Выбрать главу

– Słucham?…

– Nie ma mowy o seksie analnym – uspokoiłam ją. Matka i babka rozdziawiły usta.

– Przepraszam – powiedziałam. – Wyrwało mi się.

– Myślałam, że tylko homoseksualiści uprawiają seks analny – wyznała babka.

– Każdy, kto ma odbyt, może go uprawiać – wyjaśniłam.

– Hni – mruknęła w zamyśleniu. – No cóż, też go mam.

Nalałam sobie filiżankę kawy i usiadłam przy stole.

– A więc co słychać?

Babka też nalała sobie kawy i usiadła naprzeciwko.

– Harriet Mullen urodziła chłopca. Musieli w ostatniej chwili robić cesarskie cięcie, ale wszystko poszło dobrze. No i umarł Mickey Szajak. Był już chyba najwyższy czas.

– Słyszeliście coś ostatnio o Grizollim?

– Widziałam go w zeszłym tygodniu na targu mięsnym. Zdawało mi się, że utył.

– Jak mu się wiedzie finansowo?

– Słyszałam, że robi duże pieniądze na tych pralniach. Widziałam też Vivien w nowym buicku.

Vivien była żoną Vita. Miała sześćdziesiąt pięć lat, nosiła sztuczne rzęsy i farbowała sobie włosy na jasnoczer-wony kolor, bo Vito tak lubił. Każdy, kto wyraził krytyczną opinię na ten temat, wpadał przez przypadek do rzeki Delaware w cementowych butach.

– A First Trenton? Jakieś plotki?

Matka i babka podniosły wzrok znad kawy.

– Bank? – spytała matka. – Dlaczego pytasz o bank?

– Nie wiem. Fred miał tam rachunek. Sprawdzam tropy.

Babka wlepiła wzrok w moją klatkę piersiową.

– Wyglądasz inaczej niż zwykle. Włożyłaś jeden z tych sportowych staników? – spytała i przyjrzała się uważniej. – Ja cię kręcę! Wiem, co to jest. Nosisz kamizelkę kuloodporną. Ellen, popatrz tylko – zwróciła się do matki. – Stephanie nosi kamizelkę kuloodporną. Niesamowite, co?

Twarz matki zrobiła się biała.

– Za jakie grzechy?… – spytała.

Drugi w kolejności był dom Mabel. Otworzyła drzwi i uśmiechnęła się.

– Stephanie, jak dobrze cię widzieć, moja droga. Napijesz się herbaty?

– Nie mogę długo zostać – odparłam. – Chciałam tylko zobaczyć, jak się miewasz.

– Miło z twojej strony. Czuję się doskonale. Chyba zdecyduję się na Bermudy. Wzięłam ze stolika broszurę.

– Rejsy dla samotnych emerytów?

– Mają bardzo atrakcyjne ceny.

– Stało się coś, o czym powinnam wiedzieć? Może masz wiadomości od Freda?

– Nie dał znaku życia. Przypuszczam, że nie żyje. Rany, oby to nie była prawda.

– Minęły dopiero dwa tygodnie – powiedziałam. -Może się jeszcze pojawi.

Mabel spojrzała tęsknie na broszurę.

– Obawiam się, że prawda.

Dziesięć minut później byłam już w biurze.

– Hej, koleżanko! – zawołała na przywitanie Lula. -Czytałaś dziś rano gazetę? Jest sporo o tobie. O mnie nie napisali, że oberwałam, w ogóle ani słowa. I nie dali mi super przezwiska, jak ta twoja Bombowa Łowczyni Nagród. Cholera, jestem przecież niezła.

– Wiem – powiedziałam. – Dlatego pomyślałam, że może znów zechcesz ze mną pojechać.

– No, nie wiem. Jakim wozem jeździsz? Znów bui-ckiem?

– Beemką.

Lula rzuciła się do okna i wyjrzała na ulicę.

– Jasny gwint. Nieźle.

Yinnie wyjrzał ze swojego gabinetu.

– Co się dzieje?

– Stephanie ma nowy samochód – odparła Lula. -Ten przy krawężniku.

– Słyszeliście, żeby w First Trenton działo się coś niezwykłego? – spytałam. – Jakieś podejrzane praktyki?

– Powinnaś spytać tego małego gościa, z którym rozmawiałyśmy wczoraj – podsunęła Lula. – Nie pamiętam, jak się nazywał, ale wyglądał sympatycznie. Nie sądzisz chyba, że jest nieuczciwy.

– Trudno powiedzieć, kto jest nieuczciwy – odparłam. W gruncie rzeczy sądziłam, że nieuczciwość to byłby prawdziwy krok do przodu w przypadku Shempsky'ego.

– Skąd wytrzasnęłaś ten wóz? – spytał Yinnie.

– To samochód firmowy. Pracuję z Komandosem. Twarz Yinniego pofałdowała się w szerokim, obłudnym uśmiechu.

– Komandos dał ci samochód? Ha! Co to za robota? Trzeba być naprawdę dobrym, żeby dostać taki wózek.

– Może powinieneś spytać Komandosa – podsunęłam.

– Tak, pewnie, jak mi się życie znudzi.

– Jacyś zbiegowie? – spytałam Connie.

