Выбрать главу

Kiedy Jack Reilly zjawił się w Komendzie Głównej Policji przy Plaza, czekali tam już u niego w biurze sierżant Keith Waters, jego pierwszy zastępca, oraz porucznik Gabe Klein, szef pomocniczej jednostki wsparcia technicznego.

– Dawnośmy się nie widzieli – zauważył Waters na powitanie. – Po prostu nie jesteś w stanie wytrzymać bez tej firmy nieco dłużej, co? – Przystojny czarnoskóry mężczyzna około czterdziestki, o przenikliwym, inteligentnym spojrzeniu, emanował niewyczerpaną energią.

– Za tobą się stęskniłem – odparł Jack.

Jednak ten lekki ton ustąpił poważnemu, gdy niezwłocznie przystąpili do omawiania sprawy.

– Co wiecie o samochodzie? – spytał Jack.

Zaczął Gabe Klein.

– Zapis z E-Z Pass wskazuje, że samochód przejechał tunelem Lincolna na Manhattan o 9.15 rano. To pewnie wtedy dziewczyna pojechała odebrać Luke’a Reilly’ego spod szpitala. W jakimś miejscu samochód musiał zawrócić z powrotem do New Jersey, gdyż przejechał most Waszyngtona do Nowego Jorku znowu o 11.16. Potem przejechał most Triborough na paśmie wiodącym do Queens o 11.45. To ostatnie jego ruchy zarejestrowane przez E-Z Pass.

– Co mogłoby oznaczać, że dojechali do New Jersey, zanim zostali porwani – podsumował Jack. – Albo do porwania doszło w Nowym Jorku i zabrano ich do New Jersey. Najprawdopodobniej samochód porywacze gdzieś porzucili. Nie jest łatwo ukryć limuzynę o tak wydłużonej linii.

– Jesteśmy w kontakcie z ekipą szukającą samochodu – poinformował Keith – ale do tej pory go nie znaleziono.

– Nakazałeś zabezpieczenie wozu dla pobrania odcisków palców?

To było pytanie retoryczne. W wypadku porwania taką czynność zleciłby Keith jako pierwszą. Zlokalizowanego samochodu nie wolno nikomu dotknąć, dopóki nie przybędą technicy z laboratorium.

Z kolei Jack zrelacjonował kolegom zwięźle szczegóły sprawy.

Obaj mężczyźni uważnie słuchali i robili notatki.

Gabe Klein, mniej więcej pięćdziesięcioletni, był łysy i nosił okulary. Umieszczone niebezpiecznie prawie na końcu nosa nadawały mu wygląd mola książkowego, nieumiejącego podjąć szybkiej decyzji. Na postronnych obserwatorach robił wrażenie, jakby nie potrafił wymienić żarówki.

Nic bardziej mylnego. Gabe był technikiem-czarodziejem i kierował wysoce wyspecjalizowaną jednostką, której wysiłki często decydowały o rozwiązaniu sprawy.

– A tu mamy numery telefonów na podsłuchu. – Gabe wyrecytował jednym tchem numery, które Jack podał mu telefonicznie. Do domu i mieszkania Reillych, do mieszkania Rosity Gonzalez, do domów pogrzebowych i pokoju szpitalnego Nory. – A jeżeli porywacze zadzwonią na komórkę jej córki, ona już wie, że musi próbować przytrzymać ich na linii, żebyśmy mogli namierzyć z maksymalną dokładnością, gdzie się znajdują – dodał.

– Regan jest prywatnym detektywem w Los Angeles – odparł Jack. – Zna zasady.

– To pocieszające – zauważył Keith. – Wobec tego uważasz za wskazane, żeby to ona wiozła samochodem pieniądze na okup?

– Jest bystra – rzekł Jack krótko. I bardzo atrakcyjna, dodał w myśli.

– Kiedy mamy podjąć pracę przy samochodzie, który będzie prowadziła? – spytał Gabe.

– Przyprowadzi go dzisiaj wieczorem. Wie, że musimy go zaopatrzyć w psa gończego.

– Postawiliśmy na nogi Bank Rezerw Federalnych w związku z milionem dolarów, potrzebujemy tych pieniędzy do jutrzejszego popołudnia. Pracują tam nad tym – poinformował Jacka Keith. – Czy rodzina domyśla się, kto mógł to zrobić?

– Żonie i córce Reilly’ego zupełnie nikt nie przychodzi na myśl. Jest były mąż Rosity Gonzalez, który potrafi czasem sprawiać kłopoty. Ma na imię Ramon. Pani Reilly wydaje się, że facet mieszka w Bayonne.

– Rozpoznamy tę sprawę – przyrzekł Keith.

– Rosita ma dwóch małych synków. Regan Reilly jedzie tam teraz sprawdzić, jaka jest sytuacja, i załatwić opiekę nad nimi. Potem pojedzie do biura ojca na rozmowę z jego zastępcą.

