Выбрать главу

To liścik od jakiegoś zboczeńca – pocieszała mnie Lula.

Być może, ale ten zboczeniec wiedział, gdzie stoi nasz samochód.

Mógł nas widzieć, jak tu parkowałam. Jakiś mały napaleniec, który czekał na żonę.

Albo ktoś, kto śledził mnie już od Trenton.

Nie przypuszczałam, by był to Mokry. Zauważyłabym jego samochód. Poza tym byłam absolutnie pewna, że siedzi pod domem Mabel, tak jak go prosiłam.

Popatrzyłyśmy na siebie z Lula i pomyślałyśmy o tym samym… Ramirez. Wskoczyłyśmy czym prędzej do fire-birda, zatrzaskując drzwi.

Pewnie to nie on – pocieszała mnie Lula. – Zauważyłabyś go, prawda?

W mojej okolicy po zmroku nic się nie dzieje. Starsi ludzie już dawno siedzą w domach, szykując się do snu i oglądając powtórkę Kronik Seinfelda czy innego serialu.

Lula wysadziła mnie pod tylnym wejściem, parę minut po dziewiątej. Zgodnie z oczekiwaniami nikt się na nas nie czaił. Wypatrywałyśmy błysku świateł samochodowych i nasłuchiwałyśmy kroków albo warkotu silnika. Nic.

Zaczekam, aż wejdziesz do środka – zaproponowała Lula.

Nic mi nie grozi.

Pewnie. Wiem.

Skierowałam się na schody, mając nadzieję, że pomogą zneutralizować skutki spożycia kurczaka i frytek. Kiedy się boję, nigdy nie wiem, co wybrać – windę czy schody. Pewniej czuję się na schodach, ale – z drugiej strony -mam wrażenie izolacji. Wiem też, że jak drzwi pożarowe są zamknięte, to nic nie słychać. Doznałam ulgi, gdy dotarłam na piętro, nie spotykając po drodze Ramireza.

Weszłam do mieszkania i przywitałam się z Reksem. Postawiłam torby z zakupami na szafkach kuchennych, zrzuciłam buty i zdjęłam rajstopy. Szybko spenetrowałam pokoje. Tam też nie chowali się potężnie zbudowani mężczyźni. Ufl Wróciłam do kuchni, żeby odsłuchać nagrane na sekretarkę wiadomości, i wrzasnęłam, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Przytknęłam oko do wizjera, trzymając się za serce.

Komandos.

Nigdy nie pukasz – zauważyłam, wpuszczając go do środka.

Zawsze pukam. Tyle że nigdy nie otwierasz. – Wręczył mi marynarkę. – Mały szejk powiedział, że byłaś nieużyta.

Skreśl szoferowanie z listy moich zajęć. Przyglądał mi się przez chwilę.

Chcesz, żebym go zastrzelił?

Nie! – wykrzyknęłam, choć propozycja była kusząca. Zauważył moje buty i rajstopy, leżące na podłodze.

Przeszkodziłem w czymś?

Nie. Właśnie wróciłam do domu. Byłam z Lula na zakupach.

Terapia rekreacyjna?

Tak, ale potrzebowałam też nowej sukienki. – Pokazałam mu kieckę. – Prawdę mówiąc, to robota Luli. Namówiła mnie. Co myślisz?

Oczy mu pociemniały, a wargi zacisnęły się w nieznacznym uśmiechu. Poczułam gorąco na twarzy, a sukienka wysunęła mi się z palców i spadła na podłogę.

Komandos podniósł ją i podał mi.

Okay – powiedziałam, zdmuchując sobie kosmyk włosów z czoła. – Chyba wiem, co myślisz o tej sukience.

Gdybyś wiedziała, to nie stałabyś teraz tutaj – odparł. – Gdybyś wiedziała, zabarykadowałabyś się w sypialni ze spluwą w dłoni.

Przełknęłam gjośno.

Uwaga Komandosa skupiła się na karteczce, którą położyłam na szafce kuchennej.

Widzę, że ktoś jeszcze podziela moją opinię na temat sukienki.

Ktoś ją położył na przedniej szybie samochodu Luli. Znalazłyśmy kartkę po zakupach.

Wiesz, kto to napisał?

Mam kilka teorii.

Chcesz się nimi podzielić?

MógJ to być jakiś facet, który widział mnie w centrum.

Albo?

Albo Ramirez.

Masz powody przypuszczać, że to on?

Sama myśl przyprawia mnie o dreszcz.

ROZDZIAŁ 6

Na mieście mówią, że Ramirez wstąpił na drogę cnoty – oświadczył Komandos, opierając się o blat szafki, z rękami skrzyżowanymi na piersi.

Więc może nie chce mnie zgwałcić i pokrajać na kawałki. Może chce mnie tylko zbawić?

Tak czy owak, powinnaś nosić przy sobie broń. Kiedy Komandos wyszedł, odsłuchałam wiadomości na sekretarce.

Stephanie? Mówi twoja matka. Pamiętaj) że obiecałaś zawieźć jutro wieczorem babkę do domu pogrzebowego. Może wpadniesz wcześniej i zjesz z nami? Będzie udziec jagnięcy.

Brzmiało to zachęcająco, ale wolałabym usłyszeć coś o Fredzie. Jak na przykład… „Popatrz tylko, ale numer, Fred się pojawił”.

