Выбрать главу

„Zawiadomienie wszystkich zajmie trochę czasu, podobnie jak umieszczenie nekrologu w gazetach” – wyjaśnił.

Bóg świadkiem, że to towarzystwo od sadzonek otrzymało masę zawiadomień, pomyślał Austin, i teraz nie możemy się od nich odczepić.

Na jego biurku zadzwonił telefon. „Wolałbym, żeby się nie odezwał ten nudziarz Bumbles” – mruknął do siebie. Ale to była Regan. Przez moment ton jej głosu wzbudził w nim nadzieję, że być może Regan powie, iż Luke i Rosita są bezpieczni. Ale, oczywiście, nic takiego nie usłyszał.

Powiedział jej, co robił.

– Będę dalej wszystko sprawdzał – obiecał. – Mam też zamiar dyskretnie popytać w okolicy, czy nie zaistniał może jakiś problem z którymś z pracowników, co nie dotarło do naszych uszu.

– Dzięki, Austin – odparła Regan cicho. – Nie wiadomo, kto to mógł zrobić. W tej fazie policja podejrzewa byłego męża Rosity. Z całą pewnością ma duże długi i jako hazardzista jest je winien podejrzanym ludziom.

– W takiej sytuacji rzeczywiście rodzi się silna motywacja do położenia łap na milionie dolarów w każdy możliwy sposób.

– Lecz, oczywiście, mogłaby to być także robota kogoś, kto miał złość do ojca w ciągu ostatnich dziesięciu lat. – Następna uwaga Regan wypowiedziana została z lekką nutą ironii w głosie. – To byłoby zgodne z tym, co się mówi o nas, Irlandczykach. Zapominamy o wszystkim poza urazą.

– Wiem coś o tym – zgodził się Austin, wspominając w myślach swą babkę, która nigdy nie wybaczyła kuzynce, że ją „ubiegła”, ustalając termin ślubu na dwa tygodnie przed jej długo planowanym weselem. Babka zeszła do grobu sześćdziesiąt lat później, ciągle nie mogąc się z tym pogodzić. Fakt, że kuzynka cierpiała katusze w okropnym związku małżeńskim, w najmniejszym stopniu nie ukoił uczuć babki.

– Jak się miewa mama? – zapytał.

– Jakoś się trzyma. Będę z nią do późnego popołudnia.

Wiedział, co ma na myśli.

– Przekaż jej ode mnie pozdrowienia, a na siebie, Regan, uważaj.

– Postaram się – odparła. – Porozmawiamy później.

Ledwie Austin zdążył odłożyć słuchawkę, gdy telefon zadzwonił ponownie. Podniósł słuchawkę w tlącej się nadal nadziei, że usłyszy jak zwykle lakoniczne pytanie Luke’a, zadawane przynajmniej już tysiąc razy: „No, Austin, co tam mamy dzisiaj do roboty?”.

– Austin Grady – przedstawił się.

– Ernest Bumbles!

Ten głos podziałał na nerwy Austina jak zgrzyt noża po szkle.

– Luke’a nie ma – odpowiedział mu stanowczym tonem. – I, niestety, nie wiem, kiedy się go można spodziewać.

– Będę nadal próbował – oświadczył Ernest z niezmąconą pogodą. – Tymczasem!

Luke i Rosita opatulili się kocami tak szczelnie, jak tylko mogli. W pomieszczeniu był wprawdzie grzejnik gazowy, lecz miał on niewielki wpływ na przenikającą do szpiku kości zimną wilgoć, panującą w zanurzonej w wodzie łodzi.

– Jeżeli się stąd wydostaniemy, zabiorę moje dzieciaki do Puerto Rico na cały tydzień – powiedziała Rosita. – W każdym razie tyle zajmie mi rozgrzewanie się.

– Kiedy się stąd wydostaniemy, wyślę was wszystkich pierwszą klasą – obiecał Luke.

Rosita zmusiła się do uśmiechu.

– Niech pan lepiej pilnuje swojej gotówki. Pana konto bankowe właśnie stopniało o milion dolarów.

– Jesteś mi winna połowę.

– Ma pan tupet! – Tym razem Rosita szczerze się roześmiała. – Jak powtarza C.B. do znudzenia, gdyby pan nie przedstawił jego zmarłego wuja Kwiecistym, ten nigdy by nie zmienił testamentu.

– Nikt inny nie chciał iść ze mną na tę kolację – zaprotestował Luke. – Musiałem obsadzić miejsca przy stoliku.

– Jak pan myśli, czy pan Grady mógłby doszukać się tego powiązania i poprosić gliniarzy, żeby sprawdzili naszego przyjaciela C.B.? – spytała.

