– Pani Reilly przysłała także moim synkom książki na Boże Narodzenie – zwróciła się Rosita do Luke’a cichym głosem. – Powiedziała mi, że największą przyjemnością Regan w dzieciństwie było słuchanie czytanych jej przez państwa książek.
A Regan najbardziej lubiła jedną książkę, pomyślał Luke, książkę, którą zawsze mu przynosiła. Przeczytaj mi ją jeszcze raz, tatku – mówiła, gramoląc się na kolana. O mój Boże, pomyślał, gdy przypomniał sobie, która to była książka. Skoncentrował się, uderzyła go bowiem pewna myśl.
Umysł Luke’a zaczął pracować na przyśpieszonych obrotach. C.B. zgodził się, żeby Regan porozmawiała z nim i Rositą tego popołudnia, zanim ona zapłaci okup. Czy istniała szansa przekazania jej jakiegokolwiek tropu wskazującego, gdzie oni się znajdują? Czy był jakiś sposób, aby ją zawiadomić, że z miejsca ich uwięzienia widać most Waszyngtona i niezwykłą, umieszczoną pod nim, czerwoną latarnię morską?
Jej ulubiona książka opisywała owe dwie słynne budowle. Nosiła tytuł:
„Mała czerwona latarnia morska i wielki szary most”.
– Do widzenia, Imusie.
Nora odłożyła słuchawkę.
– Dobra robota, mamo – powiedziała Regan.
Obie przespały tę noc bardzo kiepsko, Regan na łóżku polowym, które personel szpitala wniósł do pokoju Nory. Czasami, gdy się budziła, słyszała lekki, równy oddech matki – znak, że Nora śpi. Jednak kilka razy w ciągu nocy Regan uświadamiała sobie, że matka musiała się obudzić. Wtedy niemal w całkowitej ciemności, panującej w szpitalnym pokoju, cicho rozmawiały, aż znowu zmorzył je sen.
W pewnym momencie, w nocy. Nora powiedziała:
– Wiesz, Regan, mówi się, że w chwili, kiedy człowiek umiera, na ułamek sekundy staje mu przed oczami całe jego życie. Miałam takie dziwne wrażenie, że mnie się to teraz przydarza, tyle że w zwolnionym tempie.
– Mamo – zaprotestowała Regan.
– Och, nie chcę powiedzieć, że mam umrzeć, ale chyba wtedy, gdy ktoś, kogo kochasz, jest w poważnym niebezpieczeństwie, umysł staje się kalejdoskopem wspomnień. Chwilę temu myślałam o naszym pierwszym mieszkaniu, które mieliśmy z tatą zaraz po ślubie. Było malutkie, ale nasze własne, i byliśmy razem. On szedł do pracy, a ja stukałam w maszynę do pisania. Nawet wówczas, kiedy stale odrzucano moje utwory, on nawet na moment nie zwątpił, że mi się wreszcie uda. Gdy w końcu sprzedałam swoje pierwsze opowiadanie, och, jak myśmy to świętowali! – Nora zamilkła na chwilę. – Nie mogę sobie wyobrazić życia bez niego.
Regan, która sama większość tej nocy spędziła na ożywianiu własnych wspomnień o ojcu, z ogromnym wysiłkiem rzekła cicho:
– Nawet tego nie próbuj.
O szóstej Regan wstała, wzięła prysznic i włożyła czarne dżinsy i sweter, które zabrała z domu przed przyjazdem do szpitala.
Podczas drogi powrotnej z Alvirah z New Jersey do Nowego Jorku Regan zatelefonowała do Jacka Reilly’ego i dowiedziała się o znalezieniu limuzyny na lotnisku Kennedy’ego. Powiedział jej, że odholowano wóz do laboratorium w garażu Akademii Policyjnej przy Dwudziestej Trzeciej Wschodniej, gdzie przebadano go skrupulatnie za pomocą specjalnego urządzenia w poszukiwaniu śladów pozwalających na zidentyfikowanie porywaczy.
Z własnego doświadczenia znała tego rodzaju staranne testy i następujące po nich precyzyjne procedury. Będą sprawdzać wszystkie niezidentyfikowane odciski palców i porównywać je z milionami odcisków zgromadzonych w komputerach FBI. Zbiorą wszelkie najmniejsze pozostałości włókien czy włosów dla poddania ich analizie. Sama uczestniczyła w wielu sprawach, w których zupełnie minimalne, z pozoru całkiem pozbawione znaczenia obiekty, okazały się kamieniem z Rosetty *, prowadzącym do rozwiązania zagadki.
Jack zapoznał ją również z tym, co ujawniły zapisy dokonane na podstawie E-Z Pass. „…lecz to, jak wiesz, niekoniecznie musi mieć znaczenie. Mogli być przesadzeni do innego samochodu”.
