Выбрать главу

Wzięłam od Connie teczkę i przejrzałam. Kenyon Lal-ly. Wiek dwadzieścia osiem lat. Niepracujący. Długa i bogata historia przemocy w rodzinie. Dwukrotnie skazany za jazdę po pijanemu. Mieszka w blokach socjalnych. Brak wzmianki o użyciu w przeszłości broni palnej w stosunku do łowców nagród.

– Okay, bierzemy go – postanowiłam.

– O rany! – zawołała Lula. – Zgniotę tego faceta jak karalucha.

– Nie, nie, nie, żadnego zgniatania. Żadnej zbędnej przemocy.

– Pewnie – zgodziła się Lula. – Wiem. A możemy zastosować przemoc niezbędną?

– Niezbędna przemoc nie będzie niezbędna.

– Po prostu nie stłuczcie go jak tego świra komputerowego – wtrącił Yinnie. – Zawsze mówię, kopcie ich po nerkach, tam gdzie nie widać.

– Pokrewieństwo z tym facetem to musi być coś niesamowitego – skomentowała Lula, zerkając na Yinniego.

Connie wypełniła moje pełnomocnictwo i wręczyła mi. Wrzuciłam dokumenty do torby, którą podciągnęłam energicznie na ramieniu.

– Do zobaczenia.

– Do zobaczenia – rzuciła Connie. -1 uważaj na śmieciarki.

Wyłączyłam alarm i obie z Lula wsiadłyśmy do beemki.

– Ale wygoda – pochwaliła. – Duża kobieta, jak ja, potrzebuje takiego wozu. Jedno jest pewne, chciałabym wiedzieć, skąd Komandos bierze te wszystkie samochody. Widzisz ten srebrny pasek na drzwiach? To twoje numery rejestracyjne. Więc teoretycznie ta beemka nie jest nawet kradziona.

– Teoretycznie.

Komandos produkował pewnie te paski na kilogramy. Zadzwoniłam z telefonu samochodowego do Morellego i po sześciu sygnałach odezwała się sekretarka. Zostawiłam mu wiadomość i spróbowałam szczęścia z pagerem.

– To nie moja sprawa, ale co się dzieje między tobą i Morellim? – spytała Lula. – Myślałam, że to koniec, kiedy się od niego wyprowadziłaś.

– To skomplikowane.

– Twój problem to związki z facetami, którzy mają duży potencjał w łóżku i ani krzty przy ołtarzu.

– Zastanawiam się, czy w ogóle nie dać sobie spokoju z mężczyznami – odparłam. – Celibat to nie taka zła rzecz. Nie musisz zawracać sobie głowy goleniem nóg.

Zadzwonił telefon. Odebrałam przez głośnik.

– Jaki to numer? – dopytywał się Morelli.

– Telefonu w moim samochodzie.

– W buicku?

– Nie. Komandos dał mi nowy wóz. Cisza. A po chwili:

– Co to za marka?

– Beemka.

– Ma w środku tabliczkę z numerem rejestracyjnym?

– Tak.

– Sfałszowaną? Wzruszyłam ramionami.

– Wygląda na prawdziwą.

– Powiesz to przed sądem.

– Miałeś jakieś informacje o Marku Stemperze?

– Nie. Przypuszczam, że jedzie na jednym wózku z twoim wujem Fredem.

– A Laura Lipinski?

– Zniknęła z powierzchni ziemi. Wyszła z domu w czwartek, dzień przed zniknięciem Freda.

Odpowiedni moment, by wylądować w worku na śmieci.

– Dzięki. To wszystko, co chciałam wiedzieć. Do usłyszenia.

Skręciłam na parking pod Grand Union i dojechałam do końca centrum, pod bank. Zatrzymałam się w bezpiecznej odległości od innych samochodów, wysiadłam z bmw i włączyłam alarm.

– Chcesz, żebym została w wozie, na wypadek gdyby krążył tu ktoś z bombą na tylnym siedzeniu i szukał okazji, żeby ją podłożyć? – spytała Lula.

– Nie trzeba. Komandos twierdzi, że wóz ma czujniki.

– Komandos dał ci samochód z czujnikami bomb? Nawet szef CIA nie ma takiego. Słyszałam, że dali mu tylko patyk z lusterkiem na końcu, żeby mógł sobie zaglądać pod karoserię.

– To chyba żaden cud techniki. Wygląda mi na detektory ruchu zainstalowane w podwoziu.

– Rany, chciałabym wiedzieć, skąd on je wziął. Może warto wybrać się dzisiejszej nocy do rezydencji gubernatora i go obrobić.