– Mieliśmy dwóch wczoraj, ale to nędza. Nie byłam pewna, czy chcesz sobie nimi zawracać głowę. Jesteś ostatnio zajęta.

– Co mają na sumieniu?

– Kradzieże w sklepie i bicie żony.

– Bierzemy damskiego boksera – oświadczyła Lula. -Żaden taki nam nie ujdzie. Uwielbiamy zajmować się damskimi bokserami.

Wzięłam od Connie teczkę i przejrzałam. Kenyon Lal-ly. Wiek dwadzieścia osiem lat. Niepracujący. Długa i bogata historia przemocy w rodzinie. Dwukrotnie skazany za jazdę po pijanemu. Mieszka w blokach socjalnych. Brak wzmianki o użyciu w przeszłości broni palnej w stosunku do łowców nagród.

– Okay, bierzemy go – postanowiłam.

– O rany! – zawołała Lula. – Zgniotę tego faceta jak karalucha.

– Nie, nie, nie, żadnego zgniatania. Żadnej zbędnej przemocy.

– Pewnie – zgodziła się Lula. – Wiem. A możemy zastosować przemoc niezbędną?

– Niezbędna przemoc nie będzie niezbędna.

– Po prostu nie stłuczcie go jak tego świra komputerowego – wtrącił Yinnie. – Zawsze mówię, kopcie ich po nerkach, tam gdzie nie widać.

– Pokrewieństwo z tym facetem to musi być coś niesamowitego – skomentowała Lula, zerkając na Yinniego.

Connie wypełniła moje pełnomocnictwo i wręczyła mi. Wrzuciłam dokumenty do torby, którą podciągnęłam energicznie na ramieniu.

– Do zobaczenia.

– Do zobaczenia – rzuciła Connie. -1 uważaj na śmieciarki.

Wyłączyłam alarm i obie z Lula wsiadłyśmy do beemki.

– Ale wygoda – pochwaliła. – Duża kobieta, jak ja, potrzebuje takiego wozu. Jedno jest pewne, chciałabym wiedzieć, skąd Komandos bierze te wszystkie samochody. Widzisz ten srebrny pasek na drzwiach? To twoje numery rejestracyjne. Więc teoretycznie ta beemka nie jest nawet kradziona.

– Teoretycznie.

Komandos produkował pewnie te paski na kilogramy. Zadzwoniłam z telefonu samochodowego do Morellego i po sześciu sygnałach odezwała się sekretarka. Zostawiłam mu wiadomość i spróbowałam szczęścia z pagerem.

– To nie moja sprawa, ale co się dzieje między tobą i Morellim? – spytała Lula. – Myślałam, że to koniec, kiedy się od niego wyprowadziłaś.

– To skomplikowane.

– Twój problem to związki z facetami, którzy mają duży potencjał w łóżku i ani krzty przy ołtarzu.

– Zastanawiam się, czy w ogóle nie dać sobie spokoju z mężczyznami – odparłam. – Celibat to nie taka zła rzecz. Nie musisz zawracać sobie głowy goleniem nóg.

Zadzwonił telefon. Odebrałam przez głośnik.

– Jaki to numer? – dopytywał się Morelli.

– Telefonu w moim samochodzie.

– W buicku?

– Nie. Komandos dał mi nowy wóz. Cisza. A po chwili:

– Co to za marka?

– Beemka.

– Ma w środku tabliczkę z numerem rejestracyjnym?

– Tak.

– Sfałszowaną? Wzruszyłam ramionami.

– Wygląda na prawdziwą.

– Powiesz to przed sądem.

– Miałeś jakieś informacje o Marku Stemperze?

– Nie. Przypuszczam, że jedzie na jednym wózku z twoim wujem Fredem.

– A Laura Lipinski?

– Zniknęła z powierzchni ziemi. Wyszła z domu w czwartek, dzień przed zniknięciem Freda.

Odpowiedni moment, by wylądować w worku na śmieci.

– Dzięki. To wszystko, co chciałam wiedzieć. Do usłyszenia.

Skręciłam na parking pod Grand Union i dojechałam do końca centrum, pod bank. Zatrzymałam się w bezpiecznej odległości od innych samochodów, wysiadłam z bmw i włączyłam alarm.

– Chcesz, żebym została w wozie, na wypadek gdyby krążył tu ktoś z bombą na tylnym siedzeniu i szukał okazji, żeby ją podłożyć? – spytała Lula.

– Nie trzeba. Komandos twierdzi, że wóz ma czujniki.

– Komandos dał ci samochód z czujnikami bomb? Nawet szef CIA nie ma takiego. Słyszałam, że dali mu tylko patyk z lusterkiem na końcu, żeby mógł sobie zaglądać pod karoserię.

– To chyba żaden cud techniki. Wygląda mi na detektory ruchu zainstalowane w podwoziu.

– Rany, chciałabym wiedzieć, skąd on je wziął. Może warto wybrać się dzisiejszej nocy do rezydencji gubernatora i go obrobić.

Zaczęłam się już uważać za stałą klientkę banku. Przywitałam się ze strażnikiem przy wejściu i pomachałam do Leony. Szukałam wzrokiem Shempsky'ego, ale nigdzie go nie dostrzegłam. Gabinet był pusty.