Regan popatrzyła na tacę z przyniesionym Norze śniadaniem, którego matka właściwie nie tknęła.
– Może napiłabyś się przynajmniej herbaty? – spytała.
– Lura – mruknęła Nora, ale podniosła filiżankę do ust.
Wieść o wypadku Nory już się rozniosła, a rezultatem tego był zalew kwiatów od przyjaciół rodziny. Pierwszych kilka bukietów rozstawiono w pokoju, lecz kiedy zaczęły nadchodzić kolejne, Nora poprosiła, by zostały przekazane innym chorym w szpitalu.
Rozległo się pukanie do drzwi i po ich uchyleniu uśmiechnięta wolontariuszka spytała:
– Czy mogę wejść? – Trzymała pudełko obwiązane efektowną wstążką.
– Oczywiście. – Nora usiłowała się uśmiechnąć.
– Pierwsze powicie w dniu dzisiejszym – zauważyła kobieta żartobliwie. – Zostawiono to dla pani wczoraj wieczorem, ale dziewczyna z recepcji przyczepiła karteczkę, że należy paczkę przetrzymać do rana. No i jest!
Nora sięgnęła po pudełko.
– Bardzo pani dziękuję.
– Nie ma za co – odparła kobieta, po czym zwróciła się do Regan: – Niech pani przypilnuje, żeby mama dbała o nogę.
– Dobrze. – Regan zdawała sobie sprawę, że nie zachęca wolontariuszki do dalszej wymiany zdań, ale zależało jej bardzo, by obce osoby nie przebywały w pokoju. Gdyby przypadkiem porywacze zatelefonowali przed umówioną godziną, chciała mieć możność nieskrępowanej rozmowy oraz nagrania jej za pomocą broszki, którą jej Alvirah pożyczyła.
– Zawsze mam przy sobie zapasową – wyjaśniła Regan, wręczając jej miniaturowe urządzenie do nagrywania. – Nawet jeżeli gliniarze założyli na twój telefon podsłuch, dzięki temu będziesz miała swoją własną taśmę i nagrania wszystkich rozmów.
Nora zsuwała wstążkę z pudełka.
– To na razie – rzekła wolontariuszka z uśmiechem. Wychodząc, zostawiła drzwi nieco uchylone.
Gdy Regan je zamykała, usłyszała, że matka ciężko oddycha, więc odwróciła się ku niej szybko.
– Regan, spójrz na to! – wykrzyknęła Nora z przerażeniem w głosie.
Córka podbiegła do niej i teraz wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w rozpakowaną już zawartość przesyłki. W ramionach puszystego, brązowego pluszowego misia, ubranego we włóczkową czapeczkę, tkwiło zdjęcie jej ojca w smokingu, uśmiechającego się ciepło. Ale to napis wokół czerwono-zielonej ramki sprawił, że dreszcz przeniknął jej ciało. „Będę w domu na Boże Narodzenie – napisano u góry -…choćby tylko w marzeniach” – dokończono zdanie u dołu ramki.
W pudełku była koperta. Regan rozerwała ją. Na zwykłej karcie z życzeniami nadawca napisał: „Noro, pomyślałem, że zechcesz mieć fotkę swego kochaneczka”. Podpisano: „Twój fan numer jeden”.
– Pokaż mi to. – Nora wzięła kartę z jej ręki. – Regan, oni nam grożą!
– Tak.
– Jeżeli coś nie pójdzie jak trzeba i nie dostaną pieniędzy… – wyszeptała Nora.
Regan już wykręcała numer Jacka Reilly’ego.
Jack był przez całą noc na nogach, kierując gorączkową akcją, stanowiącą modus operandi oddziału do zadań specjalnych zwłaszcza wtedy, gdy w grę wchodziła konieczność ograniczenia skutków przestępstwa.
Laboranci wprowadzili odciski palców z limuzyny do komputerów i choć kilka zespołów przeszukiwało zawarte w nich dane, jak dotąd nie natrafiono na pasujące do tych zebranych z samochodu. Parę pasemek czarnych włosów z poliestru sugerowało, że jeden z porywaczy był w przebraniu. Długość włosów wskazywała raczej na wąsy niż na perukę. Jedynym odkryciem, które ewentualnie mogłoby mieć istotne znaczenie, było kilka malutkich drobinek farby, znalezionych na podłodze limuzyny w pobliżu pedału hamulca.
Podejrzenia o porwanie zaczęły koncentrować się na byłym mężu Rosity, Ramonie Gonzalezie. Po nawiązaniu kontaktu z policją w Bayonne okazało się, że jest on tam dobrze znany. Nałogowy hazardzista, był podobno ogromnie zadłużony u lokalnych bukmacherów i nie widziano go ostatnio w zwykle odwiedzanych przez niego lokalach.