– Elsie dorzuciła trochę smażonego drobiu – z prawdziwą radością oznajmił Petey. – Zwykle jest skąpa jak Scrooge *, ale widocznie w czasie świąt zdarzają się cuda. Chociaż była zła, kiedy chciałem zafasować dla was torbę na jedzenie na wynos. Dlatego wzięliśmy duże porcje Big Maców.
– Rozpakuj je i daj im – polecił C.B. – a potem przynieś koce i poduszki z kajuty. Jak tylko zjedzą i ułożą się do snu, już mnie tu nie ma. Ty też się dobrze wyśpij, Petey. Czeka nas jutro wielki dzień.
– Baaardzo wielki – odparł Petey nieco bełkotliwie po eggongu ** Bisie. – Kto chce być milionerem? My! Najwspanialsi z New Jersey. I komu na co Regis? ***. My mamy Luke’a Reilly’ego.
– Sądzę, że wszystko uzgodniliśmy – rzekł Jack Reilly, podsumowując ich godzinną naradę w pokoju Nory. – Pani Reilly… – zaczął.
– Noro – poprawiła go. Może któregoś dnia „mamo”, pomyślała z. przebłyskiem humoru. O Boże, wyobrażam sobie, co by powiedział Luke, jeżelibym mu wyznała, że w trakcie omawiania najistotniejszych kwestii, związanych z jego porwaniem, ja usiłuję, jak zwykle, szukać męża dla Regan. Nie jeżeli, tylko kiedy mu wyznam, sprostowała szybko samą siebie. Ale jedna rzecz była pewna, Luke polubiłby Jacka Reilly’ego.
– Noro – kontynuował Jack – rezygnujemy z pomocy twojej prywatnej pielęgniarki. Może się zdarzyć, że dostaniesz tu telefoniczną wiadomość o Luke’u i Rosicie, a im mniej osób będzie o tym wiedziało, tym lepiej. A teraz proszę, spróbuj trochę wypocząć. Jeżeli przyjdzie ci na myśl ktoś, kto – bez względu na przyczynę mógłby mieć urazę do ciebie albo do Luke’a, lub nawet do Regan, natychmiast do mnie zadzwoń.
Nora pokręciła głową i rozłożyła bezradnie ręce.
– Nie mogę sobie kogoś takiego nawet wyobrazić.
– Rozumiem. Oczywiście sprawdzimy także byłego męża Rosity – rzekł i po chwili dodał: – I jeszcze jedno, to może być po prostu ktoś, kto wie, że macie duże pieniądze.
– To dlatego komisja loteryjna pytała mnie i Willy’ego, czy chcemy wystąpić w reklamie i zapewnić, jak to nas uszczęśliwiły wygrane pieniądze. Powiedziałam im, żeby się wypchali – oznajmiła Alvirah. – Oczywiście, występowałam w wielu imprezach, ale co za dużo, to niezdrowo.
– Masz rację, Alvirah – potwierdził Jack. – Noro, pierwszą rzeczą, jaką masz zrobić jutro rano, to nawiązać kontakt ze swoim maklerem, żeby ustalił warunki umowy pożyczki w wysokości miliona dolarów pod pakiet twych akcji. Czy jesteś pewna, że nie zaczną zadawać pytań?
– To są nasze pieniądze – oświadczyła Nora stanowczo. – Nikt nie będzie nam mówił, co mamy z nimi robić.
Regan ucieszyła się, że w matce budzi się na nowo duch walki.
– Zawiadomimy Bank Rezerw Federalnych o konieczności natychmiastowego rozpoczęcia gromadzenia pieniędzy na okup – powiedział Jack, po czym zwrócił się do Regan: – Ty i Alvirah pojedziecie zaraz do domu Rosity i porozmawiacie z tym kimś, kto teraz opiekuje się dziećmi. Waszemu uznaniu pozostawiam, jak wiele możecie mu powiedzieć. Nasi ludzie do tej pory już powinni mieć jej telefon na podsłuchu. Jeśli ten opiekun będzie chciał opuścić mieszkanie Rosity, możemy wysłać tam kogoś z opieki społecznej.
– Znam doskonale odpowiednią osobę – oznajmiła Alvirah triumfalnie. – Siostra Maeve Marie. Pracuje z Cordelią, siostrą Willy’ego. Ma wspaniałe podejście do dzieci, a kiedyś była zatrudniona w nowojorskiej policji. I podobnie jak siostra Cordelia, potrafi sprawić, że Sfinks zamienia się w gadułę.
Jack uśmiechnął się.
– Dobrze. I, Regan, jak już opanujecie sytuację w domu Rosity, razem z Alvirah pojedziecie na spotkanie z zastępcą twego ojca u niego w biurze.