Znów rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem zobaczyłam przez wizjer Mokrego.

Wiem, że na mnie patrzysz – powiedział. -1 wiem, co myślisz – że powinnaś pójść po spluwę i miotacz pieprzu, i jeszcze tamto elektroniczne narzędzie tortur, więc przynieś sobie to wszystko, bo już się zmęczyłem tym staniem.

Uchyliłam odrobinę drzwi, nie zdejmując łańcucha.

Nie przesadzaj – odezwał się.

Czego chcesz?

Dlaczego ten Rambo wchodzi bez przeszkód, a ja nie?

Pracuję z nim.

Ze mną też pracujesz. Właśnie odwaliłem za ciebie stójkę na punkcie obserwacyjnym.

Wydarzyło się coś?

Nie powiem, dopóki mnie nie wpuścisz.

Aż tak bardzo nie chcę wiedzieć.

Owszem, chcesz. Jesteś wścibska. Miał rację. Byłam wścibska. Zdjęłam łańcuch i otworzyłam drzwi.

No więc, co się stało? – spytałam.

Nic się nie stało. Trawka urosła przez noc o milimetr – odparł, wyjmując z lodówki piwo. – Wiesz, twoja ciotka to prawdziwy ochlapus. Powinnaś zapisać ją do Anonimowych Alkoholików czy podobnej instytucji. -Zauważył sukienkę na szafce. – Ja cię przepraszam – wyraził swój podziw. – To twoja kiecka?

Kupiłam ją sobie na ślub.

Potrzebujesz partnera? Nie wyglądam źle, jak się ogolę.

Mam już jednego. Spotykałam się z nim kiedyś…

Tak? Co to za facet?

Nazywa się Morelli. Joe Morelli.

O rany, znam go. Nie mogę uwierzyć, że zadajesz się z Morellim. Ten gość jest przegrany. Wybacz, że to mówię, ale pogrąża każdego, kogo spotka. Nie powinnaś mieć z nim w ogóle do czynienia. Stać cię na więcej.

Skąd znasz Morellego?

Kontakty zawodowe, rozumiesz. On jest gliną, ja bukmacherem.

Pytałam go o ciebie, a on powiedział, że nigdy o tobie nie słyszał.

Mokry odchylił głowę i wybuchnął śmiechem. Po raz pierwszy słyszałam, jak się śmieje, i muszę przyznać, że sprawiło mi to przyjemność.

Może mnie znać pod innym imieniem. Mam ich parę – wyjaśnił Mokry. – A może nie chce mówić, bo wie, że mógłbym rozpowiedzieć, kim jest.

Co to za imiona?

Tajemnica – odparł. – Gdybym ci powiedział, nie byłoby już tajemnicy.

Zjeżdżaj! – nakazałam, wskazując drzwi.

Morelli zadzwonił nazajutrz rano o dziewiątej.

Chciałem ci tylko przypomnieć, że jutro ślub – powiedział. – Przyjadę po ciebie o czwartej. I nie zapominaj, że musisz zgłosić się na policję i złożyć zeznanie w związku ze strzelaniną na Sloane.

Jasne.

Coś nowego w sprawie Freda?

Nie. Nic wartego wzmianki. Chwała Bogu, że się z tego nie utrzymuję.

Chwała Bogu – powtórzył Morelli i zabrzmiało to tak, jakby się uśmiechał.

Rozłączyłam się i zadzwoniłam do mojego przyjaciela Larry’ego w RGC.

Wiesz co, Lany? – spytałam. – Znalazłam czek. Był w biurku wuja. Zapłata za trzy miesiące wywózki. Wszystko jest w porządku.

Świetnie – odparł Lany. – Proszę go przywieźć, a ja uzupełnię konto.

Do której pracujecie?

Do piątej.

Będę przed zamknięciem.

Zgarnęłam sprzęt do torby, zamknęłam mieszkanie i zeszłam schodami do holu. Opuściłam budynek i ruszyłam w stronę samochodu. Miałam w dłoni kluczyki, gotowa otworzyć drzwi wozu, kiedy wyczułam za plecami czyjąś obecność. Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z Ramirezem.

Witaj, Stephanie – powiedział. – Miło znów cię widzieć. Czempion tęsknił za tobą, jak go nie było. Dużo o tobie myślał.

Czempion. Znany raczej jako Benito Ramirez, który jest zbyt stuknięty, by mówić w pierwszej osobie.

Czego chcesz?

Uśmiechnął się nienormalnym, chorym uśmiechem.

Wiesz, czego Czempion chce.

Może mi powiesz.

Czempion chce być twoim przyjacielem. Chce ci pomóc odnaleźć Jezusa.

Jeśli nadal będziesz za mną chodził, postaram się o nakaz ograniczenia kontaktów.

Uśmiech nie zniknął z jego twarzy, lecz oczy spoglądały zimno i twardo. Stalowe źrenice, unoszące się w pustej przestrzeni.

Nie możesz powstrzymać człowieka bożego, Ste-phanie.

Odejdź od mojego wozu.

Dokąd jedziesz? – spytał Ramirez. – Dlaczego nie pójdziesz z Czempionem? Czempion zabierze cię na przejażdżkę – zaproponował, przesuwając wierzchem dłoni po moim policzku. – Pokażę ci Jezusa.

Wsunęłam rękę do torby i wyjęłam broń.