– Przynajmniej pani stoi tutaj z przystojnym facetem. Ja od miesięcy nie byłam na porządnej randce.
– Och, my nie… – zaczęła Regan, lecz Jack trącił ją łokciem i uśmiechnął się do sprzedawczyni, która na przypiętej plakietce miała napis:
„Cześć, na imię mi Lucy”.
– Mówili, żebym wzięła pracę w szpitalu. Że można tam poznać wielu lekarzy. Więc się tu zatrudniłam na grudzień, może to coś da. – Zamilkła na chwilę, jakby sama nie wierzyła w to, co miała zakomunikować. – Odkąd zaczęłam tu pracę trzy tygodnie temu, żaden lekarz nie przestąpił progu tego sklepu. Oni wszyscy tylko latają po holu w tych swoich białych kitlach.
– Ojej. – Regan usłyszała swoje ciche, wydane bez przekonania westchnienie współczucia. Odchrząknęła i rzekła: – Przepraszam, że panią niepokoję, ale…
– Proszę się nie krępować – odparła Lucy zrezygnowanym głosem, podnosząc do ust plastikowy kubek z kawą. – Zamieniam się w słuch.
– Musimy porozmawiać z osobą, która tu pracowała wczoraj wieczorem.
– Właśnie pani na nią patrzy. A jak pani myśli, dlaczego jestem taka zmęczona?
Regan i Jack wymienili spojrzenia. Szczęście się do nich uśmiechnęło – obojgu im przebiegła przez głowę ta sama, niewypowiedziana myśl.
Jack uprzednio włożył pluszowego misia ze zdjęciem w ramce do przezroczystego plastikowego woreczka, który dostał w pokoju pielęgniarek. Regan pokazała zabawkę sprzedawczyni.
– Wydaje nam się, że ten miś został kupiony tutaj wczoraj wieczorem.
– Bingo.
– Pamięta pani, jak go sprzedawała?
– Bingo.
– Czy może nam pani powiedzieć coś o osobie, która go kupowała?
– Tylko nie poganiajcie mnie, proszę. Wpuściłam go, kiedy już zamykałam, a jemu zajęło wieki wybranie tego misia. – Lucy wskazała na wystawione na półce sklepowej niedźwiadki. – Czy widzą państwo jakąś różnicę między którymś z tych, a tym, którego państwo przynieśli? Ja nie. On potem sięgnął do swojej torby z innego sklepu i zdjął opakowanie z ramki. Więc tak stałam tu za ladą, po tym całym dniu na nogach, i czekałam, aż on rozwinie, a potem złoży opakowanie, pewnie żeby jeszcze raz wykorzystać ten papier. Potem umieścił ramkę w ramionach misia i poprosił mnie o zapakowanie tego wszystkiego razem. Więc włożyłam to do pudełka, które przewiązałam wstążką. Następnie wyjął portfel i wieki mu zajęto odliczanie dokładnej co do centa sumy z przegródki na bilon. – Wzniosła oczy do nieba. – Mogę wam powiedzieć jedno – zakończyła swą relację – każda, co się gdzieś z nim wybierze, powinna liczyć się z tym, że będzie musiała trzymać się za własną kieszeń.
– Zapłacił gotówką? – spytał Jack.
Obrzuciła go boleściwym spojrzeniem.
– Czyż właśnie tego nie powiedziałam?
– Jak by go pani opisała? – ciągnął Jack lekko zniecierpliwionym głosem.
Odezwała się po chwili wahania:
– A właściwie o co tu chodzi? Proszę mi nie mówić, że to był od dawna zaginiony brat Billa Gatesa.
Regan zmusiła się do uśmiechu.
– Zostawił to dla mojej matki, która jest pacjentką w tym szpitalu, ale nie podpisał karty. A ona chciałaby wysłać podziękowanie ofiarodawcy.
– To dziwne – rzekła Lucy wyraźnie zakłopotana. – Robił wrażenie bardzo z siebie zadowolonego, no wiecie, kiedy wkładał ramkę do pudełka razem z misiem i w ogóle. Według mnie, nie wyglądał na takiego, co zapomina podpisać kartę.
– Może mogłabym się domyślić, kto to był, gdyby pani choć w przybliżeniu opisała jego wygląd – naciskała Regan.
Lucy zmarszczyła brwi w wysiłku umysłowym.
– Nic nadzwyczajnego – odpowiedziała. – No, tak około pięćdziesiątki. Ciemne włosy, ale trochę przerzedzone, wzrost średni, raczej typ nieudacznika.
– Miał ze sobą torbę ze sklepu – przypomniał Jack. – Czy przypadkiem nie zauważyła pani, z jakiego?
Znowu przewróciła oczami.
