Chryste – westchnął. – Kiedy ostatni raz miałaś chłopa? Musisz się trochę rozluźnić. Chwycił drugą walizkę za ucho.
Stop! – zawołałam, blokując wejście. – Nie mieszkasz tutaj. Nie jesteś nawet z wizytą.
Ale na moich dokumentach widnieje twój adres. Zadzwoń do swojego kaprawego kuzynka i spytaj. Chcesz naruszyć warunki umowy? Masz ochotę znów mnie ścigać?
Nie ruszyłam się z miejsca.
To tylko na kilka dni. Muszą położyć nową wykładzinę i wstawić drzwi. Mam tymczasem robotę do odwalenia. Już jestem spóźniony, i to przez ciebie.
Nie mam czasu stać tu i wykłócać się z tobą. Wychodzę. Wykluczone, żebyś został sam w mieszkaniu.
Pochylił głowę i wcisnął się do środka.
Nie martw się. Nie zamierzam oddać do lombardu twoich sreber. Potrzebuję tylko miejsca do pracy.
Położył walizkę na boku, rozpiął zamek błyskawiczny i wyjął przenośny komputer, który umieścił na stoliku do kawy. Cholera.
Zadzwoniłam pod numer domowy Yinniego.
Co to za historia z Briggsem? – spytałam.
Potrzebował jakiegoś lokum, więc pomyślałem o tobie. Przypilnujesz go.
Zwariowałeś?
To tylko na parę dni, dopóki nie wstawią mu drzwi. Zdrowo za nie oberwałem, tak na marginesie. W końcu je zniszczyłaś.
Nie zajmuję się niańczeniem naszych klientów.
Jest nieszkodliwy. To tylko mały facet. Odgrażał się poza tym, że poda nas do sądu za naruszenie swobód obywatelskich. I jeśli postawi na swoim, to nie wyjdziesz na tym dobrze. Stłukłaś go na kwaśne jabłko.
Nieprawda!
Słuchaj, muszę kończyć. Udobruchaj go jakoś.
Yinnie rozłączył się.
Briggs siedział na kanapie i odpalał swój komputer. Wyglądał nawet sympatycznie z tymi swoimi nóżkami, które wisiały w powietrzu. Przypominał dużą niezgrabną lalkę o pokiereszowanej twarzy. Na złamanym nosie miał plaster, a pod okiem pięknego siniaka. Nie przypuszczałam, by mógł wygrać w sądzie, ale na wszelki wypadek wolałam tego nie sprawdzać.
Kiepski moment sobie wybrałeś – powiedziałam. -Mam ważne spotkanie.
Pewnie, założę się, że to wielkie wydarzenie w twoim życiu. A tak mówiąc między nami, ta sukienka jest do niczego.
Lubię ją. Jest romantyczna.
Mężczyźni nie lubią, jak jest romantycznie, siostro. Mężczyźni lubią, jak jest sexy. Coś krótkiego i obcisłego.
Coś, co nie sprawia kłopotów. Nie chcę powiedzieć, że ja akurat taki jestem… Mówię tylko, jacy są mężczyźni.
Usłyszałam, jak na korytarzu rozsuwają się drzwi od windy. Morelli. Chwyciłam sweter i torbę, po czym ruszyłam do drzwi.
Niczego nie dotykaj – uprzedziłam. – Kiedy wrócę, dokładnie obejrzę mieszkanie. Módl się, żeby wszystko było na swoim miejscu.
Kładę się wcześnie, więc nie hałasuj, jak wrócisz późno. Choć sądząc po tej sukience, to chyba nie muszę się martwić, że spędzisz noc z tym facetem.
Spotkałam Morellego na korytarzu.
Hm. – Pokiwał na mój widok głową. – Ładnie wyglądasz, choć spodziewałem się czegoś innego.
Ja ze swej strony nie mogłam powiedzieć tego samego. Wyglądał dokładnie tak, jak się spodziewałam. Można by go schrupać. Ciemny garnitur z gabardyny w stylu kalifornijskim, niebieska koszula, fantastyczny krawat. Czarne włoskie buty.
A czego się spodziewałeś? – spytałam.
Wyższych obcasów, krótszej spódniczki, więcej piersi. Niech szlag trafi tego Briggsa.
Mam coś takiego – powiedziałam. – Ale musiałabym wziąć małą czarną torebkę, a nie mieści się w niej telefon i pager.
To ślub – przypomniał Morelli. – Nie potrzebujesz telefonu ani pagera.
Ty masz pager przy pasku.
W związku ze sprawą. Jesteśmy już na finiszu, a nie chcę przegapić najlepszego. Pracuję z dwoma facetami ze skarbówki, przy których wyglądam jak harcerzyk.
Taki niewinny?
Taki głupi.
Dowiedziałam się dziś czegoś nowego o Fredzie. Znalazłam kobietę, która widziała, jak Fred rozmawiał z jakimś mężczyzną w garniturze. Potem wsiedli do samochodu tego faceta i odjechali.
Powinnaś zadzwonić do Arniego Motta i powiedzieć mu o tym – rzekł Morelli. – Nie chcesz chyba ukrywać informacji o prawdopodobnym uprowadzeniu i morderstwie.
Kościół Wniebowstąpienia miał niewielki parking, który był już zapełniony do ostatniego miejsca. Morelli postawił wóz przecznicę dalej i westchnął.
