Выбрать главу

– Ma tam coś słodkiego – domyślałam się. – Założyłabym się, że lody. Czekoladowe.

– A ja obstawiam, że zawiezie je do Terry. Uruchomił silnik i ruszył z powrotem wzdłuż Hamilton.

– Nie jedzie do Terry – powiedziałam. – Wraca do domu.

– Kiepsko. Myślałam, że obejrzę sobie jakiś numerek.

Nie chciałam oglądać żadnych numerków. Chciałam tylko znaleźć wuja Freda i żyć dalej. Niestety, wiedziałam, że niczego się nie dowiem, jeśli Morelli spędzi noc przed telewizorem, obżerając się lodami.

Mary Lou trzymała się jedną przecznicę za Joem, nie tracąc go z oczu. Zaparkował pod swoim domem, a my za najbliższym rogiem, tak jak wcześniej. Wysiadłyśmy z wozu Mary Lou mamuśki, pognałyśmy z powrotem alejką i zatrzymałyśmy się na skraju podwórza. W kuchni paliło się światło, a Morelli krzątał się przy oknie.

– Co on robi? – zachodziła w głowę Mary Lou. – Co on robi?

– Bierze łyżeczkę. Miałam rację. Wyszedł po lody. Światło zgasło i Morelli zniknął. Razem z Mary Lou przemknęłam przez podwórze i zajrzałam do kuchni.

– Widzisz go? – spytała Mary Lou.

– Nie. Zniknął.

– Nie słyszałam, żeby ktoś otwierał drzwi wejściowe.

– Fakt, nie włączył też telewizora. Schował się gdzieś. Mary Lou przysunęła się bliżej.

– Niedobrze, że spuścił żaluzje od frontu.

– Spróbuję następnym razem spełnić wasze życzenia -odezwał się Morelli tuż za naszymi plecami.

Odskoczyłyśmy z wrzaskiem, ale on przytrzymał nas za kurtki.

– No i kogo my tu mamy? Dziewczęta mają wychodne? – zapytał.

– Szukamy mojego kota – tłumaczyła nieporadnie Mary Lou. – Polazł gdzieś. Wydawało nam się, że widziałyśmy go na twoim podwórzu.

Morelli uśmiechnął się do niej.

– Miło cię widzieć, Mary Lou. Kopę lat.

– Dzieciaki – wyjaśniła Mary Lou. – Piłka nożna, przedszkole, Kenny i ciągłe infekcje ucha…

– Co u Lenny'ego?

– Świetnie. Szuka kogoś do firmy. Jego ojciec przechodzi na emeryturę.

Lenny po skończeniu szkoły wszedł od razu w rodzinny interes, Stankovik i Synowie, Hydraulika i Ogrzewanie. Nieźle zarabiał, ale często cuchnął jak stojąca woda i stalowe rury.

– Muszę pogadać ze Stephanie – powiedział Morelli.

Mary Lou zaczęła się wycofywać.

– Nie będę przeszkadzać. Mam wóz za rogiem. Morelli otworzył drzwi do kuchni.

– Ty – rzucił do mnie, puszczając moją kurtkę. -Wejdź do domu. Zaraz wracam. Odprowadzę tylko Mary Lou do samochodu.

– Nie trzeba – zapewniła go Mary Lou, wyraźnie zdradzając podenerwowanie, jakby lada chwila miała rzucić się do ucieczki. – Trafię bez problemu.

– Tu jest ciemno – zauważył Morelli. – Nie mówiąc już o tym, że namieszała ci w głowie ta kowbojka. Nie spuszczę cię z oka, dopóki nie znajdziesz się w swoim wozie.

Zrobiłam, jak kazał. Wsunęłam się do domu, a Morelli odprowadził Mary Lou do wozu. Jak tylko zniknęli w alejce, szybko przejrzałam identyfikator rozmów telefonicznych. Nabazgrałam numery na bloczku przy aparacie, wyrwałam kartkę i wepchnęłam do kieszeni. Ostatnią rozmowę przeprowadzono z numerem zastrzeżonym. Abonent niedostępny. Gdybym o tym wiedziała, nie tak szybko posłuchałabym Morellego.