Jack spojrzał na zegarek.

– To długa historia, ale Regan poznała dzisiaj Alvirah Meehan i ona teraz włączyła się do sprawy. Pamiętasz ją? To ta, co wygrała na loterii i miała odczyt w Akademii Policyjnej im. Johna Jaya.

– Oczywiście, pamiętam – odparł Keith. – To ona znalazła porwane dziecko, którego bezskutecznie szukała cała nowojorska policja.

Jack wyciągnął z kieszeni mikroskopijną kasetę.

– I nadal jest fachowcem. Udało jej się nagrać rozmowę z żądaniem okupu.

Gabe wytrzeszczył oczy na maciupeńką kasetę.

– Chyba żartujesz. – Wziął ją od Jacka i trzymał w palcach. – Czy ona przypadkiem nie szuka pracy? Mógłbym ją zatrudnić.

– Urwie mi głowę, jeżeli nie zrobisz dla niej dodatkowej kopii nagrania. Ale najpierw przesłuchajmy je po wzmocnieniu głosu. Może usłyszymy w tle coś, co nam pomoże.

Kiedy przygotowywali aparaturę, w Jacku narastało poczucie frustracji. Mogą przesłuchać taśmę. Mogą włożyć do worka z pieniędzmi mechanizm naprowadzający. Mogą podczepić pod samochód psa gończego, kierować podejrzenia na różne osoby zgodnie z logiką sprawy. Ale dopóki nie nadejdzie chwila, gdy zaczną śledzić okablowany samochód Regan, zmierzający do miejsca kontaktu z porywaczami, głównie zdani są na wyczekiwanie.

Na biurku Jacka zadzwonił telefon.

– Jack Reilly. – Nastąpił moment ciszy. – Dobra robota – rzekł, kończąc rozmowę, po czym zwrócił się do stojących po drugiej stronie biurka Gabe’a i Keitha: – Znaleźli limuzynę na lotnisku Kennedy’ego.

O godzinie 9.30 wieczorem Austin Grady zamknął odrzwia domu pogrzebowego Reilly’ego za ostatnimi żałobnikami, żegnającymi zmarłą w wieku stu trzech lat Maude Gherkin, postrach okolicy. W ciągu całej swej kariery w fachu zarządcy zakładów pogrzebowych nigdy nie słyszał wyrażenia „to błogosławieństwo” wypowiadanego częściej lub z większą żarliwością.

Od czasu swych setnych urodzin Maude była cztery razy wyrywana ze szponów śmierci. Podczas ostatniego pobytu staruszki w szpitalu nad łóżkiem, w którym leżała, pojawił się ręcznie wykonany napis: „Nie reanimować… pod żadnym pozorem”. Lekarze podejrzewali, że było to dzieło jej osiemdziesięcioletniego syna, który po czwartym, cudownym powrocie Maude z długiego białego tunelu miał powiedzieć: „O nie, dajcie mi już spokój”.

Austin wyłączył światło w salce, gdzie obecnie Maude spoczywała. Westchnął. Chociaż bardzo się starali, nie udało się im uporać ze zgorzkniałym wyrazem jej twarzy.

– Dobrej nocki, Maude – wymamrotał. Jednak temu dziecinnemu powiedzeniu, kierowanemu jako ostatnie do klientów i będącemu już rytuałem, dziś wieczorem nie towarzyszył zwykły uśmiech. Austin zbyt martwił się o Luke’a i Rositę.

Od czasu rozmowy telefonicznej z Regan, jakąś godzinę temu, podejrzenie, że ci dwoje zostali porwani, stało się niemal pewnością. Po cóż innego byłby potrzebny Regan numer rejestracyjny limuzyny i numer rachunku za E-Z Pass? Z jakiego innego powodu nie mogłaby rozmawiać z nim o tej sprawie przez telefon?

Godzinę później, kiedy do biura przybyła Regan wraz ze sprowadzoną tu przez siebie Alvirah, jego podejrzenia zostały potwierdzone.

– Policja ma wasze telefony na podsłuchu – wyjaśniła Regan. – Nie można wykluczyć, że porywacze mogliby zadzwonić tutaj.

Zaskoczyło ich nagłe pukanie w okno.

– Co się znowu dzieje, u licha? – wymruczał Austin, gdy rozpoznał zdziwiony twarz Ernesta Bumblesa, który przycisnąwszy nos do szyby, z uśmiechem wywijał ku nim paczką, już znaną Austinowi z poprzedniej wizyty.

Podszedł do okna i chwilę się z nim szamotał, zanim udało mu się je otworzyć.

– Bardzo mi przykro, że państwa niepokoję – rzekł Ernest, najwyraźniej mijając się z prawdą – ale zobaczyłem światło i pomyślałem, że może pan Reilly wrócił.