Выбрать главу

Gdzie kombi? – spytałam Mabel, kiedy otworzyła drzwi.

Wymieniłam – odparła. – Nigdy nie lubiłam tej wielkiej starej łajby. – Popatrzyła na swój nowy samochód i uśmiechnęła się. – Jak myślisz? Niezły, co?

Tak, niezły. Spotkałam dziś kogoś, kto twierdzi, że widział Freda.

O Boże! – zawołała Mabel. – Tylko mi nie mów, że go znalazłaś.

Zamrugałam zdumiona, bo nie wyglądała na uszczęśliwioną.

Nie.

Przyłożyła dłoń do serca.

Dzięki Bogu. Nie chcę uchodzić za osobę nieczułą, ale wiesz, właśnie kupiłam samochód, a Fred by tego nie zrozumiał.

Okay, wiemy już, kto jest ważniejszy, Fred czy nissan sentra.

W każdym razie ta kobieta twierdzi, że być może widziała Freda w dniu, kiedy zaginął. Wydawało jej się, że Fred rozmawia z jakimś mężczyzną w garniturze. Domyślasz się, kto to mógł być?

Nie. A ty? Pytanie numer dwa.

To bardzo ważne, żebyś mi powiedziała, co Fred robił dzień przed swoim zniknięciem.

To, co zawsze – powiedziała Mabel. – Rano tylko obijał się po domu. Potem zjedliśmy lunch, a po lunchu poszedł do sklepu.

Grand Union?

Tak. I nie było go tylko godzinę. Niewiele potrze- bowaliśmy. Potem pracował na podwórzu, zbierał liście. To wszystko.

Wychodził gdzieś wieczorem?

Nie… Poczekaj, tak, wyszedł z tymi liśćmi. Jeśli uzbiera się za dużo worków, to trzeba dodatkowo płacić śmieciarzom. Więc jak ich było więcej niż zwykle, Fred czekał do zmroku, a potem zawoził jeden czy dwa do Giovichinniego. Mówił, że odpłaca Giovichinniemu za to mięso, które tamten sprzedaje tak drogo.

O której Fred wyszedł z domu w piątek rano?

Wcześnie. Chyba około ósmej. Po powrocie narzekał, że musiał czekać, aż otworzą biuro w RGC.

A kiedy wrócił do domu?

Nie pamiętam dokładnie. Może o jedenastej. Był w domu na lunch.

To dość długo, jak na wizytę w RGC i złożenie skargi w sprawie rachunku. Mabel zastanawiała się.

Nie przyszło mi to wtedy do głowy, ale chyba masz rację.

Nie poszedł do Winnie, ponieważ był u niej po południu. Podjechałam przy okazji do Ruzicków. Na rogu była piekarnia, a dalej już same bliźniaki. Ruzickowie mieszkali w domu z żółtej cegły. Od frontu była weranda, też żółta, i podwórko długie na metr. Pani Ruzick dbała o to, by okna były czyste, a ganek zamieciony. Przed domem nie parkowały samochody. Podwórko na tyłach było długie i wąskie i łączyło się z małą alejką. Między domami biegły podjazdy, w głębi stał pojedynczy garaż.

Bawiłam się przez chwilę myślą, żeby pogadać z panią Ruzick, ale zrezygnowałam. Miała opinię wyszczekanej i zawsze broniła zawzięcie obu synalków. Poszłam za to do Sandy Polan.

Rany, Stephanie! – zawołała Sandy, kiedy otworzyła drzwi. – Nie widziałam cię całe wieki. Co cię sprowadza?

Potrzebuję informatora.

Niech zgadnę. Szukasz Alphonse’a Ruzicka.

Widziałaś go?

Nie, ale się pojawi. Zawsze przychodzi w sobotę zjeść z mamą kolację. To taki frajer.

Możesz wyręczyć mnie w inwigilacji? Nie zawracałabym ci głowy, ale idę po południu na ślub.

O mój Boże! Idziesz na ślub Julie Morelli! A więc to prawda, co mówią o tobie i Joem.

To znaczy?

Słyszałam, że się do niego wprowadziłaś.

Miałam pożar w mieszkaniu i przez jakiś czas wynajmowałam u Joego pokój.

Twarz Sandy skurczyła się w grymasie rozczarowania.

To znaczy, że nie spałaś z nim?

No, owszem, chyba z nim spałam.

O mój Boże! Wiedziałam! Po prostu wiedziałam! Jaki jest? Czy jest świetny? Czy jest… no wiesz, duży? Nie ma małego ptaszka, prawda? O Boże, nie mów mi, jeśli ma małego ptaszka.

Spojrzałam na zegarek.

Rany, jak późno. Muszę lecieć…

Och, musisz mi powiedzieć albo umrę! – zawołała Sandy. – Byłam na niego taka napalona w szkole średniej. Jak każda z nas. Jeśli mi powiesz, to przysięgam, że nikomu nie powtórzę.

No dobra, nie ma małego ptaszka. Sandy patrzyła na mnie wyczekująco.

To wszystko – dodałam.

Wiązał cię? Zawsze wyglądał na faceta, który lubi wiązać kobiety.

Nie, nie wiązał mnie – zapewniłam i dałam jej swoją wizytówkę. – Posłuchaj, jeśli zobaczysz Alphonse’a, zadzwoń do mnie. Najpierw na komórkę, a jak się nie połączysz, to na pager.

