Выбрать главу

Chris uśmiechnął się niepewnie.

– Ja jestem Bobby – rzekł młodszy, przysuwając się bliżej do brata.

– Gdzie jest mamusia? – zapytał Chris.

– Czy wiecie, że pani Reilly złamała wczoraj nogę? – spytała Alvirah ściszonym głosem, jakby przekazywała im ważny sekret.

– Mamusia mówiła nam o tym dziś rano przed wyjściem – odparł Bobby z przeciągłym ziewnięciem. – Powiedziała, że dzisiaj wieczorem napiszemy kartę i wyślemy ją pani Reilly.

– No więc pani Reilly potrzebuje dziś wieczorem pomocy waszej mamy – ciągnęła Alvirah łagodnym głosem. – I chce, żebyście obaj poszli spać, a ona przyjdzie do domu, jak tylko będzie mogła.

– Ja chcę, żeby przyszła teraz – rzekł Bobby bliski łez.

– Pani Reilly jest miła – zwrócił się do niego Chris. – To dobrze, że mamusia jest z nią w czasie choroby.

– Ale kiedy będziemy ubierać choinkę? – spytał Bobby płaczliwie.

– Do świąt zostało jeszcze dużo czasu – uspokoiła go Alvirah.

Regan obserwowała tę scenę. Alvirah świetnie wie, jak postępować z dziećmi, pomyślała. Podeszła do nich i powiedziała:

– Ja jestem córką pani Reilly i bardzo się cieszę, że wasza mamusia jest teraz z moją mamą. Ponieważ wiem, że wasza mamusia przy niej czuwa, jest mi o wiele lżej.

– To pan Reilly musi być pani tatusiem – rzekł Chris. – Podobają mi się jego samochody.

– Zwłaszcza te takie dłuugie – dodał Bobby, znowu ziewając.

– Słuchajcie, obaj wyglądacie na zmęczonych – zauważyła Alvirah. – Ja zresztą też padam z nóg.

Fred domyślał się, do czego obie kobiety zmierzają – chcą przekonać chłopców, że ich matce nic się nie stało, i sprawić, by znaleźli się w miejscu, skąd nie usłyszą rozmowy dorosłych.

– No dobrze, chłopcy, czas do łóżka – rzekł, obejmując rękami ich małe ramionka.

Zaniepokojony Bobby podniósł na niego wzrok.

– Ale ty nas nie zostawisz, prawda, Fred?

Fred pochylił się i spojrzał na dwie strapione buzie. Zawahał się w duchu, ale odpowiedział stanowczo:

– Nie wyjdę stąd, dopóki mamusia nie wróci.

Podczas gdy lokował chłopców w ich pokoju, Alvirah weszła do maleńkiej kuchenki i postawiła czajnik na gazie.

– Muszę się napić herbaty – oznajmiła. – A ty, Regan?

– Dobry pomysł. Bardzo chętnie. – Regan rozglądała się po przytulnym, choć pozostającym trochę w nieładzie pokoju. Pokryta barwnym pokrowcem kanapa i fotele z puszystymi poduszkami robiły wrażenie nadzwyczaj wygodnych. Półki na książki w rogu zostały zamienione na miejsce, gdzie trzymano filmy i gry wideo dla dzieci oraz ich zabawki. Lecz dopiero widok choinki ustawionej już na stojaku i czekającej na przystrojenie ścisnął jej serce.

Zanim czajnik zdążył zagwizdać, Fred wrócił z sypialni chłopców do pokoju.

– Przyrzekam, że nigdzie nie pójdę – obiecał im, zamykając za sobą drzwi.

Alvirah wysunęła głowę z kuchni.

– Fred, rządzę się jak u siebie w domu. Chcesz herbaty?

– Tak, poproszę. – Spojrzał na Regan. – Powiedz mi, co się dzieje?

– Jakiego rodzaju stosunki łączą cię z Rositą? – spytała.

– Parę razy się umówiliśmy. – Wyjął swą policyjną odznakę. – Jestem gliniarzem. Rosita ma kłopoty. Jakie?

Alvirah weszła do saloniku z tacą i skierowała się do stołu.

– Może byśmy tak usiedli?

Fred przysiadł sztywno na brzegu klubowego fotela, a one naprzeciw niego na kanapie.

– Alvirah, Fred jest oficerem policji – rzekła Regan, po czym zwróciła się do niego: – Rosita i mój ojciec zostali dzisiaj rano porwani. Wydaje mi się, że to się stało między dziesiątą, kiedy ojciec opuścił szpital po wizycie u mamy, a dwunastą, bo o tej porze miał uczestniczyć w pogrzebie. – Opuściła wzrok na filiżankę z herbatą. – Około wpół do piątej odebrałam telefon z żądaniem miliona dolarów. Okup mam zapłacić jutro po południu. Mieliśmy już spotkanie z szefem oddziału do zadań specjalnych Komendy Głównej.