Regan skinęła głową. Na życzenie Jacka zatelefonowała do Austina Grady’ego i otrzymała od niego zarówno numer rejestracyjny samochodu, który prowadziła Rosita, numer przepustki wolnego wjazdu na mosty, jak i numer rachunku uregulowanej opłaty mostowej. Jack przekazał już te informacje do swojego biura.
Wszyscy zgodzili się, że Austin musi znać całą prawdę, choć do tej pory Regan powiedziała mu jedynie, że sprawa jest poważna.
– Tak, będzie tam na nas czekał – potwierdziła.
– Przyprowadzisz dziś wieczorem samochód, którym będziesz jechała z pieniędzmi na okup – wymienił jej dalsze czynności Jack.
– Tak, bmw mamy.
– Jeden z moich chłopców spotka się później z tobą w mieszkaniu twoich rodziców przy Central Park South. Weźmie ten samochód, żeby zainstalować w nim psa gończego.
Wszystkie trzy kobiety wiedziały, że w slangu policyjnym „pies gończy” oznacza elektroniczną aparaturę, umieszczaną pod podwoziem samochodu, naprowadzającą na jego ślad helikopter. Podjęto decyzję, że inne urządzenie, o podobnym działaniu, zostanie umieszczone w worku z okupem, więc od chwili rozpoczęcia przemieszczania pieniędzy będzie doprowadzał policję do miejsca, skąd porywacze je podejmą.
I oczywiście, w założeniu kryła się nadzieja, że kidnaperzy doprowadzą ich również do miejsca ukrycia porwanych.
– Alvirah, potrzebne mi będzie twoje nagranie rozmowy telefonicznej, w której porywacze zażądali okupu – powiedział Jack.
– A ja poproszę o kopię nagrania jutro z samego rana – zaznaczyła Alvirah, odpinając kasetkę ze swej broszki.
– Kolejny kapitalny ruch Alvirah – wyraził swój podziw Jack, spoglądając na trzymaną w ręku mikroskopijną kasetę. – Nawet jeśli porywacz usiłował zmienić głos, mamy go na taśmie i może nasi ludzie będą w stanie coś wydedukować z odgłosów w tle.
Alvirah rozpromieniła się, a on ucałował ją w policzek.
– Moja drużyna oczekuje mnie w Komendzie Głównej przy Plaza. – Dotknął dłoni Nory. – Postaraj się nie zamartwiać za bardzo. – Następnie zwrócił się Regan: – Będziemy się nawzajem o wszystkim dokładnie informować.
Gdy wyszedł, pokój nagle wydał się pusty. Chwilowo zapadło milczenie, a potem okazało się, że wszystkie trzy kobiety w tym momencie pomyślały o jednym.
Nie było czasu do stracenia.
To był pracowity dzień dla Ernesta Bumblesa, prezesa Stowarzyszenia Nasiona-Sadzonki-Kwiaty-Drzewka Owocowe przy Ogrodzie Stanowym w New Jersey. Obudził się rano z wprowadzającą go w błogostan świadomością, że to wszystko nie jest jedynie snem. Cuthbert Boniface Goodloe naprawdę zostawił w spadku Stowarzyszeniu praktycznie cały swój majątek.
Radosna nowina dotarła do obdarowanych zaledwie w godzinę od chwili, gdy Goodloe wydał ostatnie tchnienie. Ernest otrzymał telefon od adwokata Goodloe’a ze „złą i dobrą wiadomością”, jak to określił. Pana Goodloe’a nie ma już wśród nas, rzekł z westchnieniem, ale związek z Kwiecistymi przyniósł mu tyle radości w ciągu ostatnich trzech lat życia, że zostawił w spadku Stowarzyszeniu właściwie cały swój majątek, nieco ponad milion dolarów.
Ernest był właśnie zajęty obsypywaniem obornikiem swych ostrożni w znajdującej się na tyłach domu cieplarni, kiedy jego żona. Dolly, przybiegła z przenośnym telefonem. Jako osoba cierpiąca na ciężkie postacie różnych alergii, za każdym razem, gdy wchodziła do cieplarni, zasłaniała twarz maską chirurgiczną.
– Bumpy – zawołała stłumionym głosem – telefon do ciebie! Ten ktoś się tak wytwornie wyraża, musi być jakąś ważną personą. A… psik!
Nawet mimo maski obornik zawsze ją dopadał.
Przyczyna, dla której pan Withers zatelefonował, zanim jeszcze Goodloe zdążył zapukać do wrót niebieskich, wkrótce okazała się jasna. Zgodnie z wyrażoną przez testatora wolą, Kwieciści mieli w pełnym składzie czuwać przy jego zwłokach oraz wziąć udział w pogrzebie i wydanym z tej okazji obiedzie. Nie trzeba dodawać, że jak stan długi i szeroki, wszyscy Kwieciści porzucili swe szpadle, zdjęli ogrodnicze rękawiczki i zebrali się, aby opłakiwać ukochanego dobroczyńcę.