ROZDZIAŁ 8

Byłam już bardzo spóźniona, kiedy wchodziłam tylnymi drzwiami do swojego domu. Podeszłam szybko do skrzynek na listy i wyjęłam korespondencję. Rachunek za telefon, stos bezwartościowych przesyłek i koperta z agencji RangeMan Enterprises. Moja ciekawość wzięła górę nad pragnieniem punktualności i nie czekając, rozdarłam kopertę. Agencja RangeMan Enterprise to nikt inny, jak Ricardo Carlos Manoso. Szerzej znany jako Komandos. Oficjalnie RangeMan.

Był to czek podpisany przez księgowego Komandosa, czyli honorarium za dwie roboty, które spieprzyłam. Dręczyło mnie przez chwilę poczucie winy, ale szybko je stłumiłam. Nie miałam w tej chwili czasu na wyrzuty sumienia.

Popędziłam na górę, wskoczyłam pod prysznic i umyłam się w rekordowym tempie. Potem zrobiłam sobie fryzurę w stylu wielka, miękka, załamana fala, paznokciom nadałam naturalny, lekko matowy błysk, a rzęsy musnęłam tuszem. Małą czarną umieściłam na swoim miejscu, obejrzałam się w lustrze i doszłam do wniosku, że wyglądam zabójczo dobrze.

Do małej, wyszywanej perłami torebki koperty wrzuciłam kilka drobiazgów, na uszy założyłam długie, wiszące klipsy z kryształu górskiego, a na palec wsunęłam pierścionek z fałszywym diamentem. Moje mieszkanie wychodzi na parking, a okno sypialni na schody pożarowe. Nowocześniejsze budynki mają balkony zamiast schodów. Jednak czynsz jest tam wyższy o dwadzieścia pięć dolarów niż u mnie, więc nie mam nic przeciwko schodom.

Jedyny problem w tym, że ludzie mogą wchodzić po nich na górę, nie tylko schodzić na dół. Teraz, gdy Ramirez znów się pojawił, sprawdzałam okno w sypialni czternaście razy na dobę, by się upewnić, że jest odpowiednio zamknięte. A przed wyjściem z domu zawsze odsuwałam zasłony. Po powrocie mogłam się od razu zorientować, czy ktoś nie wybił szyby.

Poszłam do kuchni pożegnać się z Reksem. Dałam mu zieloną fasolkę z moich resztek i powiedziałam, by się nie martwił, jeśli wrócę późno. Przyglądał mi się przez mgnienie oka, potem wziął odrobinę i zaniósł do swojej puszki.

Nie patrz tak na mnie – powiedziałam. – Nie zamierzam się z nim przespać.

Spojrzałam w dół, na małą czarną z dużym dekoltem i obcisłym, króciutkim dołem. Kogo chciałam oszukać? Mo-relli zdjąłby ze mnie tę kieckę w mgnieniu oka. Będziemy mieli szczęście, jeśli w ogóle dotrzemy na ten ślub. Czy tego właśnie chciałam? Cholera. Nie wiedziałam, czego chcę.

Pobiegłam z powrotem do sypialni, zsunęłam z nóg buty i zrzuciłam czarną sukienkę. Przymierzyłam po kolei beżowy kostium, czerwoną sukienkę z dzianiny, suknię wieczorową w kolorze moreli i szary jedwabny kostium. Zagłębiłam się jeszcze bardziej w garderobę i wyciągnęłam sukienkę ze sztucznego jedwabiu. Miała zielonkawy odcień błękitu z maleńkim różowym nadrukiem i spódniczkę, miękką i zwiewną. Nie wydawała się tak gorąca jak ta czarna, a jednocześnie była dyskretnie i romantycznie sexy. Zmieniłam rajstopy, wyrzuciłam klipsy, wciągnęłam przez głowę sukienkę, a na nogi wsunęłam buty na niskim obcasie. Na końcu przełożyłam zawartość czarnej wieczorowej koperty do niewielkiej beżowej torby.

Zapinałam właśnie ostatni guzik przy sukience, kiedy odezwał się dzwonek u drzwi. Chwyciłam sweter i pobiegłam otworzyć. Na korytarzu nie było nikogo. Jestem niżej.

Był to Randy Briggs.

Dlaczego nie siedzisz w więzieniu?

Wpłaciłem kaucję – odparł. – Ponownie. A dzięki tobie nie mam gdzie mieszkać.

Zechcesz to powtórzyć?

Zniszczyłaś mi drzwi, a kiedy byłem w więzieniu, przyszli złodzieje i okradli mi mieszkanie. Zwędzili wszystko i podpalili tapczan. Nie mam gdzie się podziać na czas remontu. A kiedy twój kuzyn wpłacał za mnie kaucję, to powiedział, że muszę się gdzieś zameldować. No więc jestem.

Yinnie cię tu przysłał?

Tak. Niezły numer, co? Pomożesz mi wnieść rzeczy? Wyjrzałam na korytarz. Briggs miał ze sobą dwie duże walizy. Stały oparte o ścianę.

Ty tu nie mieszkasz – poinformowałam go. – Jesteś stuknięty, jeśli pomyślałeś choć przez chwilę, że pozwolę ci tutaj zostać.

Słuchaj, ślicznotko, mnie też się to nie podoba. I możesz mi wierzyć, wyprowadzę się tak szybko, jak to tylko możliwe. – Przecisnął się obok mnie, wlokąc za sobą jedną walizę. – Gdzie moja sypialnia?

Nie masz sypialni – wyjaśniłam. – To mieszkanie z jedną sypialnią. Moją sypialnią.