Nie wiem, dlaczego się na to zgodziłem. Powinienem wziąć służbę.
Śluby są fajne.
Śluby są denne.
Co ci się w nich nie podoba?
Muszę gadać z krewnymi.
Okay, zgadzam się. Co jeszcze?
Nie byłem w kościele od roku. Prałat skaże mnie na piekło.
Może spotkasz tam Freda. On też chyba nie chodził do kościoła.
Muszę też wkładać garnitur i krawat. Czuję się jak wuj Manny.
Wuj Joego, Manny, był rzeczoznawcą budowlanym. Jego praca polegała na przekonywaniu budowniczych, że żaden nieprzewidziany pożar nie opóźni budowy.
Nie wyglądasz jak wuj Manny – powiedziałam. -Wyglądasz bardzo sexy. – Przejechałam dłonią po jego spodniach. – Piękny garnitur.
Wzrok mu złagodniał.
Naprawdę? – spytał ściszonym głosem. – A może byśmy się tak urwali z tego ślubu? Wrócimy na przyjęcie.
Przyjęcie zacznie się dopiero za godzinę. Co będziemy robić przez ten czas?
Wsunął ramię za oparcie mojego fotela i owinął sobie kosmyk moich włosów wokół palca.
Nie! – zaprotestowałam, dokładając wszelkich starań, by zabrzmiało to stanowczo.
Moglibyśmy zrobić to w moim dżipie. Nigdy nie robiliśmy tego w dżipie.
Morelli jeździł toyotą z napędem na cztery koła. Ładny wóz, ale nie mógł się równać z odpowiednio dużym łóżkiem. No i zniszczyłabym sobie fryzurę. Nie wspominając już o tym, że Mokry mógj być w pobliżu i nas podglądać.
Nie wydaje mi się – powiedziałam.
Musnął wargami moje ucho i poinformował szeptem o rzeczach, które chciałby ze mną robić. Poczułam gorąco w dołku. Może jednak powinnam rozważyć jego propozycję, pomyślałam. Lubiłam te rzeczy. I to bardzo.
Zatrzymał się za nami wóz o długości półtora kilometra.
Cholera – zaklął Morelli. – To wuj Dominie i ciotka Rosa.
Nie wiedziałam, że masz wuja Dominica.
Jest ze stanu New York. Ma sklep – wyjaśnił Morelli, otwierając drzwi wozu. – Nie wypytuj go zbyt szczegółowo o interesy.
Ciotka Rosa zdążyła już wysiąść z samochodu i właśnie biegła w naszą stronę.
Joey! – zawołała. – Niech ci się przyjrzę. Tak długo się nie widzieliśmy. Popatrz, Dominicu, to mały Joey. Dominie zbliżył się niespiesznie i skinął Joemu głową.
Całe wieki – powiedział. Joe przedstawił mnie.
Słyszałam, że masz dziewczynę – zwróciła się do niego ciotka, spoglądając na mnie promiennie. – Czas się ustatkować. Obdarować matkę nowymi wnukami.
Może… któregoś dnia – odparł Morelli.
Nie młodniejesz. Niedługo będzie za późno.
Dla Morellich nigdy nie jest za późno – oświadczył Joe.
Miałam wrażenie, jakby Dominie chciał palnąć go w głowę.
Mądry chłopak – oświadczył. A potem się uśmiechnął.
W Burg jest tylko kilka lokali na tyle dużych, by pomieścić włoskie przyjęcie weselne. Julie Morelli urządziła swoje na zapleczu u Angia. Mogło się tu wcisnąć dwieście osób; kiedy zjawiłam się z Joem, pojemność sali osiągnęła punkt krytyczny.
A co z twoim weselem? – dopytywała się ciotka Lo-retta z szerokim uśmiechem, zerkając na Joego. Pogroziła mu palcem. – Kiedy to uczynisz uczciwą kobietę z tej małej i biednej istoty? Myra, chodź tu! – zawołała. – Jest Joe ze swoją dziewczyną.
Jaka piękna suknia – wyraziła swój podziw Myra. -Tak miło spotkać skromną młodą damę.
Wspaniale. Zawsze chciałam być skromną młodą damą.
Muszę się napić – poinformowałam Joego. – Najlepiej czegoś z cyjankiem.
Przyglądałam się ukradkiem Terry Gilman, która stała po drugiej stronie sali i w ogóle nie była skromna. Miała na sobie sukienkę krótką, obcisłą i połyskującą złotem. Zastanawiałam się, gdzie ukryła broń. Odwróciła się i przez kilka chwil patrzyła na Joego, po czym przesłała mu pocałunek.
Joe spojrzał na nią z nic niemówiącym uśmiechem i skinął głową. Gdyby zdobył się na coś więcej, dźgnęłabym go nożem do masła.
Co Terry tu robi? – spytałam.
Jest kuzynką pana młodego.
Wśród zebranych zapadło nagle milczenie. Przez chwilę panowała niczym niezmącona cisza, po chwili znów rozległ się gwar rozmów, najpierw przypominających pomruk, potem coraz głośniejszych.
Co się stało? – spytałam.
Zjawiła się babka Bella. Ta cisza to wyraz przerażenia, jakie ogarnęło salę.