Выбрать главу

Komandos minął trzy kolejne przecznice i stanął przy krawężniku. Wskazał głową budynek z żółtej cegły po drugiej stronie ulicy, dwa domy dalej.

To nasza chałupa. Idziemy na drugie piętro.

Budynek miał cztery kondygnacje i, jak się domyślałam, na każdej były dwa lub trzy małe mieszkania. Ściany na poziomie parteru pokrywały graffiti jakichś konkurencyjnych gangów. Okna były ciemne. Na ulicy żadnego ruchu. Przy krawężnikach i klatkach schodowych zalegały gnane wiatrem śmieci.

Przeniosłam spojrzenie z budynku na Komandosa.

Jesteś pewien, że to legalne?

Zatrudnił mnie najemca – wyjaśnił.

To… sprzątanie dotyczy ludzi czy tylko… rzeczy? Komandos popatrzył na mnie.

Eksmisję ludzi i ich dobytku z mieszkania reguluje prawo – oświadczyłam. – Trzeba okazać nakaz eksmisji i…

Prawo działa trochę za wolno – przerwał mi Komandos. – A tymczasem dzieciaki z tego domu są narażone na zaczepki ludzi, którzy przychodzą pod numer 3C, by dać $obie w żyłę.

Potraktuj to jak działanie służb miejskich – doradził jeden z facetów siedzących z tyłu., Dwaj pozostali skinęli głowami. -… – Tak – przyznali jednocześnie. – Działanie służb miejskich.

Strzeliłam nerwowo palcami i zagryzłam wargę.

Komandos wysunął się zza kierownicy, obszedł wóz i otworzył tylne drzwi. Wręczył każdemu kuloodporną kamizelkę, a następnie czarną kurtkę z wielkim białym Bsapisem OCHRONA na plecach.

Włożyłam kamizelkę, a potem przyglądałam się, jak pozostali zapinają nylonowe szelki i chowają broń.

Dekoratorzy wnętrz nie posługują się bronią.

W tej okolicy posługują się. i. Mężczyźni stanęli przede mną w szeregu.

Panowie – zwrócił się do nich Komandos – to panna J Plum. §: Facet o bliżej nieokreślonym pochodzeniu wyciągnął

Lester Santos. Drugi zrobił to samo.

Bobby Brown.

Ostatnim był Czołg. Nietrudno było odgadnąć, skąd wzięło się to przezwisko.

Lepiej nie będę się w to pakowała – oświadczyłam. -Naprawdę narobię sobie kłopotu, jak mnie aresztują. A ja nie lubię, kiedy mnie aresztują.

Santos wyszczerzył zęby.

Kobieto, nie lubisz, jak do ciebie strzelają. Nie lubisz, jak cię aresztują. Nie wiesz w ogóle, jak się dobrze bawić.

Komandos włożył kurtkę i ruszył na drugą stronę ulicy, wiodąc za sobą wesołą kompanię.

Weszliśmy do budynku i pokonaliśmy dwie kondygnacje schodów. Komandos zbliżył się do drzwi z numerem 3C i nasłuchiwał przez chwilę. Pozostali, łącznie ze mną, przywarli do ściany. Nikt się nie odzywał. Komandos i Santos wyciągnęli broń. Brown i Czołg ściskali w dłoniach latarki.

Czekałam w napięciu, aż Komandos rozwali drzwi jednym kopniakiem, ale on tylko wyjął klucz z kieszeni i wsunął do zamka. Drzwi zaczęły się otwierać, ale w pewnym momencie zatrzymał je łańcuch. Komandos cofnął się o dwa kroki i rzucił na drzwi, waląc w nie ramieniem na wysokości łańcucha. Drzwi rozwarły się gwałtownie i Komandos wskoczył do środka pierwszy. Po chwili w mieszkaniu byli już wszyscy, wyłączając mnie. Błysnęło światło latarek. Tropiciel wrzasnął:

Ochrona! – i w tym momencie zapanował całkowity chaos. Z materaców rozłożonych na podłodze zsuwali się rozebrani do połowy ludzie. Kobiety darły się wniebogłosy. Mężczyźni przeklinali.

Zespół Komandosa chodził od pokoju do pokoju, zakuwając ludzi w kajdanki i ustawiając ich pod ścianą salonu. Zebrało się sześcioro.

Jeden z mężczyzn był wściekły, wymachiwał rękami, nie chcąc dać się zakuć w kajdanki.

Nie możecie tego zrobić, skurwiele! – darł się. – To moje mieszkanie. Własność prywatna. Niech ktoś wezwie pieprzoną policję! – Wyjął z kieszeni spodni nóż sprężynowy i otworzył go.