Luke uznał, że odpowiedź musi być uczciwa.

– Nie widzę takiej możliwości. W czasie czuwania przy zwłokach C.B. bardzo dobrze ukrywał swój gniew, chociaż złapałem go potem na wpychaniu zgniłych liści do trumny nieboszczyka wujka.

– Żartuje pan? Powiedział pan to panu Grady’emu? – zapytała z nadzieją w głosie.

– Niestety, nie – odrzekł Luke. – Trochę mi było żal tego C.B. Przez lata spotykałem się z niepojętymi emocjonalnymi reakcjami ludzi, zachowującymi się w obliczu śmierci bliskich w sposób, o który nigdy bym ich nie posądzał.

– Potem zjawił się na pogrzebie i na obiedzie i pewnie zachowywał się jak należy. Skoro pan nie przyszedł na pogrzeb, policja teraz prawdopodobnie uświadomiła sobie, że myśmy już wtedy zaginęli. Więc jego nikt z tym faktem nie powiąże – zauważyła smutno Rosita.

Luke skinął potakująco głową.

– Nie mieliby do tego żadnych podstaw.

– Pewnie także w nikim nie wzbudzi podejrzeń osoba Peteya – ciągnęła Rosita – a pan, jak zwykle, panie Reilly, nieskłonny do robienia komuś przykrości, nawet mu nie dał do zrozumienia, że nie zachwycił pana wynik jego pracy.

– Byłem bardzo skłonny, ale prościej było mu zapłacić i się go pozbyć. A musisz przyznać, żeśmy się potem setnie uśmiali.

– To prawda.

– Ale coś mi się przypomniało, Rosito. Gdybyś się wtedy umówiła na randkę z Peteyem, może byśmy tu nie siedzieli.

– W takim razie już wolę tu siedzieć.

Luke zachichotał.

– Chyba muszę przyznać ci rację.

Po chwili milczenia odezwała się Rosita:

– Ciekawa jestem, kto zajmuje się moimi dziećmi?

– Regan przypilnuje, żeby były pod dobrą opieką.

– Och, tak, tego jestem pewna – odparła szybko. – Chodzi tylko o to, że pewnie są z nieznaną im osobą. Chrisowi i Bobby’emu zawsze zabiera trochę czasu, zanim oswoją się z nową opiekunką. – Umilkła na chwilę. – Jestem pewna, że za mną tęsknią, ale też chyba są na mnie źli, że jeszcze nie wróciłam do domu. W ciągu ostatniego półtora roku zbyt często zdarzało im się mieć do czynienia z ojcem, który ich zaniedbywał i był gościem w domu.

– Jak tylko znajdziesz się w rodzinnym gniazdku, wszystko wróci do normy szybciej, niż sądzisz – próbował pocieszyć ją Luke.

– Jedna rzecz bardzo mnie dręczy – powiedziała z wahaniem, jakby wzdragała się wyrazić słowami swą najgłębszą obawę. – To wprost nie do wiary, że ktoś taki jak C.B., robiący wrażenie człowieka kompletnie nieudolnego, mógł opracować plan porwania i urzeczywistnić go. Nic na to nie poradzę, ale się zastanawiam, do czego jeszcze byłby zdolny, gdyby uznał, że nie chce mieć świadków.

Luke już miał jej odpowiedzieć, ale się powstrzymał. Zawsze istniała możliwość, że kabina jest na podsłuchu. Chciał powiadomić Rositę o swym planie przekazania Regan wiadomości, że znajdują się w bliskim sąsiedztwie obiektów z jej ulubionej książeczki dla dzieci, tej o moście i latarni morskiej. Wiedział, że doprawdy trudno sobie wyobrazić, jak to zrobi, lecz jednocześnie był świadom, że to jedyna karta, którą musi zagrać.

Rosita miała całkowitą rację. C.B. mógł być zdolny do ostatecznego aktu zemsty.

Alvirah pośpiesznie minęła dom towarowy Macy’s. kierując się w stronę innego, Long’sa, za rogiem. Ulice były tak zatłoczone samochodami, że wysiadła z taksówki i wskoczyła do metra, żeby szybciej się dostać do śródmieścia. Pomimo zimna ludzie, którzy odkładali zakupy na ostatnią chwilę, szturmowali sklepy. Zwykle lubiła przyglądać się wystawom, lecz dzisiaj była to ostatnia rzecz, jaka ją zajmowała.

Zdawała sobie sprawę, iż będzie prawie niemożliwe wytropić mężczyznę, który kupił tanią ramkę do fotografii, musiała jednak spróbować.