– O tak, poszłam tam raz na zakupy. Kupiłam coś z ubrania, i to się zrobiło nie do użytku po pierwszym praniu.
– A gdzie jest ten sklep? – spytała Regan.
– Nazywa się Long’s. Słyszeliście ich reklamę? Jak do sklepu Long’s trafiłeś, tuż po wyjściu zatęskniłeś. Powiem wam jedno, ja nie zatęskniłam.
– O której tu pani zamyka? – zapytał Jack.
– Zwykle o wpół do ósmej, ale w tym tygodniu dopiero o dziewiątej. Chcą się pozbyć tego świątecznego chłamu. Po świętach już się tego nie opchnie.
Było oczywiste, że niczego więcej się od niej nie dowiedzą. Regan i Jack przeszli przez hol i skierowali się do recepcji szpitala. Uprzejma urzędniczka pamiętała, kto miał dyżur poprzedniego wieczoru.
– Moja przyjaciółka, Vanessa. Zaraz panią z nią połączę.
Regan była rozczarowana, gdyż usłyszała od niej jedynie ten sam, niezbyt precyzyjny opis mężczyzny, który zostawił paczkę.
– A może przypadkiem podał swoje nazwisko albo powiedział, że jest przyjacielem mojej matki?
– Nic takiego nie mówił, zaznaczył jedynie, że nie chce jej przeszkadzać wieczorem.
Regan starała się nadać swemu głosowi zdawkowy ton, kiedy rzekła:
– Wobec tego chyba ten ktoś, ktokolwiek to był, nie otrzyma podziękowania.
– Zagadkowy prezent dla autorki zagadek kryminalnych – odparła Vanessa pogodnie. – Proszę jej powiedzieć, iż mam nadzieję, że już czuje się lepiej.
Regan odłożyła słuchawkę.
– Podała te same cechy fizyczne, ale, niestety, nic więcej, Jack. – Odwróciła się do recepcjonistki i podziękowała jej za pomoc.
Kiedy oddalili się już nieco, Jack wskazał Regan kamery ochrony zainstalowane w holu. Ściszonym głosem powiedział:
– Zabiorę taśmę z wczorajszego wieczoru. Powinniśmy go wyłowić, niósł przecież duże pudełko.
– Cześć, jak się macie? – Serdeczny ton głosu Alvirah był nie do podrobienia. Zanim zdołali się odezwać, zauważyła trzymanego przez Regan misia. Z wyrazem zatroskania na twarzy zauważyła: – Musi być jakaś przyczyna faktu, że niesiesz pluszowego misia w plastikowej torbie.
– Chodźmy do pokoju Nory – zasugerował Jack. – Będziemy mogli swobodniej rozmawiać.
Pięć minut później tam się znaleźli. Nora właśnie odkładała słuchawkę.
– Dzwonił mój brat. Nasz rachunek papierów wartościowych został obciążony milionem dolarów, a kwota ta przekazana do banku Chase Manhattan. Stamtąd będzie przelana do Banku Rezerw Federalnych. Powiedziałam, że to są pieniądze przeznaczone na inwestycje za granicą. – Uśmiechnęła się blado. – Pozostaje tylko modlić się do Boga, aby to był najlepiej wydany przez nas milion dolarów.
Jack skinął głową.
– Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby tak się stało.
Oboje z Regan opowiedzieli Norze i Alvirah o tym, jak mało zdobyli informacji o ofiarodawcy prezentu.
– Fizycznie niczym szczególnym się nie wyróżniał. Zapłacił gotówką. Z tego, co usłyszeliśmy, wynika, że wcale się nie śpieszył, nie wykazywał nerwowości. I miał ze sobą torbę domu towarowego Long’s.
– Long’s! – wykrzyknęła Alvirah. – Zanim wygrałam na loterii, zachowywałam się, jak mówi ich reklama. To jest jeden z tych mających mniejsze powodzenie domów handlowych. Trzeba się przedrzeć przez tonę rupieci, żeby natrafić na jakąś okazję, ale czasem się to zdarza. Większość ludzi widzi w tym wyzwanie. – Przyjrzała się ramce. – Wygląda na ofertę specjalną sklepu Long’s. Czy chcesz, Jack, żebym to dla ciebie sprawdziła?
Jack wiedział, że Alvirah potrafi po mistrzowsku wyszperać przeróżne informacje. Posiadała wręcz tajemniczy dar, skłaniający ludzi do zwierzeń. Dlaczego nie? – pomyślał. Później, gdy już będą mieli jako tako przyzwoity obraz tego osobnika z kamer ochrony, on wyśle do domu towarowego jedną ze swych ekip, żeby ustaliła, czy ktoś potrafi faceta zidentyfikować.