Czołg chwycił faceta za koszulę na plecach, podniósł z podłogi i wyrzucił przez okno.

Wszyscy znieruchomieli, wpatrując się osłupiałym wzrokiem w stłuczone szkło. Stałam z otwartymi ustami i zamarłym sercem w piersi.

Komandos nie wyglądał na zaskoczonego.

Trzeba będzie wymienić szybę – zauważył ze stoickim spokojem.

Usłyszałam jęk i chrobot. Podeszłam do okna i wyjrzałam. Facet z nożem leżał z rozrzuconymi rękami na schodach pożarowych, podejmując nieudane próby osiągnięcia pozycji pionowej.

Chwyciłam się za serce, stwierdzając z ulgą, że znów bije.

– Jest na schodach pożarowych! Boże, przez chwilę myślałam, że zrzuciłeś go dwa piętra w dół. r Czołg wyjrzał przez okno. i;= – Masz rację. Jest na schodach pożarowych. Skurczybyk.

Było to nieduże mieszkanie. Jedna mała sypialnia, mała łazienka, mała kuchnia, mały salon. Blaty szafek kuchennych zaściełały opakowania i torby po żarciu na wynos, puste puszki, talerze z zaschniętym jedzeniem i tandetne, pogięte garnki. Laminat znaczyły ślady po papierosach i skrętach. Zlew wypełniały zużyte strzykawki, nadgryzione bułki, brudne ścierki i bliżej nieokreślone śmieci. Pod icianą w saloniku leżały dwa poplamione i podarte materace. Żadnych lamp, stołów, krzeseł, najdrobniejszego nawet śladu, że mieszkali tu kiedyś cywilizowani ludzie. lYUco brud i bałagan. Te same śmieci, które zalegały na ulicy pod krawężnikiem, wypełniały lokal 3C. Powietrze pbyło przesiąknięte smrodem uryny, trawki, niemytych ciał ł czegoś obrzydliwego.

Santos i Brown spędzili degeneratów na korytarz, a po- n sprowadzili na dół.

Co się teraz z nimi stanie? – spytałam Komandosa.

Bobby zawiezie ich do kliniki odwykowej i wysadzi, lej muszą radzić sobie sami.

Nie aresztujecie ich?

Nie dokonujemy aresztowań. Chyba że ktoś jest NSS. Czołg wrócił z samochodu z kartonem wypełnionym przyborami do dekoracji wnętrz – w tym wypadku rękawiczkami jednorazowymi, torbami na śmieci i puszkami po kawie na zużyte strzykawki.

Interes wygląda tak – wyjaśnił Komandos. – Czyścimy mieszkanie z wszystkiego, co nie jest przyśrubowane. Jutro najemca przyśle kogoś, żeby zrobił porządek i dokonał wszelkich napraw.

Nie boicie się, że lokatorzy wrócą? Komandos tylko na mnie popatrzył.

Racja – powiedziałam. – Głupie pytanie.

Był już późny ranek, kiedy uwinęliśmy się z robotą. Santos i Brown zasiedli na składanych krzesłach w małym korytarzu przy drzwiach wejściowych. Zaczęli pierwszą zmianę. Czołg pojechał na wysypisko śmieci z materacami i torbami. Zostałam z Komandosem na górze, by zamknąć mieszkanie.

Komandos naciągnął na oczy wojskową czapkę z emblematem Navy SEALs.

No i jak ci się to podoba? – spytał. – Chcesz być w zespole? Możesz odwalić następną zmianę razem z Czołgiem.

Nie będzie już wyrzucał ludzi przez okno?

Trudno powiedzieć, dziecinko.

Nie wiem, czy się do tego nadaję.

Zdjął czapkę i wcisnął mi ją na głowę, zakładając przy tym włosy za uszy. Jego dłonie dotykały mnie odrobinę za długo.

Musisz wierzyć w to, co robisz.

Na tym polegał problem. I Komandos mógł stać się pewnego dnia problemem. Za bardzo mnie do niego ciągnęło. A Komandos nie widniał w moim notatniku pod hasłem „potencjalny chłopak”. Komandos widniał tam pod hasłem „zwariowany najemnik”. Związek z tym człowiekiem przypominałby pogoń za orgazmem absolutnym.

Odetchnęłam, by się uspokoić.

Chyba mogłabym spróbować – powiedziałam. – Zobaczę, jak to jest.

Wciąż miałam na głowie czapkę, kiedy Komandos wysadził mnie pod moim domem. Zdjęłam ją i oddałam mu.

Nie zapomnij swojego kapelusza. Popatrzył na mnie zza ciemnych okularów. Oczy kryły się za szkłami. Myśli były nieodgadnione. Głos miękki.