Lody wciąż stały na szafce. I roztapiały się. Uznałam, że powinnam je zjeść, by nie roztopiły się do końca. Szkoda byłoby je wyrzucić.

Delektowałam się właśnie ostatnią łyżeczką, kiedy wrócił Morelli. Zamknął za sobą drzwi na klucz i spuścił rolety.

Uniosłam zaskoczona brwi.

– Nic osobistego – wyjaśnił. – Ale chodzą za tobą źli ludzie. Nie chcę, by ktoś cię ustrzelił przez moje okno kuchenne.

– Myślisz, że sytuacja jest aż tak poważna?

– Kotku, podłożyli ci bombę w samochodzie. Zaczęłam się do tego wszystkiego przyzwyczajać.

– Jak nas zauważyłeś?

– Zasada numer jeden – jak przyciskasz nos do czyjejś szyby… nie gadaj w tym czasie. Zasada numer dwa -podczas obserwacji nie korzystaj z wozu, na którego rejestracji widnieje nazwisko twej najlepszej przyjaciółki. Zasada numer trzy – nie lekceważ wścibskich sąsiadów. Zadzwoniła do mnie pani Rupp z pytaniem, dlaczego stoicie w alejce i gapicie się w jej okno. Zastanawiała się, czy wezwać policję. Wyjaśniłem, że najpewniej chodzi o moje okno, przypominając, że to ja jestem policją, nie musi więc zawracać sobie głowy kolejnym telefonem.

– To wszystko twoja wina, bo mi nic nie mówisz -wytłumaczyłam.

– Gdybym ci powiedział, ty powiedziałabyś Mary Lou, ona powiedziałaby Lenny'emu, Lenny powiedziałby chłopakom z firmy, a nazajutrz wszystko można by przeczytać w gazetach.

– Mary Lou nic nie mówi Lenny'emu – zapewniłam.

– Co ona, do cholery, miała na sobie? Wyglądała jak sadystka z sąsiedztwa. Brakowało jej tylko bicza i alfonsa przy boku.

– Chciała w ten sposób coś zamanifestować. Morelli popatrzył na mój arsenał.

– A co ty manifestujesz?

– Strach.

Pokręcił głową z niedowierzaniem.

– A wiesz, jaki strach ja odczuwam? Że pewnego dnia możesz zostać matką moich dzieci.

Nie wiedziałam, czy powinnam być zadowolona, czy poirytowana, zmieniłam więc temat.

– Mam prawo znać szczegóły śledztwa – powiedziałam. – Tkwię w tym po uszy.

Patrzył tylko na mnie nieugiętym wzrokiem, wytoczyłam więc ciężką artylerię.

– Wiem też o twoich nocnych spotkaniach z Terry, a nawet więcej. Ale nie zamierzam się wyłączyć. Będę łaziła za tobą, aż to wszystko rozgryzę.

Jak amen w pacierzu.

– Najchętniej bym cię związał, zawinął w dywan i wywiózł na wysypisko śmieci – oświadczył Morelli. – Ale pewnie Mary Lou doniosłaby na mnie.

– Okay, w takim razie co powiesz na seks? Może dobijemy targu?

Morelli uśmiechnął się szeroko.

– Jestem zainteresowany.

– Mów.

– Nie tak szybko. Chcę wiedzieć, co dostanę za tę informację.

– A czego chcesz?

– Wszystkiego.

– Nie pracujesz dziś wieczór? Spojrzał na zegarek.

– Cholera. Owszem, pracuję. Prawdę mówiąc, jestem już spóźniony. Muszę zluzować Mokrego.

– Kogo obserwujecie? Patrzył na mnie przez chwilę.