Fred poczuł się tak, jakby ktoś wymierzył mu cios w żołądek.

– Porwani? – powtórzył. W jego głosie brzmiało niedowierzanie i zdumienie, a po wyrazie twarzy można było poznać, że jest w kompletnym szoku. – Biedne dzieciaki.

Alvirah odwróciła się do Freda i położyła dłoń na swej broszce przypiętej do żakietu; w czasie jazdy do mieszkania Rosity umieściła tam nową kasetę.

– Fred, czy nie będziesz miał nic przeciw temu, że nagram naszą rozmowę? Czasami mówimy coś, co nie wydaje się w danej chwili ważne, a później okazuje się bardzo istotne. W pewnych sprawach, nad którymi pracowałam, odsłuchiwanie w kółko tych samych taśm doprowadzało do poszukiwanego przez nas uzupełnienia luk.

– Proszę bardzo – odrzekł.

Nie zważając na stojącą przed nim, stygnąca herbatę, słuchał uważnie relacji Regan i Alvirah z tego, co do tej pory było im wiadomo.

– Czy przychodzi wam na myśl, kto to mógł zrobić? – zapytał.

– Nie mamy pojęcia – odparła Regan. – Uważamy, że chodzi wyłącznie o pieniądze. Naszym zdaniem, ojciec nie ma żadnych wrogów.

– Czy Rosita rozmawiała z tobą o swoim byłym mężu? – spytała Alvirah. – Z tego, co mówiła Nora, wynika, że notorycznie mu brak gotówki, więc być może te pieniądze by mu się przydały.

– Poznałem Rositę na przyjęciu dopiero w zeszłym miesiącu. Dwa razy byliśmy w mieście na kolacji. Nie chciała o nim rozmawiać. Dzieci dzisiaj powiedziały mi, że już bardzo dawno go nie widziały.

– Wygląda na to, że uroczy z niego typ – rzekła Regan. – Policja sprawdzi go bardzo dokładnie.

Fred pokręcił głową.

– Przez wzgląd na dzieci chcę wierzyć, że nie jest w to zamieszany. Rosita nie wspominała, by w ostatnim czasie sprawiał jej jakieś kłopoty. Kiedy szliśmy na kolację, rozmawialiśmy o zwykłych sprawach. Ona bardzo lubi swoją pracę. – Przechylił nieco głowę ku Regan. – Mówiła, że twój ojciec jest najlepszym szefem na świecie, który zawsze twierdzi, że bez względu na sytuację trzeba zachować spokój. Ale nie wspomniała o niczym, co mogłoby wskazywać, że jest on z kimkolwiek w konflikcie.

Regan odstawiła filiżankę.

– Jak stąd wyjdziemy, razem z Alvirah pojedziemy do biura ojca, żeby spotkać się z jego zastępcą. Zamierzamy zbadać, czy w związku z jakimiś ich zawodowymi sprawami nie wyłoni się coś, co by mogło mieć istotne znaczenie. Nie jest wykluczone, że kidnaperem jest ktoś, kto ma do niego jakieś pretensje, może to być nawet były pracownik z zadawnioną urazą.

– To właściwy kierunek i w istocie jedyna rzecz, jaką możecie zrobić – orzekł Fred. – W sprawach kidnapingu najtrudniejsze jest czekanie na następny ruch porywacza – dodał ze złością.

– Nie mogę siedzieć bezczynnie – zauważyła rzeczowo Regan, po czym obie kobiety wstały od stołu.

– Moja szwagierka jest zakonnicą – zwróciła się do Freda Alvirah, zbierając ze stołu filiżanki. – W jej klasztorze jest młoda kobieta, siostra Maeve Marie, która była policjantką, zanim odkryła, że ma powołanie. Maeve wspaniale porozumiewa się z dziećmi. Jeżeli chciałbyś wrócić do domu, ona może się tu zjawić w ciągu godziny.

Fred pomyślał o przyjęciu, które go ominie, o samolocie, którym nazajutrz rano miał wylecieć na od dawna planowaną wyprawę żeglarską z przyjaciółmi. Te wszystkie sprawy wydały mu się teraz zupełnie błahe, bez żadnego znaczenia. Żywo bowiem w pamięci miał Rositę, z czarnymi, rozsypującymi się na ramiona włosami, gdy z ciepłym uśmiechem zażartowała: „Możesz mówić do mnie po prostu Kopciuszku”.

Nie każde porwanie kończy się szczęśliwie, rozważał w duchu. W rzeczywistości wiele z nich bardzo źle.