Zaczęłam się już uważać za stałą klientkę banku. Przywitałam się ze strażnikiem przy wejściu i pomachałam do Leony. Szukałam wzrokiem Shempsky'ego, ale nigdzie go nie dostrzegłam. Gabinet był pusty.

– Wyszedł na lunch – poinformował mnie strażnik. -Wcześniej niż zwykle.

Żaden problem. I tak Leona przywoływała mnie ruchem ręki.

– Czytałam o tobie w gazecie – wyznała. – Napisali, że w twoim wozie była bomba.

– Tak. A potem zwaliła się na niego śmieciarka.

– To było świetne – skomentowała Lula. – To było coś.

– A rany, mnie nigdy nie przytrafi się nic ekstra -westchnęła z żalem Leona. – Nigdy nie wysadzili mi samochodu ani nic w tym rodzaju.

– Ale za to pracujesz w banku – pocieszyłam ją. – To całkiem fajne. I masz dzieciaki. Dzieciaki są najlepsze.

No dobra, trochę nałgałam z tymi dzieciakami. Nie chciałam, by czuła się źle. Chodzi mi o to, że nie każdy ma tyle szczęścia, żeby posiadać chomika.

– Słuchaj, chcemy sprawdzić, czy nie pracuje tu jakiś podejrzany typ.

Leona była wyraźnie przestraszona.

– W banku?

– No, słowo „podejrzany" jest może trochę niewłaściwe – uspokoiłam ją. – Czy znasz tu kogoś, kto mógłby mieć powiązania z ludźmi nie do końca przestrzegającymi prawa?

Leona nie wyglądała na zaskoczoną.

– Dotyczy to prawie każdego. Marion Beddle nazywała się Grizolli, zanim wyszła za mąż. Wiesz o Yicie Grizol-lim? Dalej jest Phil Zuck od hipotek, mieszka po sąsiedzku z Sy Bernsteinem, prawnikiem, którego wywalili z pale-stry za nielegalne praktyki. Strażnik ma brata w Rahway, który siedzi za włamanie. Mówić dalej?

– Spróbujmy inaczej. Czy jest tu ktoś, komu powodzi się za dobrze jak na jego stanowisko? Ma za dużo pieniędzy, rozumiesz? Albo bardzo ich potrzebuje? Ktoś, kto lubi hazard? Drogie narkotyki?

– Hm, z tym będzie trudniej. Annie Shuman ma chore dziecko. Jakieś schorzenie kości. Mnóstwo rachunków za leczenie. Paru ludzi gra w numerki. Ja też. Rosę White jeździ do Atlantic City i gra na jednorękich bandytach.

– Nie bardzo chwytam, po co ci to wiedzieć – wyznała Lula.

– Trzy firmy mają w tym banku konta. Sądzimy, że założyły je, by umieszczać na nich nielegalne dochody. Może nie bez powodu wybrały ten bank.

– Że niby któryś z pracowników jest w to zamieszany -domyśliła się Lula.

– Rozumiem, do czego zmierzasz – powiedziała Leona. – Sugerujesz, że pierzemy forsę. Pieniądze wpływają na te konta i niemal od razu znikają.

– Nie wiem, czy to można nazwać praniem. Co się potem dzieje z tymi pieniędzmi?

– Nie mam dostępu do takich informacji – wyznała Leona. – Musiałabyś pomówić z kimś z kierownictwa. I pewnie nic by ci nie powiedział. Jestem pewna, że to poufne. Pogadaj z Shempskym.

Czekałyśmy jakiś kwardans, ale Shempsky nie zmaterializował się.

– Może powinnyśmy dorwać tego faceta od żony -zasugerowała Lula. – Założę się, że siedzi u siebie w domu, pije piwo i dokłada starej.

Spojrzałam na zegarek. Południe. Było bardzo prawdopodobne, że Kenyon Lally właśnie wstaje z wyra. Bezrobotni pijacy nie zrywają się o świcie. Dobry moment, żeby go przyskrzynić.

– Okay – zgodziłam się. – Podjedziemy do niego.

– Beemka pasuje w sam raz – zauważyła Lula. – Każdy w dzielnicy pomyśli, że jesteś diler. Wspaniale.

– Wiem, że masz te czujniki i w ogóle – ciągnęła. – Ale i tak siedzę obok ciebie jak na szpilkach.

Wiedziałam bardzo dobrze, o co jej chodzi. Ja czułam się identycznie.

– Mogę zawieźć cię z powrotem do biura, jeśli ci nieswojo.

– Nie, do diabła. Nie jestem taka strachliwa. Tyle że człowiek zaczyna się zastanawiać, wiesz? Tak samo się czułam, jak byłam dziwką. Nigdy nie wiedziałam, kiedy wsiądę do samochodu jakiegoś świra.