– Okay, powiem ci, bo nie chcę, żebyś szukała mnie po całym mieście. Ale jak się dowiem, że coś komuś chlapnęłaś, to przysięgam, że cię dorwę.

Podniosłam dłoń.

– Słowo harcerza. Nie otworzę ust.

ROZDZIAŁ 13

Morelli oparł się o kontuar i skrzyżował ramiona na piersi.

– Wyszło na jaw, że istnieje dysproporcja między ilością gotówki, jaką przynosiły pralnie Grizollego, a sumą deklarowaną na potrzeby urzędu podatkowego.

– Jezu, też mi niespodzianka.

– Federalni postanowili go za to przyszpilić i przy okazji szybko się okazało, że Vito tak naprawdę traci pieniądze, o których nie wie.

– Ktoś go skubie?

Morelli wybuchnął śmiechem.

– Dasz wiarę?

– Rany, musi chodzić o dużo forsy.

– Wystarczająco dużo, by skarbówka chciała się zająć Yitem i przy okazji zgarnąć grubszą rybę.

– Na przykład jaką? Morelli wzruszył ramionami.

– Nie wiem. Ci dwaj mózgowcy, z którymi pracuję, uważają, że to jakaś nowa organizacja przestępcza.

– Co ty na to?

– Dopóki nie pokazałaś mi tych czeków, przypuszczałem, że jakiś gość o samobójczych skłonnościach próbuje w ten sposób spłacić hipotekę. Teraz już sam nie wiem, co myśleć, ale nowa organizacja przestępcza to chyba naciągany pomysł. Nie widzę żadnych sygnałów.

– Może to zbieg okoliczności?

– Też mi się nie wydaje. Za dużo rzeczy naraz. Jak dotąd, są zamieszane w sprawę trzy firmy. Trzech urzędników od ściągania należności nie żyje. Fred zaginął. Ktoś podłożył bombę w twoim wozie.

– A co z bankiem? Czy te brakujące rachunki Vita przechodziły przez First Trenton?

– Tak. Warto by zajrzeć do dokumentacji, ale istnieje ryzyko, że ktoś, kto jest w to zamieszany, coś zwącha. Okazuje się, że RGC była w przeszłości podejrzewana o przekręty podatkowe. Skrót RGC to Ruben, Grizolli i Cotell. Wiedziałem, że Grizolli jest współwłaścicielem, ale nie miałem pojęcia o tych nieścisłościach. Moi chłopcy ze skarbówki nie powiedzieli mi o tym.

– Pracujecie razem, a oni nie powiedzieli ci o RGC?

– Nie znasz tych facetów. Prawdziwe psy gończe. I nie lubią się bratać z lokalną policją. Uśmiechnęłam się do niego.

– Tak, wiem – przyznał. – Jakbym mówił o sobie. W każdym razie Bronfman, facet, którego znasz jako Mokrego, obserwował RGC. Patrzył, kto wchodzi, kto wychodzi. Siedział w kawiarni po drugiej stronie ulicy akurat w piątek, tego dnia, kiedy zniknął Fred. Myślę, że Fred chciał załatwić sprawę wcześnie, ale zjawił się przed otwarciem biura, przeszedł więc na drugą stronę ulicy, na kawę. Bronfman i Fred zaczęli rozmawiać, i Bronfman zorientował się, że Fred to jeden z tych klientów, którzy nagle przestali figurować w dokumentacji firmy. W następny wtorek Bronfmanowi przyszło do głowy, że warto zdobyć od Freda ten czek, w taki czy inny sposób. Poszedł z nim pogadać i odkrył, że Fred zaginął. Kiedy Mabel powiedziała mu, że nad tym pracujesz, wykombinował sobie, że posłuży się tobą jako zasłoną. Mogjaś sobie węszyć i zadawać pytania bez zbytniego ryzyka, że ktoś się poważnie wystraszy. Nie wyszło mu całkiem tak, jak sobie zaplanował, bo nie wziął pod uwagę twojej podejrzliwej i zawziętej natury.