urodziła chłopca. Musieli w ostatniej chwili robić cesarskie cięcie, ale wszystko poszło dobrze. No i umarł Mickey Szajak. Był już chyba najwyższy czas.
– Słyszeliście coś ostatnio o Grizollim?
– Widziałam go w zeszłym tygodniu na targu mięsnym. Zdawało mi się, że utył.
– Jak mu się wiedzie finansowo?
– Słyszałam, że robi duże pieniądze na tych pralniach. Widziałam też Vivien w nowym buicku.
Vivien była żoną Vita. Miała sześćdziesiąt pięć lat, nosiła sztuczne rzęsy i farbowała sobie włosy na jasnoczer-wony kolor, bo Vito tak lubił. Każdy, kto wyraził krytyczną opinię na ten temat, wpadał przez przypadek do rzeki Delaware w cementowych butach.
– A First Trenton? Jakieś plotki?
Matka i babka podniosły wzrok znad kawy.
– Bank? – spytała matka. – Dlaczego pytasz o bank?
– Nie wiem. Fred miał tam rachunek. Sprawdzam tropy.
Babka wlepiła wzrok w moją klatkę piersiową.
– Wyglądasz inaczej niż zwykle. Włożyłaś jeden z tych sportowych staników? – spytała i przyjrzała się uważniej. – Ja cię kręcę! Wiem, co to jest. Nosisz kamizelkę kuloodporną. Ellen, popatrz tylko – zwróciła się do matki. – Stephanie nosi kamizelkę kuloodporną. Niesamowite, co?
Twarz matki zrobiła się biała.
– Za jakie grzechy?… – spytała.
Drugi w kolejności był dom Mabel. Otworzyła drzwi i uśmiechnęła się.
– Stephanie, jak dobrze cię widzieć, moja droga. Napijesz się herbaty?
– Nie mogę długo zostać – odparłam. – Chciałam tylko zobaczyć, jak się miewasz.
– Miło z twojej strony. Czuję się doskonale. Chyba zdecyduję się na Bermudy. Wzięłam ze stolika broszurę.
– Rejsy dla samotnych emerytów?
– Mają bardzo atrakcyjne ceny.
– Stało się coś, o czym powinnam wiedzieć? Może masz wiadomości od Freda?
– Nie dał znaku życia. Przypuszczam, że nie żyje. Rany, oby to nie była prawda.
– Minęły dopiero dwa tygodnie – powiedziałam. -Może się jeszcze pojawi.
Mabel spojrzała tęsknie na broszurę.
– Obawiam się, że prawda.
Dziesięć minut później byłam już w biurze.
– Hej, koleżanko! – zawołała na przywitanie Lula. -Czytałaś dziś rano gazetę? Jest sporo o tobie. O mnie nie napisali, że oberwałam, w ogóle ani słowa. I nie dali mi super przezwiska, jak ta twoja Bombowa Łowczyni Nagród. Cholera, jestem przecież niezła.
– Wiem – powiedziałam. – Dlatego pomyślałam, że może znów zechcesz ze mną pojechać.
– No, nie wiem. Jakim wozem jeździsz? Znów bui-ckiem?
– Beemką.
Lula rzuciła się do okna i wyjrzała na ulicę.
– Jasny gwint. Nieźle.
Yinnie wyjrzał ze swojego gabinetu.
– Co się dzieje?
– Stephanie ma nowy samochód – odparła Lula. -Ten przy krawężniku.
– Słyszeliście, żeby w First Trenton działo się coś niezwykłego? – spytałam. – Jakieś podejrzane praktyki?
– Powinnaś spytać tego małego gościa, z którym rozmawiałyśmy wczoraj – podsunęła Lula. – Nie pamiętam, jak się nazywał, ale wyglądał sympatycznie. Nie sądzisz chyba, że jest nieuczciwy.
– Trudno powiedzieć, kto jest nieuczciwy – odparłam. W gruncie rzeczy sądziłam, że nieuczciwość to byłby prawdziwy krok do przodu w przypadku Shempsky'ego.
– Skąd wytrzasnęłaś ten wóz? – spytał Yinnie.
– To samochód firmowy. Pracuję z Komandosem. Twarz Yinniego pofałdowała się w szerokim, obłudnym uśmiechu.
– Komandos dał ci samochód? Ha! Co to za robota? Trzeba być naprawdę dobrym, żeby dostać taki wózek.
– Może powinieneś spytać Komandosa – podsunęłam.
– Tak, pewnie, jak mi się życie znudzi.
– Jacyś zbiegowie? – spytałam Connie.
– Mieliśmy dwóch wczoraj, ale to nędza. Nie byłam pewna, czy chcesz sobie nimi zawracać głowę. Jesteś ostatnio zajęta.
– Co mają na sumieniu?
– Kradzieże w sklepie i bicie żony.
– Bierzemy damskiego boksera – oświadczyła Lula. -Żaden taki nam nie ujdzie. Uwielbiamy zajmować się damskimi bokserami.